Wołominiak wilkiem morskim

Dla osób, które nie czytały moich wcześniejszych relacji: ? Nazywam się Jan Kieś. Ci z Was, którzy czytali którąś z moich opowieści już trochę mnie znają i wiedzą, że jestem wołominiakiem i przez kilku tygodni byłem załogantem żaglowca Fryderyk Chopin. Przez kilka tygodni na łamach ?Życia Powiatu? opowiadałem o tym, jak żyje się młodzieżowej załodze drugiego co do wielkości żaglowca pływającego pod polską banderą.

To już jest koniec?

Malaga, 05.11

Minuty i godziny nieubłaganie mijały, wraz z cykaniem wskazówek zegara. Dni płynęły, tygodnie przemijały wraz z mrugnięciem oka, a gdzieś tam uciekły również, wraz z przegnanymi wiatrem chmurami na niebie, całe dwa miesiące, ale ten moment musiał przecież nadejść. Moja stopa po raz ostatni podczas tego rejsu stanęła na trapie żaglowca Fryderyk Chopin.

Dzięki tym dwóm niezwykłym miesiącom zacząłem doceniać rzeczy, których wcześniej nawet nie zauważyłbym. Pierwszymi były owoce ciężkiej pracy, którymi była radość, gdy na początku razem z grupą nieznanych mi ludzi po raz pierwszy ciągnęliśmy za liny, kierując kilkusettonowym gigantem sunącym po toni wodnej. Razem wspinaliśmy się na wanty, by dostać się na reje. Stamtąd, patrząc z trwogą w dół, klarowaliśmy po raz pierwszy żagle. Razem po nocach, mimo niewyspania, pełniliśmy wachty z zapałem wpatrując się w morze. Te wszystkie prace przemieniły nas w prawdziwą załogę, spajając nas niczym węzły łączące dwie różne liny.

Rejs ten wymagał ode mnie mnóstwa pracy i wysiłku, zwracając je jednak po wielokroć w postaci doświadczeń, wspomnień i szczęścia z realizacji swoich marzeń. Zaczyna się tu też doceniać takie proste rzeczy, jak ciepły prysznic, sen, to że herbata nie ucieka ci ze szklanki, a zupa nie zachowuje się niczym skazaniec, który ujrzał dziurę w więziennym murze. Zwykłe rzeczy, takie jak moje łóżko lub najzwyczajniejsze owoce stały się czymś nadzwyczajnym. Tu człowiek zmienia się, poznając czym jest prawdziwe życie na morzu. Tutaj poznajesz trwogę przed wielkością świata, wpatrując się w horyzont. Mimo tej trwogi, jednak czujesz, że chcesz zwiedzić każdy zakątek tego wspaniałego miejsca.

Między światami

Okęcie, 05.11 przed północą

Patrząc po raz ostatni na morze z pokładu samolotu wylatującego z Malagi zastanawiam się, jak przyjdzie mi żyć znowu w „normalnej rzeczywistości”, jednak nie czuję obawy, a jedynie wagę zmian, które wpłyną na codzienność. Gdy widzę rodziców czekających na nas za szklanymi drzwiami, wiem, że tam czeka na mnie inny świat. Mimo że nie jestem typem osoby okazującej uczucia innym, coś w środku złamało się podczas pożegnania, dając ujście wzruszeniu, które było kumulowane od początku dnia.

Będę tęsknił za prostymi rzeczami kształtującymi zwykłe dni na statku, których nie zaznam na lądzie: ludzi, pracy, stylu życia, piękna zwiedzania świata i radości poznania nowego miejsca, niezwykłego uczucia obcowania z pięknem przyrody w nieznanym, a nawet tych wszystkich alarmów, które wcześniej budziły we mnie trwogę, zdenerwowanie i zmęczenie.

Siła tego uczucia była odwrotnie proporcjonalna do ilości kilometrów dzielących mnie od domu. Przypominając sobie swoje pierwsze dni i obawy, które męczył mnie przed rozpoczęciem rejsu, teraz wydają mi się tak nieuzasadnione i głupie. Nie straszne mi już żadne sztormy, ani choroba morska. Pokonałem wszystkie trudy i wszedłem z prób zwycięską ręką. Ten niezwykły rejs był dla mnie prawdziwą i niezwykłą lekcją. Lekcją na całe życie.

Jan Kieś jest uczniem 1 klasy LO, wolontariuszem w fundacji Słyszę Mówię Czuję w Wołominie prowadzącej terapię dzieci z wadami słuchu i mowy. Jest laureatem ogólnopolskiego konkursu wolontariackiego ogłoszonego przez fundację STS Fryderyk Chopin. Jako jeden z pięciu zwycięzców został nagrodzony udziałem w dwumiesięcznym rejsie Szczecin – Malaga.

Jan Kieś

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.