Dworzec kolejowy Warszawa Wileńska. Godzina 20.44. Za minutę odjazd. W zasadzie mogę jeszcze wybiec, po co przecież kusić los? No ale nie, jakoś do domu dostać się muszę. Trudno, najwyżej dostanę po łbie świetlówką. Siedzę cicho i, mając w pamięci niedawny tekst Janiny Blikowskiej oraz Konrada Majszyka dla ?Życia Warszawy?, obserwuję potencjalne zagrożenia. Mija chwila. Sygnał ? jeden, drugi. Drzwi się zamykają, pociąg rusza. Głęboki oddech. No, teraz się zacznie, myślę. Siadam pod oknem, przede mną jakieś 20 minut horroru. Jadę przecież pociągiem grozy do Wołomina.
Pierwsze chwile ? podejrzanie spokojne. Ale nie usypia to mojej czujności. Obserwuję. Obok mnie ? na pierwszy rzut oka drzemiący pan, lat na oko 50. Całkiem dobrze udaje, choć momentami, jak na moją spiskową intuicję, zbyt głośno pochrapuje. Naprzeciw niego pani z dwiema siatkami wypełnionymi zakupami. Czyżby? Cholera ją wie, co tam upchnęła pod wystającymi artykułami spożywczymi. Na pewno są w konspiracji. Chyba jednak domyślają się, że ich przejrzałem. Pani budzi pana z udawanej drzemki i wysiadają w Ząbkach. Jedziemy dalej.
Przed Zielonką pociąg zwalnia. No, teraz dopiero będzie. Słyszę, jak od strony czoła pociągu otwierają się i zamykają kolejne drzwi. Ktoś, już nawet niedyskretnie, zmierza. Wchodzi do przedziału. Zmysły mi się wyostrzają. Widzę tęgiego faceta, który sięga do wewnętrznej kieszeni swej czarnej kurtki. Czas, podobnie jak pociąg, zwalnia.
Co zrobić? Gorączkowo analizuję możliwe wyjścia z sytuacji. On to dostrzega i ucina mi drogę ucieczki. Podchodzi. Mamo, tato, tak strasznie was kochałem ? myślę. Facet z kieszeni wyjmuje dziwne urządzenie. Dobry Jezu, to paralizator?! Taki duży?! Na filmach zawsze mieli mniejsze! Już po mnie. ? Dzień dobry państwu, bilety do kontroli proszę ? mówi.
Uspokajam oddech. Miałem zamiar napisać w podróży tekst dla ?Życia Powiatu na Mazowszu?, nawet zeszyt z torby wyjąłem. No, ale nie idzie, cholera, nie idzie, strach mnie paraliżuje. Żeby tego było mało, w Ossowie wsiada, o zgrozo, siada naprzeciwko mnie, podejrzanie normalna dziewczyna. Objęła mnie wzrokiem i sięgnęła po torbę. Przypadek? Nie, niemożliwe. Coś się stanie.
Mimo autentycznego przekonania, że wyjęcie noża z torby i zadźganie mnie nim zajmie podejrzanie normalnej dziewczynie dosłownie chwilę ? o dziwo, nic takiego nie ma miejsca. Dojeżdżam do Wołomina cały i zdrowy. Jakim cudem? Nie mam pojęcia, zastanawiam się nad tym po dziś dzień. Mało tego! Iks już lat korzystam z usług kolejowego przewoźnika ? i żaden, słowo daję, nawet najbardziej siwy włos mi z głowy nie spadł.
Pomijam fakt, że w drodze na dworzec w tramwaju jakieś wyrostki chlały wódkę, a w autobusie dwóch facetów zaczęło się awanturować z kontrolerem. Pomijam, bo to przecież pod Warszawą jest niebezpiecznie. Przecież ?obrzucanie kamieniami, pobicia, dewastacje to codzienność w pociągach jeżdżących do Wołomina?. Na szczęście groza różne imiona nosi.