Radosna wojowniczka

Chyba każdy sportowiec najwięcej swojego czasu poświęca na trening, jednak drugie w kolejności wcale nie są zawody i turnieje, ale… czas spędzony w podróży na nie. Ola Milczarek po dwa ważne dla jej dalszej kariery medale pojechała w ten weekend do Iławy i Bochni. Bagatelka ? 1300 kilometrów.

Dziewiętnastolatka z Kobyłki uśmiecha się chyba nawet przez sen, szczerze i szeroko, od ucha do ucha, ciągle. Krótkie przerwy robi sobie chyba tylko wtedy, gdy wchodzi na matę czy do klatki ? wtedy jest poważa i skupiona, ale… krótko, bo często kończy pojedynki przed czasem. Po chwili znów promienieje, całe jej 61 kilogramów emanuje radością. Bo ma się z czego cieszyć…

Sukcesy przyszły szybko, bo Ola ma do sportów walki smykałkę. Pod okiem Renaty Naczaj trenuje niecałe dwa lata, wcześniej przez kilka lat uprawiała kolarstwo górskie ? również z sukcesami. Do sportów walki trafiła przez brata, Sebastiana, którego kontuzja zmusiła do zrobienia sobie urlopu od MMA.

W Iławie w ostatni piątek odbywały się eliminacje do Mistrzostw Świata amatorskiego MMA, które odbędą się w Las Vegas. Ola miała walczyć rano, ale przez zmiany w organizacji imprezy weszła do klatki dopiero wieczorem, przed galą, przy pełnej publice. ? Wcale mnie to nie stresuje, że walkę oglądają setki ludzi… Sama sobie dostarczam lęków ? zawsze tuż przed pojedynkiem mam taką chwilę, że w ogóle nie wierzę w swoje umiejętności. Tym razem miałam dodatkowy stres ? startowałyśmy bez kasków, podczas walki dozwolone były uderzenia w parterze, co było dla mnie nowością ? przyznaje Aleksandra Milczarek. Tym razem zapewne też nie było łatwo, bo ani ona, ani jej trenerka nie znały przeciwniczki ? Anny Mikrut, więc nie mogły się odpowiednio przygotować do walki. Pomógł trochę internet, jakiś film z jej walki sprzed pół roku ? wprawdzie w tym czasie zawodnik może zrobić ogromny postęp, ale lepsze to, niż nic… Kobyłczankę nieco zestresowały tatuaże przeciwniczki, ale tylko na chwilę ? dwie szybkie akcje w stójce, obalenie pod siatką i przeciwniczka odklepuje duszenie trójkątne nogami ? tatuaże nie pomogły. Jeszcze tylko jeden krok do Kadry Polski… Wydaje się, że Ola ze swoim wynikiem 8-0-0 w Amatorskiej Lidze MMA jest w swojej kategorii nie do pokonania, ale formalnego powołania jeszcze nie mamy – przyznaje Renata Naczaj.

Puchar Polski w Bochni to już dwie walki. Pierwsza, z Joanną Kózką, zakończyła się popularną ?balachą? ? dźwignią na staw łokciowy. Przeciwniczki znają się od pewnego czasu i lubią… – Wydawało mi się, że kiedy zakładałam Asi dźwignię coś strzeliło jej w łokciu. Wystraszyłam się, że coś jej zrobiłam – opowiada przejęta Ola. Jak widać MMA jest zupełnie niesłusznie kojarzone z agresją i poważnymi kontuzjami, bo w klatce wbrew pozorom bardzo szanuje się zdrowie przeciwnika. – Jeżdżąc na rowerze górskim uzbierałam całkiem obszerną dokumentację medyczną kontuzji, w klatce złapałam tylko kilka drobnych urazów – przekonuje zawodniczka z Kobyłki.

Druga walka nieco się przeciągnęła – trwała… 50 sekund. Drugie złoto w ciągu trzech dni pomimo zmęczenia turniejem w Iławie i męczącą podróżą tylko potwierdza klasę zawodniczki. ? Jest tylko jeden kłopot… Polski Związek Jiu Jitsu nie ma środków na pokrycie kosztów wyjazdu zawodników na Mistrzostwa Świata, musimy zebrać je sami. Mamy na to trzy tygodnie ? to może być trudniejsze, niż wejście do Kadry Polski. – Renata Naczaj, w przeciwieństwie do swojej zawodniczki, ma niewesołą minę. Kilka lat temu udało się dokonać niemożliwego i trójka jej podopiecznych wróciła z Mistrzostw Świata na Florydzie z trzema złotymi medalami. Oby i tym razem udało się powalczyć o złoto.

Łukasz Rygało

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.