31. Mamo, skąd się biorą dzieci?

Katarzyna Rozbicka

Dziecko 3 – 4 letnie pytając: – Skąd się biorą dzieci? (czytaj: – Skąd ja się wziąłem/wzięłam?), oczekują od nas czegoś zupełnie innego, niż opis techniczno-biologiczny „produkcji” człowieka. One chcą wiedzieć, jaka siła sprawiła, że są na świecie i zupełnie jeszcze nie obchodzi ich to, jak zostały poczęte, czy jak się urodziły.

Każdy rodzic staje przed dylematem, jak odpowiedzieć na pytanie swojej pociechy, skąd się wzięło? Pytanie trudne i często dla dorosłych wstydliwe, bo patrzą na nie ze swojego, dorosłego punktu widzenia. Kojarzy się ono nieodłącznie z seksualnością – tabu, o którym ciągle jeszcze w Polsce się nie mówi.

Tymczasem dziecko 3 – 4 letnie zadając pytanie: Skąd się biorą dzieci? (czytaj: Skąd ja się wziąłem/wzięłam?), oczekują od nas czegoś zupełnie innego, niż opis techniczno-biologiczny „produkcji” człowieka. One chcą wiedzieć, jaka siła sprawiła, że są na świecie i zupełnie jeszcze nie obchodzi ich to, jak zostały poczęte, czy jak się urodziły. Pytanie dziecka na tym etapie rozwoju ma raczej podłoże egzystencjalne, a nie seksualne. Pytając – Skąd się wziąłem? – próbuje ono określić własną tożsamość, własne „ja”.

Nie należy więc zbywać malucha słowami: „Daj mi spokój”. „Jesteś za mały”, „Głupie pytanie”, albo: „Przyniósł cię bocian”, „Znalazłam cię w kapuście” czy „Bóg tak chciał”. Dziecko nie zrozumie, że uciekamy przed odpowiedzią, bo ona nas krępuje, odbierze to zupełnie inaczej – jako informację, że jego pytania są głupie (a następnie dojdzie do wniosku, że ono samo jest głupie) lub, że jego pojawienie się na świecie to dzieło przypadku, a to z kolei może zrodzić wątpliwości dziecka: Czy skoro jestem tu przypadkiem, to oni mnie chcą, kochają? Takie „zbywające” odpowiedzi powodują w głowie dziecka zamęt, niepotrzebne lęki, a w konsekwencji – zaburzają prawidłowy rozwój więzi miedzy dzieckiem, rodzicami i rodzeństwem – brak zaufania, brak poczucia przynależności, czy miłości. Wówczas dzieci są ciekawe strony biologicznej tworzenia się człowieka, (ale też wcale nie samego aktu prokreacji, raczej rozwoju od komórki do człowieka). Wtedy jest dobry czas na „oswojenie” dziecka z ciążą i porodem – najogólniej, ale prawdziwie.

Przedszkolak nie powinien myśleć, że przyniósł go bocian, gdy jednocześnie styka się na co dzień na ulicy, w telewizji, albo we własnej rodzinie z kobietami w ciąży, słyszy, że komuś urodziło się dziecko. Znów mały człowiek ma mętlik w głowie i czuje się oszukany, czuje, że dorośli mają jakąś tajemnicę, której nie chcą mu zdradzić. (Z jednej strony mówią, że dziecko „się rodzi”, a za chwilę, że dzieci przynoszą bociany.) A wystarczy widząc kobietę w ciąży wyjaśnić, że ta pani i jej mąż bardzo chcieli mieć synka albo córeczkę i teraz właśnie na niego, czy na nią czekają, bo ono sobie rośnie w brzuchu swojej mamy. Można pokazać zdjęcia takiego nienarodzonego jeszcze dziecka po to, by łatwiej było przedszkolakowi zrozumieć. Kwestię porodu można przedstawić posługując się obrazem balonika, który kurcząc się wypycha powietrze, tak samo macica kurczy się i wypycha dziecko. Nie trzeba się za bardzo nad tą kwestią rozwodzić. Większość dzieci przyjmuje takie wyjaśnienia jako zupełnie naturalne i wystarczające.

Musimy tylko pamiętać, że jeśli cokolwiek wyjaśniamy dziecku w wieku przedszkolnym, trzeba to robić za pomocą konkretów i odniesienia do tego, co jest mu znane. Wszystko co abstrakcyjne, metaforyczne jest dla tak małego człowieka jeszcze niedostępne.