Wołominiak wilkiem morskim

Piszę do Was juz po raz czwarty. Mam nadzieję, że Was jeszcze nie zanudziłem.Dla osób, które nie czytały mojej relacji tydzień temu ? Nazywam się Jan Kieś. Jestem wołominiakiem i od kilku tygodni załogantem żaglowca Fryderyk Chopin. Na pokładzie statku spędzę jeszcze jakiś czas. Od miesiąca na łamach ?Życia Powiatu? relacjonuję, jak żyje się młodzieżowej załodze drugiego co do wielkości żaglowca pływającego pod polską banderą.

Belgijski Śląsk

Ostenda, Belgia-21-09

Wpłynęliśmy do Ostendy. Jest to miasteczko portowe w Belgii. Z wyglądu przypomina? Śląsk. Gwoli wyjaśnienia – mam rodzinę na Śląsku i od czasu do czasu wybieram się tam w odwiedziny, co bardzo lubię. Tak więc Ostenda przypomina mi średniej wielkości górniczą miejscowość: tu hałda węgla, tam jakieś fabryczki, gdzieś dalej opuszczony budynek i blokowisko. Tak więc na początku wrażenia estetyczne nie były na najwyższym poziomie. Jednakże Ostenda ma parę bardzo ładnych miejsc, takich jak katedra albo centrum. Jednak wbrew temu, co napisałem wcześniej, nawet mi się tam podobało. Taka przyjemna okolica z własnym klimatem.

Jednakże Ostenda nie była gwoździem programu turystycznego. W ramach tegoż właśnie wybraliśmy się do Brugii, miasta oddalonego o ok. 15 min. drogi pociągiem. W Ostendzie czułem klimaty mieściny górniczej, natomiast w Brugii poczułem się jak w? Krakowie. Brukowane ulice, klasztor, a za każdym rogiem jakiś kościół, katedra lub inny zabytkowy budynek. Miasto wygląda naprawdę zacnie. Dla mnie jednym z najciekawszych przystanków w Brugii było muzeum czekolady. Jak wiadomo, Belgia słynie ze swej czekolady. Można się tam wiele dowiedzieć o historii jak i o produkcji brązowego cudu. Można było nawet zobaczyć prezentację produkcji klasycznych czekoladek. Ja załapałem się najpierw na końcówkę pokazu, tak więc choć nie zobaczyłem zbyt wiele, zostałem poczęstowany jedną z wyprodukowanych na pokazie czekoladek. Gdy jej spróbowałem, zapragnąłem pójść na prezentację jeszcze raz. Między kolejnymi pokazami była 15-minutowa przerwa, w czasie której zwiedziłem muzeum i zobaczyłem takie cuda, jak rzeźby i obrazy z czekolady, cygara i gigantyczne ok. 2-metrowe jajo z tegoż pysznego materiału. Tym razem jednak po powrocie zdążyłem zobaczyć całość pokazu, jak i ku uciesze mojej turystycznej duszy, dostać kolejną czekoladkę. Wierzcie mi, są przepyszne. Tak więc, podsumowując, w Belgi zwiedziłem: belgijski Śląsk i Kraków, z czego jestem nadzwyczaj zadowolony.

 

