Historia na wyciągnięcie ręki

Już wkrótce w Miejskim Ośrodku Kultury w Kobyłce będziemy mogli zobaczyć kolekcję Muzeum Oręża i Techniki Użytkowej. Choć powstało dwa lata temu, to dopiero teraz znalazło się miejsce na stałą wystawę. Założycielem muzeum jest Paweł Zaniewski z Kobyłki.

– Skąd pomysł na powstanie Muzeum Oręża i Techniki Użytkowej?

– Od lat byłem kolekcjonerem. Zbierałem niemal wszystko, co miało wartość zabytkową. W pewnym momencie postanowiłem, że zamiast trzymać to u siebie, spróbuję pokazać moje zbiory innym. Założenie muzeum było najlepszym rozwiązaniem. Eksponatów miałem naprawdę dużo. Od broni, po stary magiel i aparaty fotograficzne. Ogólnie były to rzeczy użytkowe.

– Muzeum jest zarejestrowane od dwóch lat. Gdzie zatem możemy zobaczyć zbiory?

– Pan Andrzej Zbyszyński – Dyrektor MOK w Kobyłce zaoferował możliwość wykorzystania pomieszczenia w piwnicy o powierzchni 40m2. Jest to miejsce w pełni nas zadowalające. Czekamy jedynie na ukończenie remontu MOK-u, który niestety ciągnie się w nieskończoność. Póki co zabieram eksponaty pod pachę i jeżdżę z nimi na różne imprezy. Choćby podczas rekonstrukcji na polach Ossowskich rozbiłem mały namiot z bronią.

– Skąd zdobywa Pan eksponaty?

– Właściwie ze wszystkich możliwych źródeł. Aukcje internetowe: allegro czy ebay. Jednak większość eksponatów sprowadzam z rynku niemieckiego. Jest on o tyle dobry, że nie ma problemu z zakupem np. zabytkowej broni. Jest prosty sposób otrzymania pozwolenia na posiadanie broni. Prosty system sprzedaży i zakupu. W Polsce są duże problemy z kupowaniem zabytków.

Choć zdarza się znaleźć coś ciekawego na giełdach staroci czy w sklepie z antykami. Jestem jedynym właścicielem prywatnego muzeum, który dogadał się z policją w sprawie legalnego sprowadzania broni. Ustaliliśmy wspólną procedurę jej legalizowania.

– Czy łatwo było zorganizować muzeum?

– Jest to jedyne muzeum w powiecie o tematyce wojskowej. Ono już działa i coś prezentuje. Niestety bardzo ciężko jest przebić się w urzędach. Załatwić coś bez trudności. Bezduszność urzędników każdego szczebla jest wręcz porażająca. Np. zarejestrowanie kolekcji trwało półtora roku, plus załatwienie formalności z zalegalizowaniem muzeum. Ale wbrew przeciwnościom wraz z żoną jesteśmy właścicielami już czterech tematycznych kolekcji.

– Skoro lubicie zbierać zabytki i macie z tego własną przyjemność i satysfakcję, to po co tworzenie muzeum? Przecież moglibyście nadal cieszyć się tym tylko dla siebie…

– Zdecydowaliśmy że trzymanie tej całej historii w przedmiotach dla siebie jest bez sensu. Chcemy pokazać te wspaniałe eksponaty innym. Każdy przedmiot niesie ze sobą jakąś opowieść, historię. Można w książkach historycznych poczytać sobie o karabinach, orderach, ale nic nie zastąpi zetknięcia się z tym osobiście. Na wystawie widać dopiero jak coś wygląda w rzeczywistości, a nie na rysunku. To żywa historia. Zwłaszcza dla dzieci, które potrafią zaskoczyć bardzo trafnymi uwagami lub pytaniami.

– Kto zaraził Pana miłością do staroci?

– Mój stryjeczny dziadek, który był ułanem podpuścił mnie kiedyś. Poprosił żebym wyrzucił na śmieci stary leksykon niemiecki. Dobrze wiedział, że tego nie zrobię. Myślę, że to właśnie, wtedy zaczęła się moja przygoda z antykami. Zacząłem zbierać monety, stare znaczki. Później z żoną zbieraliśmy stare meble. W mojej rodzinie przygoda z muzealnictwem zaczęła się w latach 60., kiedy jeden z braci mojego dziadka zorganizował i objął stanowisko pierwszego dyrektora Muzeum Kolejnictwa w Warszawie.

– Broń stanowi jedną z większych części Pana kolekcji. Skąd zainteresowanie nią?

– Zapewne wpływ na to ma wojskowa historia mojej rodziny. Pokolenie moich dziadków to żołnierze II RP i Polskiego Państwa Podziemnego a przodkowie uczestniczyli w Powstaniu Styczniowym. Wymyśliłem sobie kiedyś, że chciałbym mieć kolekcję broni Wojska Polskiego z okresu pomiędzy 1915, a 1945 rokiem.

Najpierw zbierałem karabiny. Mam już większość, dlatego teraz spróbuję zebrać rewolwery. Trochę egzemplarzy przygotowało dla mnie Ministerstwo Obrony Narodowej. Zbieram też wiele rzeczy użytkowych: brzytwy, zapalniczki, kolejki, żołnierzyki cynowe. Trzeba po prostu przyjść zobaczyć, obejrzeć.

– Zatem czekamy na wyremontowanie MOK-u w Kobyłce?

– Tak. Mamy sporo miejsca. Wszystkie kolekcje się nie zmieszczą, ale będzie to sporo eksponatów. Chcemy, żeby Muzeum Oręża i Techniki Użytkowej działało na zasadzie galerii i odpowiedzialności osobistej. W recepcji będzie można pobrać klucz do pomieszczenia po wcześniejszym wpisaniu się do księgi wypożyczeń. Eksponaty będą na wyciągnięcie ręki.

Rozmawiał Adam Kudełka

Jedno przemyślenie nt. „Historia na wyciągnięcie ręki

  1. Gratuluję pomysłu i inicjatywy. Może władze Wołomina pójdą za Pana przykładem i pomyślą o lokalnym, muzeum obronności. Może sporny, wołomiński czołg zostałby zwykłym przykładem używanego sprzętu (dziś słyszałam, że szuka się chociażby kotwicy z niemieckiego pancernika), a w dobie skoku technologicznego wiele starych urządzeń wojskowych idzie na złom . Na dodatek żyje chyba jeszcze kilka osób, co znają taki sprzęt sprzed 50 lat (no chyba że to jest tajemnica).Słyszałam w TV, że są miejsca w Polsce, gdzie realizuje się podobne pomysły. A za chwilę…może już nie być stosownych eksponatów…a że pochodzą ze wschodu,w końcu służyły do pilnowania socjalizmu też, no cóż takie były nasze koleje losu, taka była historia. Dziś zaopatrujemy się na zachodzie…a muzeum w Kozłówce …

Możliwość komentowania jest wyłączona.