Edward M. Urbanowski: Upadek

Wreszcie politycy Prawa i Sprawiedliwości byli z uwagą wysłuchani. Przez kilka godzin, na zwołanych konferencjach prasowych, mogli ciskać najbardziej absurdalne oskarżenia wiedząc, że nikt nie będzie śmiał się z nich śmiać. I tak było w istocie! Po opublikowaniu przez dziennik Rzeczpospolita artykułu o ?wykryciu trotylu i nitrogliceryny? na wraku prezydenckiego samolotu rozbitego pod Smoleńskiem, Polska zamarła. Była to bowiem tak nieprawdopodobna informacja, że … wyglądała na prawdziwą. Natychmiast uwierzył w nią Jarosław Kaczyński. ?Nie wiem, kto dokonał zamachu, choć osobiście głęboko jestem przekonany, że taki zamach był. I to trzeba sprawdzić w niezależnym, ale w bardzo intensywnym śledztwie. A kto mataczył, to jest zupełnie oczywiste. Tu śledztwo też być musi, bo wszystko musi być odpowiednio procesowo przygotowane. Ale materiał jest bezdyskusyjny, sprawcy są znani.? (…). ?Zamordowanie 96 osób, w tym prezydenta RP, innych wybitnych przedstawicieli życia publicznego, to niesłychana zbrodnia. Każdy, kto choćby tylko poprzez matactwo czy poplecznictwo miał z nią cokolwiek wspólnego, musi ponieść tego konsekwencje i w tym kierunku będziemy działali.? (…). ?Żądamy dymisji rządu Donalda Tuska. Nie może być tak, żeby w Polsce rządzili ludzie, którzy w sprawie tak straszliwej zbrodni tak długo mataczyli.?

Może by Pan Prezes i dłużej mówił w podobnym tonie, gdyby nie wystąpienie płk. Ireneusza Szeląga z Naczelnej Prokuratury Wojskowej. ?Nie jest prawdą, że na elementach Tupolewa znaleziono ślady trotylu i nitrogliceryny. Wnioski z działań śledczych w Smoleńsku, jakie przedstawił autor artykułu w Rzeczpospolitej, może sformułować jedynie laik.? Reakcja redakcji Rzeczpospolitej na te słowa była natychmiastowa. ?Pomyliliśmy się pisząc dziś o trotylu i nitroglicerynie. To mogły być te składniki, ale nie musiały. Aby ostatecznie przekonać się, czy to materiały wybuchowe, potrzeba aż pół roku badań laboratoryjnych.?

Prezydent Bronisław Komorowski: ?Z ogromnym niepokojem, ale także i bólem i rozterką obserwowałem te wydarzenia. To jest rzecz, która powinna być przedmiotem refleksji nas wszystkich, i polityków, i dziennikarzy – a może nawet w takiej kolejności – dziennikarzy i polityków. Bo jeśli się okazuje, że jeden artykuł, oparty o błędne przesłanki, czemu redakcja dała wyraz, mówiąc o popełnionych błędach, wywołuje polityczne tsunami, falę agresji politycznej, oskarżeń najdalej idących o zabójstwo, o morderstwo, o wszystkie zbrodnie, które popełniają władze państwa polskiego, to coś niesłychanie złego się z nami wszystkimi dzieje. Wydaje mi się, że razem powinniśmy się zastanowić, czy nie przekroczono granicy, w tym wypadku nieodpowiedzialności za słowo, tak dalece, że szkodzi to nam wszystkim. Zasadne jest tu również postawienie pytania o odpowiedzialność nie tylko polityczną, ale także moralną, a być może i prawną. Trzeba pomyśleć też i o rodzinach tych, którzy zginęli w tej katastrofie, pomyśleć, co oni czują, gdy słyszą tego rodzaju agresywne wystąpienia, szkodzące opinii o Polsce, szkodzące zaufaniu obywateli państwa polskiego do państwa, ale także szkodzące potrzebnej nam wszystkim chwili refleksji, zadumy nad losem tych, którzy odeszli.?

… a Prezes swoje!