O lojalności wobec siebie – Marcin Pieńkowski

Michael ClaytonPrzedziwny to film – absolutnie nie w hollywoodzkim stylu. Tytułowy bohater to… No właśnie trudno doprawdy jednoznacznie określić jego profesję. Być może odpowiednia byłaby nazwa ?spec od researchu prawnego”, czyli facet, który dyskretnie wyszukuje obrońców dla ?grubych ryb”, dopuszczających się niecnych czynów.

Dba również o dobre imię prawniczych tuzów. Clayton nie jest gwiazdorem, działa raczej w tyłach, zawsze w cieniu. Zna go tylko prawnicze środowisko najlepszych kancelarii. Clayton nie ma łatwego życia – jest po rozwodzie, tonie w długach, ma problemy z karcianym nałogiem. Na dodatek jego przyjaciel Arthur Edens, poważany prawnik robi niezłe zamieszanie – na spotkaniu z przedstawicielami firmy, którą broni, rozbiera się do rosołu i wyznaje miłość dziewczynie – najważniejszemu świadkowi. Clayton musi wkroczyć do akcji. Okazuje się, że firma U-North, której ostatecznie przeciwstawił się Edens, produkuje rakotwórczy środek.

?Michael Clayton” nie jest kinem akcji, dramatem społecznym czy filmem sądowym. Film ucieka od wszelkich etykietek. To interesująco skonstruowana historia o walce dobra ze złem, lecz nie uproszczona, jak to zwykle jest w filmach zza oceanu. Mogła to być kolejna wariacja typu ?ostatni sprawiedliwy” kontra ?nieuczciwa korporacja”, lecz twórcy uniknęli szablonów. Duża w tym zasługa znakomitych aktorów – Clooney, Wilkinson i Tilda Swinton są wspaniali.

Żadna z głównych postaci nie jest bohaterem jednoznacznym – każdy ma swoje autentyczne problemy, prowadzi wojnę z samym sobą. ?Michael Clayton” to film o konformizmie, wyrachowaniu wielkich korporacji, odczłowieczeniu, które następuje w wyniku ślepego posłuszeństwa małego człowieczka wobec wielkich szefów. To również film o poszukiwaniu uczciwości i lojalności, jednak chodzi przede wszystkim o lojalność swoim własnym ideałom.

Często zapominamy o własnych ambicjach, marzeniach, oszukujemy się, karmimy złudzeniami, zaspokajamy swoje potrzeby, wmawiając sobie, że wystarczy nam dobry samochód i trochę forsy. Lecz nie potrafimy spojrzeć w lustro i zrobić uczciwego rachunku sumienia. W takim momencie jest Michael Clayton – na początku widzom wydaje się, że ma wszystko – jest elegancko ubrany, pracuje w uznanej firmie, jeździ Mercedesem, ma wspaniałego synka. Jednak okazuje się, że to wszystko pozory – tak naprawdę nie ma nic.

Musi odbudować swą tożsamość, by ponownie uczciwie spojrzeć w lustro. O tym właściwie opowiada ten film – o poszukiwaniach własnego ?ja” i lojalności wobec własnych wartości. Warto zobaczyć, choć to bardzo specyficzne kino.

Marcin Pieńkowski