Kambuzowa ruletka

Ostenda Belgia-21-09

Nasz pokładowy kucharz ma poczucie humoru, choć zwątpiłem w to podczas zdawania kambuza pod koniec jednej z wacht. Po powrocie z wycieczki po belgijskim Krakowie i pracy na rejach, kiedy wszyscy byli już naprawdę wykończeni, na kolację uraczył nas pizzą. Wszyscy, włącznie ze mną, byli wniebowzięci. Cztery blachy pizzy zostały pochłonięte w 15 minut. Ludzie w czasie jej spożywania wyglądali, jakby osiągnęli nirwanę. Ja również byłem blisko osiągnięcia tego stanu… gdy nagle, zajadając się trzecim już kawałkiem, natrafiłem na niespodziankę. W pizzy nasz cook ukrył nieduże kawałki papryczki japanello. Na jedną blachę przypadały maksymalnie 2 kawałki z tym jakże ostrym prezentem. Ja niestety nie należę do wspólnoty ludzi ze stalowym przełykiem i tytanowymi kubkami smakowymi, więc w krótkim czasie moją paszczę ogarnął istny deszcz ognia. Wypiłem w sekundę swoją letnią herbatę, a gdy ktoś poradził mi, że na ostre rzeczy pomaga cytryna, bez zastanowienia wziąłem jeden z plasterków do ust. Chyba trochę pomogła. Szkoda że na stole nie było jogurtu. Byłby trochę jak gaśnica w kuchni, dość przydatny w awaryjnych sytuacjach. Jednakże żyję, i mam się dobrze, czego dowodem jest to, że piszę właśnie te słowa.

 

Kabestanowe prace

Kanał La Manche- 22-09

Pamiętacie, gdy pisałem, że istnieje na statku podział na wachty? Więc, żeby życie nie było za łatwe, istnieje również rotacja wacht. Tak więc raz na 2 tygodnie okrętowe następuje przeniesienie II wachty na miejsce III w celu zmiany rejonu, a I na miejsce III, i tak dalej. Tak więc zostałem przeniesiony z III wachty do II. Nie pytajcie jak, oficerowie muszą mieć jakiś tam schemat. Tak więc od dzisiaj moja służba nawigacyjna zaczyna się o 4? w nocy i trwa do 8. Żeby było weselej, w ciągu tych 4 godzin trzeba wypolerować wszystkie mosiądze znajdujące się na statku. Należą do nich kopie brainshakera znajdujące się na pokładzie, duży dzwon do wybijania szklanek (o tym napiszę później) jak i wspomniane w tytule kabestany. Są to duże walce zwężające się pośrodku z systemem blokady, które po użyciu korby służą do naciągania co bardziej nieposłusznych lin. Robota ta w moim kanonie syzyfowych prac znalazła się od razu na pierwszym miejscu zaraz obok układania rzeczy w szafkach bez zamków (takie są w mojej kajucie). Domyślacie się, co się dzieje przy większych przechyłach. Ale dlaczego ta praca jest daremna? Jest tak, ponieważ polerowanie polega na ściągnięciu przy użyciu pasty i szmatki nalotu, który tworzy się na tym metalu. Problem jednak leży w tym, że choćbyś nie wiem jak się starał i nawet przez cały dzień polerował, po nocy nalot powraca, pokrywając cały kabestan. Osoba, która wymyśliła, żeby robić tę część statku z mosiądzu, była istnym geniuszem zła. Jednakże to niekończące się szorowaniu ma pewien plus. Można powiedzieć, że polerowanie mosiądzów jest substytutem świątyni dumania. Ma się dużo czasu na filozofowanie. Ja oczywiście nie zmarnowałem tej okazji. Dochodząc więc do sedna, stwierdzam, że moje życie wcale nie jest takie nudne. Kto by się spodziewał, że będę polerował kabestany na środku kanału Angielskiego w drodze do Malagi?

 

Rozbijacz szklanek

Kanał La Manche- 22-09

Jako że wachta II zawsze jest o 8 na nogach, dostaje zadanie podniesienia bandery podczas codziennej zbiórki i podczas wznoszenia polskiego symbolu wybija szklanki. Wybijanie szklanek polega na dzwonieniu dużym mosiężnym dzwonem znajdującym się na śródokręciu. Jedna szklanka to dwukrotne zadzwonienie w dzwon. ?Na banderze? zawsze wybijamy 4 szklanki. Podniesienie bandery jest zawsze o 8 rano i zawsze jest poprzedzane dwoma alarmami: 30-minutowym i wcześniejszym 5-minutowym. Szklanki wybija się również podczas wacht co godzinę aż do zachodu słońca. Wybijamy szklanki odpowiednio do godziny: np. o 9.00 wybijamy 4 i pół szklanki. Tak więc w końcu przyszła moja kolej. Normalne wybijanie szklanek nadaje patosu i podniosłości podnoszeniu bandery. Gdy ja wybiłem szklanki po raz pierwszy, pół pierwszej szklanki stwierdziło, że zrobi sobie wolne, a przerwy między kolejnymi były tak niezorganizowane jak nasza służba zdrowia. Wszystko brzmiało więc, jakbym walił starym prętem o jakąś metalową bramę. No ale w końcu na błędach można się uczyć.

