Wołominiak wilkiem morskim cz. 2

Cześć! To nasze drugie spotkanie i informacja dla osób, które nie czytały mojej relacji tydzień temu: Nazywam się Jan Kieś. Jestem wołominiakiem i od kilku dni załogantem żaglowca Fryderyk Chopin. Na pokładzie statku spędzę jeszcze kilka tygodni. Od tygodnia na łamach ?Życia Powiatu? relacjonuję, jak żyje się młodzieżowej załodze drugiego co do wielkości żaglowca pływającego pod polską banderą.

16 września przed śniadaniem. Wchodzimy do portu na wyspie Helgoland. To nasz pierwszy stały ląd w czasie rejsu do Malagi, niedużej wyspy na Morzu Północnym, 70 kilomatrów od niemieckiego wybrzeża. Niezwykłe miejsce. Piękne wybrzeże i małe senne miasteczko. Ale najbardziej wyróżniającą cechą tej wyspy jest wszechogarniająca cisza. Gdy przechadzamy się po porcie i rozmawiamy o widokach, mamy wrażenie, że wytwarzamy więcej decybeli niż cała wyspa przez rok. Ludzie tu wydają się tacy spokojni i powolni w swym życiu. Tworzy to niezwykły klimat w połączeniu z klifami znajdującymi się za miasteczkiem. Na nich właśnie żyje wiele gatunków ptaków, które zakładają tam gniazda. Widoki są więc bajeczne. Podobno na wyspie często pojawiają się też foki, które przybywają tu się rozmnażać, jednak nie dane było nam ich zobaczyć. Miejsce to posiada również ciekawą historię. W czasie II wojny światowej działała tutaj silnie ufortyfikowana niemiecka baza u-botów. Alianci zniszczyli ją, wysadzając składy amunicji i zrzucając bomby. Do dziś można podziwiać np. krater po 5-kilotonowej bombie oraz resztki umocnień w postaci poskręcanych kawałków metalu. Aktualnie znajduje się tu strefa bezcłowa, co dość umila pobyt.

Na statku każdy załogant ma wyznaczoną pracę. Nikt nie może się obijać. Zadania na statku są podzielone według wacht, które zostały wydzielone wcześniej. Do zadań każdej z wacht należy oczywiście trzymanie steru i ?obstawianie oczu? na morzu, jak również pilnowanie trapu i cum w porcie. Jednak to nie wszystko. Każdy z załogantów, każdego dnia, dostaje inny, dodatkowy rodzaj wachty: sprzątamy wyznaczone rejony przypisane do konkretnej wachty (I wachta dziób, II wachta śródokręcie, III wachta rufa), wachta mechaniczna, polegająca na byciu do dyspozycji mechanika i wykonywaniu wyznaczonych przez niego zadań, wachta bosmańska, analogiczna do mechanicznej, oraz kambuz.

Kambuz to określenie kuchni pokładowej, tam właśnie pomagamy cookowi przygotowywać posiłki oraz sprzątamy po jedzeniu. Plusem wahty kambuzowej jest to, że nie musimy się stawiać na alarmy do żagli, przez co dzień jest wtedy znacznie spokojniejszy. Jednak praca w kambuzie to dość ciężka sprawa. Kiedy miałem swoją pierwszą wachtę w kambuzie, siedzieliśmy tam przez ok. pięć i pół godziny, sprzątając po obiedzie, a potem smażąc ponad 100 naleśników na kolację. Jednakże ciężka praca się opłaciła, ponieważ wszyscy byli bardzo zadowoleni z kolacji. Za każdym razem, gdy masz wachtę w kuchni, możesz też zrobić coś od siebie. Jeśli chcesz, możesz np. upiec ciasto. Taką niespodzianką w postaci szarlotki uraczyła nas pewnego dnia jedna ze zmian w kambuzie i dała nam pomysł na usmażenie naleśników. Zapoczątkowało to taką małą rywalizację między zmianami, bo kolejnego dnia na stole pojawiło się ciasto marchewkowe, tak więc ja ze swoją wachtą nie mogliśmy być gorsi i wymyśliliśmy naleśniki z serem.

Jan Kieś

Zapraszamy do przeczytania pierwszej części

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.