Lincz medialny na zlecenie?

Bardzo delikatna materia, jaką jest system pomocy społecznej, dość często staje pod pręgierzem opinii publicznej. Media opowiadając ludzkie tragedie, zwracają uwagę na fakt, że niejednokrotnie za tymi tragediami stoi brak ludzkich uczuć, biurokracja, lekceważenie obowiązków bądź bezduszność tych, którzy w porę powinni dostrzec problem i nieść pomoc.

Od kilku tygodni również wołomiński OPS jest ?bohaterem? prasowych artykułów. O tym, że wokół wołomińskiego OPS-u w ostatnim czasie dzieje się coś dziwnego, pisaliśmy na naszych łamach kilka tygodni temu w artykule ?Czy warto się angażować?? Nic wówczas nie zapowiadało wydarzeń, które nastąpiły kilka tygodni później. Z pracy w trybie dyscyplinarnym zwolniona została Barbara Stasiszyn, znany i ceniony wieloletni pracownik OPS-u, której obecne kierownictwo jednostki zarzuciło między innymi sfałszowanie dwóch podpisów, użycie wulgarnego słowa na terenie zakładu pracy, brak szacunku do dyrektora, samowolne opuszczenie zakładu pracy na półtorej godziny bez wiedzy dyrektora. Ponadto w uzasadnieniu podano działanie na szkodę OPS na zewnątrz.

Teraz sprawą zajmie się sąd i prokuratura. Dyrektor OPS-u wypowiadając się w wywiadzie udzielonym ?Wieściom Podwarszawskim?, poinformował, że skierował doniesienie do prokuratury. Zaś Barbara Stasiszyn w liście będącym odpowiedzią na informacje zawarte w tym wywiadzie informuje, że skierowała sprawę do Sądu Pracy. Podkreśla przy tym, że nie zgadza się ze stawianymi jej zarzutami. ?Na temat, czy to było sfałszowanie, wypowie się prokuratura, natomiast chcę wyjaśnić, że całe zdarzenie nie miało nic wspólnego z finansami, co w wywiadzie nieśmiało sugeruje Pan Dyrektor (OPS-u), ani jakimikolwiek korzyściami dla mnie? ? pisze w liście skierowanym do mediów, będącym reakcją na wspomniany wywiad, wyjaśniając procedurę przyznawania pomocy podopiecznym OPS-u.

?[…] Jestem rodowitą Wołominianką i osobą pracującą w OPS w Wołominie ponad 20 lat, a ogólnie 37. Nigdy w mojej pracy zawodowej nie otrzymałam upomnienia ani nagany. Mam świadomość tego, że za decyzje, które podejmuję, jestem rozliczana. Nie zamierzam emigrować z Wołomina i dlatego moje życie i moja praca miała mi umożliwić funkcjonowanie na terenie mojego miasta z podniesioną głową. Od grudnia 2011 roku okazało się, że to nie jest takie oczywiste.

Pan dyrektor od pierwszego dnia informował mnie, jak to jest na mój temat indoktrynowany. Ostrzegał mnie, że skończyły się moje ?przywileje? i niech sobie nie myślę, że mam jakieś ?inne prawa?. Było to dosyć uciążliwe i nieprzyjemne. Nie stwarzało odpowiedniej atmosfery do pracy. Często musiałam się tłumaczyć z dziwnych pomówień, które pojawiały się jako informacje z Urzędu Miasta. Pierwszą niespodzianką wynikającą z nowej sytuacji było to, że musiałam na piśmie tłumaczyć się, że nie zabrałam kanapek z dnia wolontariusza i nie spowodowałam wyłączenia kolęd. Podobnych historii było więcej.

Zapowiadane zmiany na lepsze w OPS w Wołominie ograniczyły się do niszczenia tego, co było dobre i sprawdzone, a jedyne, co stworzono, to system inwigilacji, szukania ?haków?, zmuszanie młodego pracownika do zbierania informacji na temat pracy innego pracownika.

Taka atmosfera nie służy dobrej pracy, a powoduje podejrzliwość i poczucie zagrożenia. Praca socjalna jest bardzo specyficznym zajęciem i nie jest wymierna w papierach i dokumentach. O tym, czy ktoś jest dobrym pracownikiem socjalnym, świadczy jego kontakt ze środowiskiem i praca w środowisku. Pracownicy socjalni powinni być dla siebie nawzajem wsparciem, a nie obawiać się, że koleżanka na polecenie dyrektora może zbierać informacje na koleżankę, które mogą być użyte w razie potrzeby przeciwko niej.

