Azyl po ziemskiej podróży

O celach kampanii ?Hospicjum to też życie? oraz o pracy z ciężko chorymi ludźmi rozmawiamy z psychologiem Małgorzatą Rowicką z Hospicjum Opatrzności Bożej w Wołominie.

– Celem kampanii ?Hospicjum to też życie? jest przełamanie stereotypu, który mówi, że hospicjum to umieralnia. Czym tak naprawdę jest hospicjum?

– Celów kampanii jest więcej. Jednym z nich jest rzeczywiście przełamanie stereotypów panujących wśród społeczeństwa w podejściu do tematu hospicjum. Hospicjum (z jęz. łac.) to tyle, co gościna, przyjęcie kogoś, zwłaszcza podróżnego, pod swój dach. Dlatego mianem hospicjum określono w dawnych wiekach miejsce schronienia, bezpieczny azyl dla podróżnych. Dzisiaj nazwa hospicjum zarezerwowana jest dla domów opieki o szczególnym charakterze. W hospicjach schronienie i pomoc medyczną znajdują osoby dotknięte nieuleczalnymi chorobami, zwłaszcza chorobami nowotworowymi. Staramy się wraz z rodziną pacjenta stworzyć choremu dom ciepła, akceptacji i miłości.

– W tym roku akcja jest głównie kierowana do osób powyżej 50 roku życia. Praca wolontariusza zawsze kojarzyła mi się jednak z osobami młodymi. W jaki sposób mogą wam pomóc osoby, które być może za kilkanaście lat same z pomocy hospicjum będą musiały skorzystać?

– To prawda, że większość naszych wolontariuszy to ludzie młodzi. Dzięki wolontariatowi mają oni szansę na wejście w dorosłe życie z bagażem pozytywnych doświadczeń i wartości, o które trudno w coraz bardziej skomercjalizowanym i plastikowym świecie. Nie mniej niż wolontariat młodych ważny jest dla nas wolontariat 50+ (wolontariat osób powyżej 50 roku życia). To cenna pomoc dla hospicjum. Ludzie w tym wieku są lojalni i oddani sprawie.W swojej posłudze mogą dzielić się nie tylko pasją i poświęceniem, ale też cennym doświadczeniem życiowym. Dlatego warto, aby do wolontariatu zachęcać osoby, które skończyły już pracę zawodową i wysyłając dorosłe dzieci w świat, potrzebują zaangażować się w coś, co da im satysfakcję i będzie formą wypełnienia wolnego czasu. To w dużej mierze dzięki nim hospicja są bardziej domami niż placówkami medycznymi.

– Jak obecnie w hospicjum księży Orionistów wygląda sytuacja z pracą wolontariuszy? Czy w Wołominie można znaleźć osoby, które niosą bezinteresowną pomoc potrzebującym?

– W tej chwili mamy 25 stałych wolontariuszy. Są to nie tylko osoby z Wołomina. Każdego miesiąca zgłaszają się do nas nowi kandydaci na wolontariuszy. Wśród nich zdarzają się osoby, których bliscy byli pacjentami naszego hospicjum.

– Co sprawiło, że Pani zaczęła pracę w hospicjum? Co pchnęło Panią do realizowania się w zawodzie właśnie w takim miejscu?

– Chyba trochę przypadek. Po studiach szukałam pracy w zawodzie psychologa i znalazłam ją właśnie tu.

– Jak wyglądają Pani odczucia związane z tą nieuchronną porą, kiedy na drodze życia staje śmierć? Czy poprzez pracę w hospicjum zmieniły się, czy też stale pozostają takie jak w momencie, kiedy podejmowała pani pracę?

– Prawie wszystkie przemyślenia ludzi nad tym, jak sobie ułożyć życie, ich projekty na przyszłość, ich marzenia, mają swój wspólny mianownik. Chodzi w nich o to, by nie mieć problemów, by przeżywać same sukcesy, by żyć wygodnie, mieć dużo pieniędzy, by wszystko nam się dobrze układało. I nie ma w nich miejsca na chorobę czy śmierć. Z pewnością praca w hospicjum zmienia to myślenie. Moje odczucia co do zdrowia, życia i śmierci zmieniły się. Myślę, że dotyczy to nie tylko mnie, ale wszystkich osób, które w jakikolwiek sposób są związani z hospicjum czy innymi placówkami medycznymi.

– Czy zdarzają się momenty, kiedy traci Pani wiarę w skuteczność swoich działań? Czy zdarzają się osoby, którym nie potraficie ulżyć w cierpieniu przed zbliżającym się końcem, chodzi mi o cierpienie psychiczne?

– Zdarza się, że świadomość śmierci powoduje u pacjentów obniżenie energii i zapału do podejmowania czynności życiowych, a w miarę występowania, pogłębiania się nadchodzi stan przygnębienia. Innych ogarnia lęk przed samotnością w umieraniu, tacy chorzy ciągle wzywają pielęgniarkę w różnych celach: proszą o poprawienie poduszki, podanie napoju a czasem nie potrafią sprecyzować swojej prośby. Jeszcze inni są agresywni – obarczają odpowiedzialnością za swoją śmierć otoczenie: lekarza, rodzinę, znajomych. Wrogość może wybuchnąć podczas zakładania opatrunku, mycia, zabiegów pielęgnacyjnych. Gdy chory uważa śmierć za niesprawiedliwą – może to doprowadzić do buntu i konfliktu. Takie sytuacje nie są powodem żeby tracić wiarę w skuteczność naszych działań. Wręcz przeciwnie umacniają nas w poczuciu, że w tak trudnym dla pacjenta czasie robimy coś wielkiego i to w miejscu absolutnie wyjątkowym.

Rozmawiał Rafał Skonieczny