Szpitalna udręka małego pacjenta

To był koszmar – tymi słowami kwituje pytanie o przeżycia, związane z udzieleniem pomocy lekarskiej córce, Teresa N., matka 14 letniej Ani, uczennicy jednego z gimnazjów w powiecie wołomińskim.
Ania, podczas zajęć wychowania fizycznego, zderzyła się z koleżanką. W wyniku kraksy, upadając, uszkodziła sobie kręgosłup. Obrażenia odniosła również jej koleżanka.

Do zdarzenia doszło w połowie maja. Mama Ani, jednocześnie dyrektor szkoły, do której uczęszcza dziewczynka, zadzwoniła na Pogotowie. – Poinformowano mnie, że może nam przyjść długo czekać na pomoc i doradzono, abym, jeśli mam taką możliwość, dowiozła dziewczynki do szpitala i zgłosiła się do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego, gdzie otrzymamy pomoc – opowiada pani Teresa. Kobieta widząc cierpienie dziewcząt pojechała z nimi do szpitala.

– Rozłożyłam siedzenie w samochodzie na ile to było możliwe i tak pojechałyśmy – wspomina. – Po przybyciu do szpitala nikt nie chciał się zająć dziewczętami. Podczas rozmowy z kimś z dyrekcji szpitala, tak byłam zdenerwowana, że nie pamiętam z kim, poinformowano mnie, że muszę je zawieźć do Warszawy do szpitala na Niekłańską – opowiada Pani Teresa.

W międzyczasie do szpitala dotarli rodzice lżej poszkodowanej dziewczynki. – Mojej córce ciężko było usiąść. Samochód osobowy nie jest przystosowany do transportu osoby z uszkodzonym kręgosłupem. Od naszego przyjazdu do szpitala minęło blisko 3 godziny. Miałam świadomość, że o tej porze dojazd do Warszawy zajmuje ponad godzinę.

Ruszając z parkingu uderzyłam w inny samochód uszkadzając jednocześnie swój – wspomina przykre zdarzenie. Kraksa na parkingu wywołała zainteresowanie innych osób. To spowodowało interwencję w szpitalu i w efekcie Ania pojechała na Niekłańską karetką.

Złamanie
kości guzicznej

Gdy dotarła do warszawskiego szpitala stwierdzono złamanie kości guzicznej z zagięciem. Od chwili zgłoszenia się do Wołomina minęło ponad cztery godziny. – To był koszmar. Tego rodzaju koszmar od lat przeżywają dyrektorzy szkół i rodzice, szukając pomocy dla dzieci, a czasem ważna jest każda minuta – tak określa Teresa N. próbę znalezienia pomocy dla cierpiącego dziecka. Kilka tygodni temu radni powiatowi Tomasz Szturo i Krzysztof Strzałkowski złożyli do zarządu powiatu interpelację, w której zwracali uwagę radnych i zarządu na problem małych pacjentów.

– Właśnie tego rodzaju sytuacje miałem na uwadze składając interpelację w sprawie zapewnienia dyżurów chirurgów dziecięcych w ramach SOR-u (szpitalnego oddziału ratunkowego). Gehenna Ani to przecież jeden z wielu przykładów, gdy dzieci i ich rodzice natrafiają na bezduszność i ograniczenia stworzone przez urzędników, którzy, o zgrozo, zostali powołani na swoje stanowiska po to, by nam pacjentom pomagać.

Przecież to, co przydarzyło się tej dziewczynce w miejscu, gdzie powinna oczekiwać i otrzymać pomoc, to szczyt bezduszności i bezkrytycznego stosowania się do równie bezdusznych reguł narzuconych przez NFZ – mówi Tomasz Szturo, radny powiatowy i wieloletni dyrektor ZS nr 3 w Kobyłce.

Radny Szturo od początku obecnej kadencji Rady Powiatu ciągle zwraca uwagę na konieczność stworzenia odpowiednich warunków udzielania pomocy chirurgicznej dzieciom z terenu Powiatu. Pewnym światełkiem w tunelu jest odpowiedź Starosty na interpelację Tomasza Szturo i Krzysztofa Strzałkowskiego.

– Zarząd Powiatu zobowiązał dyrektora SZPZOZ do udzielania w ramach Szpitalnego Oddziału Ratunkowego świadczeń medycznych u dzieci polegających na wczesnej diagnostyce i wstępnym leczeniu urazów oraz zapewnienia od stycznia 2009 roku transportu sanitarnego w przypadku konieczności przewozu dziecka do szpitala specjalistycznego – napisał 6 czerwca starosta Maciej Urmanowski w odpowiedzi na interpelację radnych.

