12. To były fajne czasy

Tak wspomina lata młodości spędzone w Zielonce jeden z najbardziej znanych polskich dziennikarzy muzycznych – Marek Sierocki. Zajmuje się wieloma rzeczami m.in. prowadzi dział muzyczny w Teleekspresie, pełni funkcję dyrektora artystycznego festiwali w Opolu i Sopocie a oprócz tego gra na akordeonie i jest przemiłym człowiekiem. Z Markiem Sierockim rozmawia Krzysztof Myśliwiec

– Pierwsze lata swojego życia spędził Pan w Zielonce…
– Tak, pierwsze 18 lat swojego życia mieszkałem w Zielonce – tam się urodziłem, uczęszczałem do Szkoły Podstawowej nr 1 im. Bolesława Prusa, potem do tamtejszego Technikum Elektrycznego. Tak się złożyło, że nie miałem szczęścia chodzić do tego nowego budynku, a technikum mieściło się w tym samym budynku co podstawówka, więc 13 lat uczyłem się w jednym budynku. Ale wcale nie uważam, żeby była to jakaś pechowa 13 – wręcz przeciwnie. Obydwie szkoły bardzo miło wspominam, a szczególnie swojego wychowawcę z technikum Pana Wojnowskiego, który był nie tylko świetnym nauczycielem, ale także wspaniałym pedagogiem i myślę, że tym kim jestem w dużej mierze zawdzięczam właśnie jemu.
– Zielonka to także początek pańskich związków z muzyką.
– Tam uczyłem się gry na akordeonie. Lekcji udzielał mi, niestety już nieżyjący, Józef Gromala. Tam też stawiałem pierwsze kroki w amatorskim zespole muzycznym. No i dyskoteki. Moją pierwszą dyskotekę poprowadziłem w podziemiach kościoła. Było to w roku 1976 i graliśmy jako zespół na dyskotece do tańca, a ponieważ tego repertuaru nie mieliśmy za dużo, to też między kolejnymi występami puszczałem muzykę z płyt, trochę z magnetofonu.
– Czy spotyka Pan kolegów z lat szkolnych w wielkim świecie polityki i showbiznesu?
– W polityce i showbiznesie nie, ale spotykam. Mój kolega i przyjaciel z lat dzieciństwa Marek Pietrzak jest właścicielem hotelu
„U Pietrzaków”. Czasami wspominamy stare czasy jak graliśmy w zespole.
– Czy, od kiedy nie mieszka Pan w Zielonce, często Pan tam bywa?
– Bywam w miarę często. Po pierwsze – jest to bardzo blisko Warszawy – podróż zajmuje kilkanaście minut. Przede wszystkim nadal spotykam się ze swoimi kolegami, bo przyjaźnie przetrwały wiele lat. No
i mam też rodzinę w Zielonce, którą odwiedzam. Są też takie okazje jak Wszystkich Świętych i niestety coraz więcej rodzinnych i koleżeńskich grobów, które trzeba odwiedzać.
– Czy zdaje sobie Pan sprawę, że wiele ówczesnych dziewczyn z tamtych zielonkowskich dyskotek wciąż za Panem wzdycha?
– Bardzo miło to słyszeć. To były fajne czasy. Nie było wtedy takiego sprzętu i takiego dostępu do płyt jak teraz. Staraliśmy się to wszystko robić najlepiej jak umieliśmy. Czasem był to śmieszny sprzęt, np. pierwszy mikser z którego graliśmy zrobiłem sam. Mam go zresztą do tej pory. Było to takie trochę amatorskie, ale miało swój urok.
– Kilka razy był Pan jako DJ na sylwestrach u Prezydenta. Jak to się stało?
– Dwa razy się tak właśnie zdarzyło. Za każdym razem pan Prezydent zapraszał mnie, abym puszczał muzykę w pałacu. Już sama możliwość pojawienia się tam była dla mnie czymś niezwykłym… Zaczęło się w Zielonce, potem 11 lat w Hybrydach a teraz też czasem gdzieś grywam, bo nadal sprawia mi to ogromną frajdę.
– Najbardziej znany jest Pan z przygotowywania wiadomości muzycznych w Teleekspresie. Pracuje Pan tam już tyle lat – czy jeszcze się Panu nie znudziło?
– Wydaje mi się, że w ogóle rutyna jest wrogiem każdego zawodu. Po tylu latach jest ona niezbędna, ale nie można na niej polegać. To już prawie 20 lat jak Teleekspres istnieje, ale mam to szczęście, że codziennie zajmuję się czymś innym, codziennie są to nowe wiadomości muzyczne i stąd nie ma też jakiegoś znudzenia.
