Lubię rozmyślać czyli myśli zastygłe Marzeny Nalepy

O życiowej pasji, inspiracjach w sztuce, odwadze, wyborach drogi artystycznej i o tym, jak wspólne tworzenie kształtuje relacje pomiędzy córką, a matką –  z Marzeną Nalepą rozmawia Teresa Urbanowska.

– Wkrótce ? 8 lutego Twoja kolejna wystawa, tym razem w Galerii przy Fabryczce. Wołomin po raz kolejny zobaczy Twoje damy. Czym jest dla Ciebie malarstwo? Jak dużą część Twojego życia wypełnia?

– Malarstwo tak naprawdę towarzyszyło mi od zawsze – to moja pasja – na liście zainteresowań jest na pierwszym planie. Malarstwo jest dla mnie rodzajem powołania. To odskocznia od rzeczywistości, to mój emocjonalny regulator w życiu. Kiedy czasem ciężko się odnaleźć, zrozumieć codzienność i drugiego człowieka – wtedy tworzę swój świat pełen kolorów, emocji i magii. Świat, który nie jest w pełni światem w rzeczywistej formie i barwach. Moje obrazy są przepustką do zrozumienia zarówno siebie, ale też innych ludzi. Pytasz dlaczego maluję? Bo „To” po prostu jestem mną, a ja „Tym”. Lubię zakradać się w ten świat i szukać magii w swej rzeczywistości, znaleźć się w niezwykłym świecie magii, aby choć na chwilę pozbyć się świata przepełnionego realizmem, który podrażnia skórę.

– Na Twoich ?dechach? – obrazach dominują kobiety ? Twoje damy, ale kwitną też kwiaty, fruwają motyle, królują bajecznie kolorowe ptaki…

– Kobiety ? moje damy… inspiracji szukam w życiu, w ludziach, w relacjach, emocjach i w tym, co mnie otacza. Zapisuję historie ludzi, których spotykam na swojej drodze, chcę deliberować i snuć opowieść i wybieram z tłumu osobę i zapisuję jej historie na swoich dechach. To nie są historie jedynie kobiet. Dlaczego kobiety? To pytanie słyszę często- dlaczego?  Bo sama jestem kobietą i łatwiej mi pisać opowieści ciałem kobiety niż mężczyzny. Niektóre z moich obrazów odzwierciedlają mnie i to co mnie otacza i dotyka w świecie, ale nie wszystkie. Bardzo często ludzie widzą w moich obrazach mnie – ręce, usta? W niektórych z nich jest mnie tylko tyle, że jestem dla sztuki modelem. Fotografuje np. sposób ułożenia dłoni i odtwarzam je na desce, ale pod tą postacią kryje się zupełnie inny człowiek i jego historia. To jest dla mnie niesamowite, gdy często ludzie patrzą na mój obraz i nie wiedzą, że patrzą na siebie i tą tajemnicę w malarstwie uwielbiam i to, że znam ją tylko ja. Pragnę jednak tworzyć tak, aby oglądający patrzył na obraz i szukał w nim siebie i widział w nim swoją historię.

– Oprócz tych kolorowych wizji pojawiają się też ciemne ptaszyska i mroczni faceci… powtarzasz często, że fascynuje Cię malarstwo Beksińskiego. To świadomy wybór czy może dzieje się tak podświadomie? Spróbujesz to skomentować?

– O rety… Beksiński hmm? Zdzisławem Beksińskim i jego twórczością fascynowałam się już jako nastolatka, od zawsze lubiłam sztukę surrealistyczną i realizm magiczny – sztukę inną; sztukę, w której są zapisane historie, zawarte opowieści; sztukę, która przedstawia widzowi obraz ludzkiej psychiki i ludzkiej egzystencji, temat świata, która zmusza widza do rozważań, budzi emocje, niepokój oglądającego i skłania do refleksji nad dziełem; sztukę wymagającą od widza. Beksiński był wybitnym malarzem, ale również miał nietuzinkową osobowość, aparycję, która w żaden sposób nie zdradzała sekretów jego duszy, a którą uzewnętrzniały jego dzieła. Jest dla mnie autorytetem – to mój twórczy ideał nie do doścignięcia przez nikogo, ale miło słyszeć od widza oglądającego moje obrazy, to, że dostrzega inspiracje Mistrzem. W dziełach Beksińskiego urzeka mnie mroczność jego opowieści. Podziwiam również dzieła Grzegorza Steca czy Rafała Olbińskiego.

– Jeśli pozwolisz, chciałabym zapytać o Twoje artystyczne kwalifikacje. Z tego co wiem, nie masz wykształcenia w kierunku artystycznym, ale malujesz od dawna a może od zawsze. Czy nigdy nie myślałaś o wykształceniu w tym kierunku?