 

Jak przetrwać nocną wachtę ? poradnik dla opornych

Kanał La Manche- 23-09

Tym razem opiszę, jak wygląda przeciętna nocna wachta. Ale najpierw o tym, jak się na nią przygotować.

Pierwszy krok trzeba wykonać jeszcze w kajucie ? trzeba ubrać się jak najcieplej. Koszula i getry termiczne, na to ciepłe dresy, 2 pary skarpetek, polar, oraz gumiaki plus spodnie i kurtka od sztormiaka. Założenie na dodatek ciepłych rękawiczek z czapką nie jest wcale złym pomysłem. Ktoś pewnie zapyta, po co to komu, jeśli temperatura oscyluje w granicach 13 stopni? Trzeba pamiętać o jednej ważnej rzeczy ? wietrze. Zwłaszcza gdy płynie się szybko, może on znacznie obniżyć temperaturę odczuwalną. Oczywiście, jest jeszcze jedna rzecz, do której to wszystko jest potrzebne ? sen. Już tłumaczę. Na wachcie nawigacyjnej muszą stawić się wszyscy zdrowi i nie mający dyżuru w kambuzie należący do aktualnej zmiany. Zazwyczaj jest więc 7 osób. Haczyk w tym, że do trzymania bezpiecznego kursu są potrzebne 3 osoby: 1 osoba na sterze plus po jednym ?oku? na obu burtach. Jest też rotacja stanowisk, gdy ktoś potrzebuje zmiany, informuje o tym, a jego miejsce zajmuje jedna z osób mających wolne. Najnormalniejszym w świecie jest więc, że ludzie, gdy nie mają nic do roboty, próbują sobie pospać. Zwłaszcza o 4 rano. Ale jak zasnąć, gdy siedzisz na ławeczce, a wiatr dmucha ci w twarz tak, że masz wrażenie, iż pracujesz jako parawan. Są i na to sposoby. Jako że podłoga na mostku zrobiona jest z drewnianej kratki, można spokojnie położyć się na ziemi. Ale najlepiej śpi się pod? fortepianem. Nie chodzi oczywiście o instrument klawiszowy. Jeszcze ktoś zacząłby grać i przeszkodziłby w należytym odpoczynku. Fortepianem nazywany jest duży wystający ze ścianki na mostku metalowy panel z różnymi przyciskami i kontrolkami m.in. od silnika i śrub. Operuje nimi mechanik. Najważniejsze jest to, że TAM NIE WIEJE, ani nikt nad tobą nie chodzi, bo nie tarasujesz drogi. Można więc spokojnie się rozłożyć. Spokojnie pospanie przy jednoczesnym byciu na wachcie to jest to. Po takich wachtach zaczyna się doceniać naprawdę proste rzeczy. Śniadanie jest jak zbawienie, a nieduża ciepła koja wyrasta w oczach do rozmiarów królewskiego łoża, a przespanie się w niej do spaceru przez raj.

 

Kolejne relacje z morskiej żeglugi: część pierwsza, część druga, część trzecia

Jan Kieś

Jedno przemyślenie nt. „Wołominiak wilkiem morskim

  1. Świetnie piszesz, lekko i przyjemnie czyta się Twoje slowa- masz talent! Powodzienia ;)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.