– Podobno, nawet kiedy był Pan w wojsku, nie zrezygnował Pan z pracy w Teleekspresie.
– To było dawno, w roku 1988. Po studiach poszedłem do wojska na rok i każdą przepustkę wykorzystywałem na to, żeby jednak nie tracić kontaktu z pracą, a że byłem w Zegrzu, niedaleko Warszawy, to zadanie miałem ułatwione. Strasznie się bałem tego wojska, ponieważ poszedłem już na ostatni gwizdek jako 27 latek. W wojsku poznałem Czarka Pazurę – było bardzo wesoło.
– Czy orientuje się Pan co dzieje się na lokalnej scenie muzycznej?
– Przyznam się szczerze, że bardzo słabo. Zdarzało się, że przy okazji WOŚP widziałem występy zespołów.
– Czy porzucił Pan już muzykowanie, czy też nadal czasem grywa Pan na akordeonie?
– Trudno powiedzieć żebym był muzykiem. Grywam bardzo rzadko, chociaż koledzy namawiają mnie, żeby nagrać coś większego. Nadal fascynuje mnie praca w studiu i czasem udzielam się przy projektach muzycznych. Realizacja i produkcja muzyczna – to takie rzeczy, które bardzo mi się podobają.
– „Chce mi się ziewać jakbym zarwał dwie nocki / Tu nawet kawa mnie nie wzmocni, zobacz, Marek Sierocki /I telehit, audiotele guiz i już prawie śpisz” śpiewał Mezo zarzucając nudę polskiemu showbiznesowi. Czy zgadza się Pan, że polski showbiznes jest nudny? Jak reaguje Pan na tego typu teksty ze swoim nazwiskiem?
– Przyznam się, że wcześniej tego nie słyszałem – akurat ten wykonawca nie należy do artystów, których słucham. Ja myślę, że nie ma nudy w polskim showbiznesie, że coś się dzieje. Muzyka i showbiznes jest to wypadkowa gospodarki i pewnych uwarunkowań prawnych. Niestety prawo autorskie w Polsce nie działa. Płyty są piratowane w rozmaity sposób. Już nie tylko sprzedawane są na „stadionie”, ale również bezprawnie kopiowane przez Internet. Ponadto w pewien sposób osłabiają muzykę darmowe koncerty czy te wszystkie wydawnictwa dołączane do gazet. Natomiast co roku pojawia się kilku ciekawych wykonawców, kilkanaście wartościowych piosenek i myślę, że polska scena nie jest nudna, dlatego że jest urozmaicona. Począwszy od takich weteranów muzyki rockowej jak Dżem, Perfect, TSA poprzez pojawiające się młode zespoły, które mają bardzo ciekawe, zupełnie nowe spojrzenie na muzykę, poprzez pop, muzykę taneczną, która ma duże grono odbiorców, do muzyki klubowej, którą puszczają DJ’e i fajnie to robią. Kilku z nich już podpisało kontrakty zagraniczne – myślę, że będzie
o nich głośno, aż wreszcie do polskiego hip-hopu, który swój szczyt popularności ma już za sobą, ale nadal jest to silna gałąź naszego showbiznesu.
– Wspominał Pan o piractwie. Uważa Pan, że należałoby zakazać wymiany plików muzycznych przez Internet czy też pójść w stronę sprzedaży muzyki tą drogą?

– Myślę, że dzisiaj trudno jest komuś cokolwiek zakazać. Muzyka w Internecie jest czymś, czego nie dotykamy. Jeżeli ktoś ukradnie samochód lub jakiś przedmiot, to wiadomo, że jest to kradzież. Natomiast coś co tam sobie fruwa w powietrzu dla wielu ludzi nie jest elementem kradzieży, a niestety tak jest. Kradzież tego, co ktoś skomponował, napisał, nagrał, ktoś włożył w to pieniądze. Takie wymienianie się za darmo nie jest dobre. Do tego powinny być pewne prawne uwarunkowania i coś w rodzaju edukacji. Środowisko muzyczne za mało stara się, aby uświadomić ludziom, że taki proceder jak ściąganie mp3 jest zwykłą kradzieżą.
Jestem natomiast za sprzedażą muzyki w Internecie. Od tego nie uciekniemy i myślę, że jest to najlepszy i najciekawszy sposób na rozprowadzanie muzyki na najbliższe czasy.