Edward M. Urbanowski: – Rozpalone głowy

Rozpoczęły się wakacje, ale na upalne lato poczekamy. Zbyt dużo deszczu a za mało słońca. Ale gdyby było odwrotnie, też byśmy narzekali. Więc cieszmy się tą piękną zielenią i śpiewem ptaków, bo za kilka tygodni już tego nie będzie. Jestem pewien, że jeszcze zatęsknimy za tym mokrym czerwcem. A tak w ogóle, to deszcz jest dobry na rozgrzane głowy! Pierwszymi, którzy doświadczyli dobrodziejstwa jakie niesie deszcz, byli rodzice sześciolatków. Przez kilka miesięcy głośno wyrażali sprzeciw wobec pomysłowi rządu, który chciał, by do pierwszej klasy szły już dzieci w tym wieku. Rodzice nie chcieli słyszeć o szkole a mówili o zerówkach w przedszkolach! Poparł ich Pan Prezydent, bo wydawało się, że tym sposobem przedłużają swoim dzieciom i wnukom okres beztroskiego dzieciństwa. Spadł deszcz, chyba zimny, bo ci sami rodzice raptem zmienili zdanie. Zamiast do zerówek w przedszkolach, zaczęli zapisywać swoje pociechy do pierwszej klasy w szkołach! Okazało się bowiem, że w sytuacji, gdy jeden sześciolatek idzie do szkoły a drugi do przedszkolnej zerówki, to po roku, ten pierwszy umie już czytać i pisać a ten drugi umie tylko śpiewać piosenki. Krótko mówiąc, przedszkolak z zerówki jest o rok do tyłu z nauką i ta różnica już na trwale zostaje wpisana w jego życiorys. W przyszłości, jak nie trudno zgadnąć, w rywalizacji o najlepsze posady, ten drobny przedszkolny epizod stałby się minusem pomniejszającym jego szansę na sukces. I tego przestraszyli się rodzice sześciolatków! Pogodzeni ze światem – a z lekka zawstydzeni ? już nie mówią o wyższości przedszkola nad szkołą.

Ale nie dla wszystkich ten czerwcowy deszczyk był łaskawy. Nie ostudził głów polityków zainteresowanych reelekcją Lecha Kaczyńskiego na prezydenta RP. Towarzystwo wymyśliło sobie, że ich kandydat zakasuje konkurentów w przyszłorocznych wyborach swoim wykształceniem a zwłaszcza, tytułem profesora. Stąd w mediach nie wolno im było mówić inaczej o prezydencie, jak ?profesor Lech Kaczyński?. Szkopuł w tym, że nie ma profesora Lecha Kaczyńskiego a jest doktor habilitowany Lech Kaczyński. Tytuł naukowy profesora jest przyznawany przez Prezydenta RP za wybitne zasługi na polu nauki i dydaktyki. Takich szczególnych zasług w dorobku Lecha Kaczyńskiego zabrakło, więc wciąż przed jego nazwiskiem może tylko widnieć skrót: dr hab. Polityk, mówiąc zatem o prezydencie, powinien używać zwrotu: doktor Lech Kaczyński. Profesorem mogą go zaś tytułować studenci uczelni na której był zatrudniony. Po co więc ta megalomańska tytułomania? Myślę, że dla zaspokojenia próżności. Prezydenci II RP, Gabriel Narutowicz i Ignacy Mościcki, nosili tytuł profesora i są po dziś dzień uważani za wybitnych mężów stanu. Umieszczenie w tym gronie Lecha Kaczyńskiego jest zręcznym posunięciem marketingowym, tyle, że śmiesznym. Tamci prezydenci musieli wybierać w tragicznych dla Polski czasach. Pierwszy przypłacił to życiem a drugi emigracją, ale żaden z nich nie schował głowy w piasek. A dzisiaj gospodarka przeżywa kryzys, bo Pan Prezydent czuje lęk przed podjęciem decyzji w sprawie poparcia starań rządu nad wprowadzeniem w Polsce euro! Mam tylko nadzieję, że gdy wpłynie do Kancelarii Prezydenta wniosek o ułaskawienie sprawców linczu we Włodowie, to Panu Prezydentowi nie zabraknie odwagi, by go pozytywnie rozpatrzyć.