Dwukrotnie już Pan dyrektor, który jako szef instytucji powinien dbać o jej dobre imię, naraził OPS na brak społecznego zaufania.

W przypadku programu unijnego, który był wizytówką OPS, pozwolił sobie na publiczne uwagi, co zaniepokoiło Pana radnego Kozaczkę. Na mój wniosek o publiczne rozwianie wątpliwości na ten temat dyrektor powiedział, że sprawa sama ucichnie, a mi zabronił pod karą konsekwencji służbowych wypowiadać się na ten temat publicznie. Artykuły, które ukazywały się wtedy w ?Wieściach Podwarszawskich?, spowodowały, że potencjalni odbiorcy projektu patrzą na sprawę poprzez pryzmat nie dobrych działań, a interesu finansowego organizatorów. Czas pokazał, że program był koordynowany zgodnie z zasadami wytyczonymi przez Jednostkę Wdrażania Programów Unijnych Urzędu Marszałkowskiego.

Kolejnym razem, chcąc znaleźć na mnie sposób, dyrektor OPS uruchomił system śledczy i zamiast po prostu spytać się mnie wprost o interesującą go sprawę, włączył w śledztwo młodego pracownika i klientów OPS. W ten sposób podważył wiarygodność wszystkich pracowników socjalnych.

Artykuł, który ukazał się w ubiegłym tygodniu w ?Wieściach Podwarszawskich?, i treści w nim zawarte są bardzo szkodliwe nie tylko dla mnie, ale i dla odbiorców pomocy z OPS oraz pracowników socjalnych.

Mam wątpliwości, czy Pan dyrektor sam z siebie jest taki pomysłowy, czy może kierował się instrukcjami.

Uważam, że sprawa mojego zwolnienia to skutek, jak Pan dyrektor sam powiedział, indoktrynacji ze strony urzędu ? ktokolwiek by się za tym słowem krył ? oraz tego, co powiedział publicznie: że przy podejmowaniu pracy w OPS w Wołominie dostał zlecenie z Urzędu na zwolnienie z pracy dwóch osób, w tym mnie. Koleżanka jeszcze pracuje, ale ciekawe, jak długo jeszcze?? ? pyta Barbara Stasiszyn.

Wyjaśnienie aspektów prawnych całej sprawy jest bez wątpienia w gestii odpowiednich organów. Zanim to jednak nastąpi, minie wiele miesięcy. Jednak w tekście opublikowanym w ubiegłym tygodniu na łamach ?Wieści? wyrok już zapadł, choć prokuratura nie odniosła się jeszcze do zgłoszonych przez strony doniesień. Lincz medialny? ? to najdelikatniejsze ze słów, które nasunęły mi się po przeczytaniu wspomnianego artykułu zatytułowanego. ?Podrobione podpisy ? sprawa w prokuraturze?. Być może moje odczucia spowodowane są tym, że znam bohaterkę artykułu od wielu lat. Nie bywamy co prawda u siebie na ?herbatkach?, ale wiele razy spotykałyśmy się na tzw. niwie zawodowej przy różnych okazjach: na konferencjach, akcjach społecznych czy koncertach i trudno mi sobie wyobrazić, żeby działała ona na niekorzyść osób, na rzecz których pracuje.

Zawsze uważałam, że doskonale zna środowisko i jest osobą, dla której pomoc potrzebującemu jest na pierwszym planie, a formalności z tym związane mają być tylko narzędziem, które pomaga, a nie utrudnia rozwiązanie problemu. Praca w terenie pracownika socjalnego w dużej mierze polega właśnie na znajomości środowiska, umiejętności podejmowania szybkich decyzji. To właśnie takie umiejętności dają szansę, aby sytuacje, takie jak ta chłopca z Cieszyna, na którą powołuje się Pan Dyrektor, nie zdarzały się. Czyż nie tego oczekujemy od pracowników jednostek mających pomagać innym? Podobnych pytań i wątpliwości jest w całej tej sprawie znacznie więcej.

Teresa Urbanowska