– Tak jak wyżej wspomniałam, malarstwo to moja pasja. Tak, to prawda – nie mam wykształcenia artystycznego. Dyplom byłby dla mnie dużym ułatwieniem. Oczywiście trochę żałuję, że nie skierowałem się na studia artystyczne, ale poza malarstwem robię w życiu coś, co daje mi satysfakcję i wiele radości. Myślę tu o swojej pracy – zostawiam tam kawałek swojego serca. Czasem zastanawiam się nad tym, czy jeśli skończyłbym artystyczny kierunek studiów, to czy wówczas moje obrazy wyglądałby zupełnie inaczej? Zapewne malowałabym w sposób wyuczony i ukierunkowany przez kogoś. Kiedyś w rozmowie z człowiekiem ? absolwentem malarstwa – usłyszałam: ?Jak dobrze, że nie skończyłaś ASP, bo by dziś nie było twoich dam”.

Maluję głównie emocje, historie, w których przeplata się niepokój i radość, życiowe straty i zyski. Staram się uchwycić farbami te wszystkie ulotne chwile. Stąd tytuł moich prac i wystaw ?Myśli zastygłe”, bo w tych dechach zastygają myśli. Uwielbiam ptaki. Na co dzień mieszkam z dwoma arami. W życiu realnym jest to moja miłość. W obrazach ptaki to odlatujące słowa, emocje. Ciemne ptaszyska to straty, a pojawiający się biały kruk oznacza kogoś – kogo już z nami nie ma – to symbol śmierci, ale też bliskości tej osoby. Kolory w moich obrazach nadają główny ton. Mam pełną świadomość prowadzenia pędzla.

– Gdzieś czytałam o Twojej pierwszej wystawie w MDK Wołomin – była dawno. Czy ta, którą organizowałyśmy wspólnie w czerwcu 2018 przy Starej Elektrowni przy ul.  Daszyńskiego w Wołominie była Twoją drugą, ale pierwszą w dorosłym życiu? Czy były jakieś pomiędzy? Pytam o tą wystawę na Daszyńskiego, bo pamiętam ile czasu trzeba Cię było namawiać do tego pomysłu. Pamiętam obawy jakie Tobą targały. Co, ta plenerowa wystawa dla Ciebie znaczyła?

– Wiele lat malowałam do szuflady i chciałam to w sobie stłamsić, schować, żeby ta magia już ze mnie nie krzyczała, ale na mojej drodze stanęło kilka osób i wszystko wróciło. Wystawa w Starej Elektrowni to był przełom! Choć bardzo obawiałam, się czy mieszkańcy naszego miasta odbiorą pozytywnie to, co tworzę, czy zrozumieją moją twórczość. Wystawę wspominam bardzo miło, choć warunki były dość nietypowe.

– Malujesz ze swoją kilkuletnią córką. Czy wspólne tworzenie ma wpływ na Wasze relacje?

– Tak, maluję ze swoją córcią – jeśli oczywiście ma ochotę tworzyć.  Niedawno wspólnie organizowałyśmy wystawę ?Młodych zdolnych” w Galerii 36A…, która była niewątpliwym sukcesem, a w której moja córcia również brała udział ze swoimi obrazami. Obrazami, na których również pojawiają się kolorowe ptaki i to potwierdza, że nasze dzieci są naszym lustrzanym odbiciem. Bardzo często spędzamy wolny czas malując – ten czas jest wyjątkowy. Są rozmowy o sztuce, o szkole, o koleżankach, o pracy i świecie, jest muzyka i to jest nasz czas – nazywamy to ” babskim malowaniem”. Ja nie pochodzę z rodziny artystycznej. W moim domu nie było sztalug, farb, pędzli, płótna, A Ona już jest sztuką i tylko od niej zależy czy zechce ponieść sztukę w świat.

– Sprawiasz wrażenie osoby wycofanej i nieśmiałej, ale potrafisz nawiązać dobre relacje z dziećmi. Jednak do osób dorosłych podchodzisz z dużym dystansem, przynajmniej na początku znajomości.

– Bo faktycznie jestem nieśmiała… wszyscy patrząc na mnie – widzą zewnętrzność, a pod skórą? tak, masz rację – jest nieśmiałość. A co do dzieci… jest we mnie Janusz Korczak. Traktuję dzieci jak ludzi, nie jak dzieci i być może dlatego tak łatwo nawiązuję z nimi relacje. Prawdą jest, że do osób dorosłych podchodzę z dystansem. Może dlatego, że jestem typem obserwatora? Lubię obserwować i wyciągać wnioski. Lubię rozmyślać.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.