Dariusz Kalinowski: Dla kogo ster władzy

Data wyborów samorządowych jest już znana. Cichaczem, tu i tam, pojawiają się banery głoszące, że niezależny i społeczny komitet wyborczy jest już gotowy, aby przejąć stery władzy. Nacisk oczywiście kładziony jest na bezpartyjność, bezkompromisowość jedynie słusznych przekonań członków owych stowarzyszeń. Wszystkie te osoby chcą działać z dala od polityki. Dla osób pobieżnie śledzących życie polityczne może ten chwyt wystarczy. Mam nadzieję, że wkrótce bliżej poznamy tych niezależnych, pełnokrwistych samorządowców odpornych na wpływy zewnętrznych uwarunkowań makroekonomicznych. Myślę że sporo twarzy już znamy, a głoszone hasła wynikają z czystego wyrachowania. Modnym ostatnio bywa, zrzucanie winy na tych gorszych, tych partyjnych.

Zastanawiam się ? jak w dobie tak silnych powiązań gospodarczych, społecznych i politycznych można być niezależnym? Co to stwierdzenie oznacza w praktyce? Radny wręcz powinien być zależnym od woli wyborców, którzy to, przeważnie mają jednak różne interesy. Jedni chcą nowych dróg, a drudzy nowych ścieżek rowerowych a łączy ich jedno ? inwestycje tak, ale nie pod moim oknem. W budżecie gminnym zawsze jest za mało pieniędzy na sfinansowanie wszystkich potrzeb, więc nasz hipotetyczny radny, musi ? chcąc przeforsować swój projekt ? dogadywać się z innymi. Jego efektywność zależy od głosów innych radnych, a w jeszcze większej mierze od woli burmistrza. W każdej organizacji zarządzanej kolegialnie, decyzje wypracowuje się wspólnie, a niezależność można zostawić w szatni.

O wiele trudniej ma włodarz miasta. Sukces burmistrza zależny jest od wielu czynników. Często nawet od niego niezależnych i tak na przykład – burmistrz Kobyłki dobitnie przekonał się jak na ocenę jego pracy wpłynęły obfite opady deszczu. W Polsce mało kto wie, do kogo należy konkretna droga, można więc zebrać cięgi za to, że ktoś, od kogo zależy decyzja inwestycyjna, nie wydaje jej latami. Natomiast w przypadku, gdy dzięki dobrej współpracy między różnymi szczeblami drabinki samorządowej uda się przeprowadzić jakiś projekt ponadlokalny notowania rosną . Sukces zależy od jakości współpracy i intencji współpracujących, ale też i od zasobności kasy urzędu marszałkowskiego, czy stanu budżetu państwa.

Jeszcze śmieszniej jest z tą apolitycznością to takie hasło – wytrych. Czy wierzymy, że wystarczy zlikwidować partie polityczne, a wszystkie problemy znikną? Już niedługo wyborca usłyszy, że tzw. kandydat partyjny to ten gorszy bo… Ciekaw jestem dlaczego? Bo będzie sterowany z tzw. centrali? Odpowiem od razu, kolokwialnie ? może lepiej z centrali niż z parafii? A tak poważnie, to to czy ktoś ulega wpływom i jest sterowalny nie zależy od legitymacji. Kandydaci na stanowisko burmistrza, to w przeważającej części ludzie znani w środowisku od wielu lat. A na poparcie powinni pracować nie parę tygodni a parę lat. Wyjątki co prawda się zdarzają, czego dowodzi przykład wyniku wyborczego sprzed czterech lat, gdzie o sukcesie wyborczym nieznanego, aczkolwiek fotogenicznego kandydata w dużej mierze zadecydował wizerunek, a nie jego dokonania. A dziś mamy problem bo legitymacja w kieszeni nie przystaje do efektów działania. Mam nadzieję, że nie pojawi się zarzut, że partie polityczne wspierają finansowo swoich kandydatów w czasie kampanii. Jest to powielany często mit. Na poziomie Wołomina nie spotkałem się z taką praktyką. Każdy wykłada na ten projekt własną ?kasę?. Jedyna realna korzyść płynąca z bycia w partii to szyld, a co za tym idzie poparcie tzw. żelaznego elektoratu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.