Dobry krok

– To krok we właściwym kierunku – mówi Tomasz Szturo.- Zapewniam, że absolutna większość radnych Powiatu Wołomińskiego bardzo mocno wspiera mnie w tych działaniach i na pewno nie stracimy tego ważkiego problemu z oczu. Ważne, by sygnały o takich zdarzeniach trafiały do radnych z danego okręgu, do lokalnych mediów. Jeśli miałoby to pomóc to podaję swój e-mail: tomsztu@onet.eu

Teresa Urbanowska

5 przemyśleń nt. „Szpitalna udręka małego pacjenta

  1. Muszę stwierdzić, że opisana historia i tak zakończyła się szczęśliwie i to tylko dlatego, że dziewczyna trafiła do innego szpitala. Mniej szczęścia miał mój znajomy Tomek G. lat 33 [*], który trafił do szpitala w Wołominie kilka tygodni temu w sobotę wieczorem z bólem brzucha, a już w poniedziałek rano nie żył. To co się dzieje w tym szpitalu powinno już dawno być przedmiotem dochodzenia organów ścigania. A niepojętym wręcz jest to, że szpital w Wołomine uzyskał wysoką lokatę w jakim nikomu niepotrzebnym rankingu, czym chwalił się nasz starosta Maciej M. Czy rzeczywiście jest tak dobrze panie starosto i szanowni radni powiatowi?

  2. Witam
    Starosta interesuje się bardziej imprezami kulturalnymi (czymś trzeba wypełnic stronę internetową starostwa) aniżeli troszczyc się o potrzeby mieszkańców powiatu, nie mówiąc już o interwencji w takich sytuacjach. Pytanie, gdzie jest gospodarz szpitala ? Gdzie nadzór który jest obowiązkiem urzędników starostwa. W mojej ocenie taka sytuacja w każdym przypadku jest niedopuszczalna. Jest to jaskrawe niedopełnienie obowiązków przez odpowiedzialnego za to urzędnika.
    Odrębną sprawą jest postępowanie lekarzy bądź innych osób odpowiedzialnych za nie udzielenie pomocy. Ich działanie a raczej ich bezczynnośc stanowi zagrożenie życia pacjentów i taka sytuacja powinna by sprawdzona przez prokuraturę w Wołominie z urzędu bez konieczności zawiadamiania jej o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez osoby odpowiedzialne. Jest oczywiste, że o tym fakcie organy ścigania wiedzą i powinni wszcząc postępowanie z urzędu. Zobaczymy czy wypełnią swój ustawowy obowiązek.
    Micho

  3. To jest jeden z absurdów, jaki zasługuje na nagłośnienie (tylko w tym szansa na zmianę), nie rozumiem tego, że pod ręką jest lekarz, który siedzi na dyżurze (tak czy inaczej przecież) a z nagłym przypadkiem dziecka (sic!) trzeba jechać 25 km na Niekłańską. Sama miałam 2 przypadki nagłych ran w wyniku zderzeń (to się przy dzieciach zdarza choćby nie wiem jak próbować je pilnować) i z rozalonymi głowami (dosłownie rozciętymi i krwawiącymi) jechałam na „łeb na szyję” na Niekłańską, bo lekarz w szpitalu (choć przecież jest i ma kompetencje nby udzielić pomocy) nie zrobi tego (nawet jak stanąć nad nim z trzęsącym się z bólu dzieckiem), bo zasłąnia się przepisami. TO JEST NONSENS WYŻSZEGO RZĘDU ! TO POWINNO BYĆ UREGULOWANE W TRYBIE NAGŁYM (bo mam wrażenie, że jak to w Polsce bywa, potrzeba co najmniej kilku poważnych nieszczęść (bo jedno to pewnie za mało) by w końcu ktoś coś z tym zrobił

  4. Nie bardzo rozumiem dlaczego winny jest starosta. On chyba nie jest lekarzem i nie pracuje w szpitalu. Szanowni lekarze z Wołomina chyba jesteście inteligentni i powinniscie „debilnych” procedur unikać.
    Dzieciom natychmiast trzeba pomagać bez względu na idiotyzmy prawne. Tego od Was oczekują Wasi pacjenci – Wasi pracodawcy !!!!!

  5. Sygnały o nieprawidłowośiach pojawiają się od dłuższego czasu. Oczywiście, że winna jest osoba bezpośrednio odpowiedzialna za przyjęcie pacjenta. Niemniej jednak, bez właściwej reakcji nadzorującego placówkę tworzy się klimat przyzwolenia na takie praktyki przez pracowników szpitala, a co za tym idzie, jawną bezkarnośc tych osób. A może najwyższa pora pomyślec o prywatyzacji szpitala lub przezkształceniu tej jednostki w spółkę ?

Możliwość komentowania jest wyłączona.