34. Choroby przenoszone drogą płciową

Katarzyna Rozbicka

Według WHO (Światowa Organizacja Zdrowia) liczba zakażonych bakterią o nazwie krętek blady, wywołującą kiłę (syfilis), jest trzykrotnie większa, niż liczba zakażonych wirusem HIV. Według danych GUS, tylko w 2002 roku w Polsce, zarejestrowano na 100 tys. 2,7 nowych przypadków zachorowań na kiłę.

STI (z ang. Sexually Transmited Infections), czyli infekcje przenoszone drogą płciową, jeszcze do niedawna określano „wdzięczną” nazwą „choroby weneryczne”, od imienia rzymskiej bogini miłości – Wezery. Wbrew naszym przekonaniom nie zniknęły z powierzchni ziemi wraz z rozwojem medycyny oraz podniesieniem poziomu higieny i – choć się o nich nie mówi – „czują się” świetnie, a liczba zachorowań na niektóre z nich rośnie. ( w Polsce wzrost notujemy po raz pierwszy od około pięćdziesięciu lat.)

Według danych GUS, w 2002 roku w Polsce. zarejestrowano na 100 tys. 2,7 nowych przypadków zachorowań na kiłę. Nie jest to jeszcze powód do paniki, ale jeśli weźmiemy dla porównania liczbę zachorowań na AIDS w tym samym roku (wynosiła ona 1,1 na 100 tys. ), sytuacja staje się co najmniej niepokojąca.

Dlaczego wzrasta liczba zachorowań na choroby przenoszone droga płciową, takie jak kiła czy rzeżączka? Powód, a właściwie powody, są takie same jak w przypadku zakażeń HIV czy ciąż nastolatek – brak właściwej edukacji, stereotypy oraz czynienie, ze sfery seksualnej życia człowieka, tematu tabu. Młodzi ludzie, rozpoczynając życie seksualne, nie są zupełnie świadomi, iż istnieją inne zagrożenia niż niechciana ciąża. Niewielu jest świadomych, że HIV nie jest zagrożeniem dla narkomanów i prostytutek, ale właśnie dla „zwykłego”, „szarego” człowieka. Nie przyjmuje się też do wiadomości, że drogą płciową można zakazić się wirusowym zapaleniem wątroby (typu B), a cóż dopiero jakąś tam kiłą, rzeżączką, opryszczką, rzęsistkowicą czy, nikomu nieznanymi, chlamydiami?

Właśnie teraz, gdy podróżujemy niemal bez przeszkód do krajów. nie tylko europejskich, ale także tropikalnych, powinniśmy być świadomi istnienia takich zagrożeń oraz wiedzieć, jak ich uniknąć. Oczywiście najprościej – zachowując abstynencję seksualną,

a w związkach – stałość. Niektórych chorób (n. p. WZW typu B) można uniknąć dzięki szczepionkom,

a większości – stosując prezerwatywę. Pamiętać należy także o tym, że STI często nie dają na początku ostrych zmuszających do natychmiastowej wizyty u lekarza objawów, często też po niedługim czasie objawy ustępują samoistnie, gdyż niektóre choroby (n.p. kiła) przechodzą w fazy bezobjawowe. Warto więc – dla własnego dobra – zgłosić się do ginekologa, wenerologa, dermatologa czy specjalisty chorób zakaźnych, gdy zaobserwujemy u siebie upławy, zmiany skórne w okolicach narządów płciowych, świąd, pieczenie lub ból przy oddawaniu moczu albo ból podczas stosunku. Trzeba też pamiętać, że w przypadku STI, leczy się także partnera (partnerów) i – co najważniejsze – nie należy bagatelizować objawów lub unikać wizyty z powodu wstydu. Dla lekarza każdy z nas jest tylko kolejnym pacjentem, jego zadaniem jest więc nas leczyć, a nie oceniać.