06. Teraźniejszość i sentymenty

Mamy Parlament, Rząd i nadzieję, że emocje wyborcze nie owładną nami w najbliższym czasie, a radosne Święta dostarczą wielu wrażeń. Długie wieczory sprzyjają chęci dokonywania corocznych remanentów. Tymczasem wielu spośród nas, przymuszonych kończącą się ulgą rozpoczęło chcąc nie chcąc zaplanowane na „później” różnego rodzaju remonty. Fachowcy wszelkiego kalibru mają wzięcie i okazję do zaprezentowania się. W życiu politycznym natomiast trwa polowanie na „kaczki”. Lewica liberalna i postkomunistyczna prześciga się w wyszukiwaniu wad i błędów PiSowi.

Wtórują im media publiczne( z zasady), ale nie minę się z prawdą, gdy dodam że i prywatne, dobitnie wyrażają swą dezaprobatę. Podejrzewam, że gdyby premier ogłosił rozpoczęcie zimy 21 grudnia spotkałby się z ostrą krytyką. Jako dobry przykład takiej groteskowej formy krytyki może posłużyć „Parada Równości” w Poznaniu. Za wydanie zakazu krytykowany jest oczywiście rząd, ale fakty mówią, że decyzję podjął prezydent Poznania, członek Platformy Obywatelskiej, a utrzymał ją w mocy wojewoda który jest członkiem Sojuszu Lewicy Demokratycznej. I to jest chyba trzeci stopień prawdy („tys prawda”) wg Pyzdry z „Janosika”. Do niedawno przeżytych wołomińskich uroczystości należy, obchodzona w ostatnim czasie 70-ta rocznica istnienia szkoły nr 4. Nie było wokół niej okolicznościowej wrzawy, ale dla każdego kto do niej (szkoły) uczęszczał, była okazją do wspomnień. Wspomnienia związane z „budą” łączą się zawsze z dzieciństwem i prawie zawsze z sentymentem. Ja uczęszczałem do niej w latach 1948 – 1954. Były to lata, jak dowiedziałem się dużo później, tworzące jeden z najciemniejszych okresów w historii Polski. Szkoła miała być wzorcową socjalistyczną placówką pod patronatem Towarzystwa Przyjaciół Dzieci. Pierwszym posunięciem jakiego dokonano, a które pamiętam, było usunięcie z programu szkolnego lekcji religii, a szkoła nr 4 była właśnie pierwszą szkołą wołomińską w której to uczyniono. Ta decyzja była ogromnym zaskoczeniem dla wszystkich, a zwłaszcza dla ministrantów, do których się zaliczałem. Nie zapomniałem również porannych apelów z obowiązkowymi raportami o stanie osobowym, składanymi przez gospodarza klasy, po których odbywała się okolicznościowa prasówka. Przygotowywali ją nauczyciele lub uczniowie wykorzystując stosowny tekst z Trybuny Ludu. Wszyscy zapewniali przy każdej okazji, że „walczą o pokój” i kochają swych wodzów dzięki którym żyje im się dużo lepiej niż „Małemu japończykowi Kano” z wiersza Czesława Janczarskiego. Ja też nieświadomy niczego recytowałem durny wiersz o Stalinie „ Rewolucja, parowóz dziejów chwała jej maszynistom…” Broniewskiego. Widziałem nauczycielki płaczące najrzewniejszymi łzami po śmierci „ojca narodów” i zupełnie spokojnych, żeby nie powiedzieć zadowolonych rodziców po powrocie do domu. Pamiętam do dziś, nauczyciela języka rosyjskiego z odznaką Komsomołu w klapie, który wymachując przyniesioną na lekcję Biblią wołał do nas: „Tym was oszukują..”. Były to również czasy „osiągnięć” Miczurina i Łysienki i krążących o nich dowcipów np: o tym jak Miczurin zaszczepił psa z jabłonką , żeby mogła szczekać na złodziei i sama się podlewać. Rozpowszechnianie ich groziło więzieniem. Kiedy teraz przejeżdżam obok szkoły i podziwiam jej nowy piękny budynek, bardzo często myślami wracam do starych wnętrz, które tylko zewnętrznym konturem przypominają to, czego byłem świadkiem.