Wielu miłośnikom muzyki wydaje się, że wokaliści mają swego rodzaju dar – wychodzą na scenę i śpiewają, tak po prostu. Niestety czasem sami wokaliści są o tym przekonani… Natalia Kaczorowska wie, że droga na zawodową scenę jest dłuższa i trudniejsza.

– Wielu wołominiaków kojarzy cię z telewizyjną ?Szansą na sukces? – chyba nie raz byłaś w tym programie?

– Trzy razy – i trzy razy go wygrałam. Za każdym razem było to całkowicie stylistycznie oderwane i nigdy nie miałam wpływu na wybór zespołu, którego piosenki wykonywałam. Miałam chyba szesnaście lat, pojechałam na przesłuchanie i po jakimś czasie dostałam telegram – bo to jeszcze były czasy telegramów – że dostałam się do programu z jakimś zespołem. Pierwsze było Raz, Dwa, Trzy, potem TSA i wreszcie Tercet Egzotyczny. Kłopot miałam z Adamem Nowakiem, który ma oczywiście świetne teksty, przyjemny głos a zespół robi do tego znakomitą oprawę muzyczną, ale jego wykonania są bliższe piosence aktorskiej.

– Źle się czujesz w takich klimatach?

– Lubię ich słuchać, ale byłam zupełnie inaczej przygotowana do pracy na scenie. Zaczynałam u Leszka Kupca w zespole dziecięcym działającym w klubie Tramp, potem trafiłam do Roberta Więcha do kobyłkowskiego MOK-u. Razem z nim przeniosłam się później z zajęciami do Wołomina, do Domu Kultury. Pracowaliśmy razem przez wiele lat, wyjeżdżaliśmy na festiwale i przeglądy, potem pojawiły się pierwsze możliwości zarobkowania na imprezach firmowych. Zaczęłam się uczyć w szkole muzycznej gry na flecie u pana Andrzeja Wojakowskiego. Moim celem była szkoła muzyczna na Bednarskiej w Warszawie, tylko tam był wydział piosenki.

– Udało się dostać?

– Nie za pierwszym razem, niestety. Zaśpiewałam tak strasznie, że do dziś się tego wstydzę… Byłam okropnie zestresowana, strasznie mi zależało i chyba dlatego poszło tak źle. Nie wiem jakim cudem dostałam się na listę rezerwową, ale nic mi to nie dawało – przyjęli na rok pięć osób, a ja byłam szósta na tej liście. Dowiedziałam się jednak, że mogę chodzić na zajęcia jako wolny słuchacz i z radością skorzystałam z tej możliwości – chodziłam na wszystkie możliwe zajęcia. I stał się mały cud – po pół roku pojawiłam się na liście studentów… Taka nagroda za wytrwałość. Nauczyłam się tam naprawdę bardzo dużo i lubiłam tę szkołę, ale mocno mnie stłumiła. Wyszłam z przekonaniem, że świat roi się od utalentowanych i wykształconych wokalistów, że nie ma dla mnie miejsca na scenie.

– Ale przecież było!

– Fakt… Na drugim roku dostałam się do Zespołu Reprezentacyjnego Wojska Polskiego. Wcześniej nie miałam pojęcia o istnieniu takiego zespołu – zadzwonili, zaprosili mnie na casting, więc pojechałam. Wygrałam, dostałam propozycję pracy i… odrzuciłam ją bo uznałam, że przecież sobie nie poradzę, że ja się dopiero uczę. Rok później ponowili ofertę i wtedy byłam już pewniejsza swoich umiejętności. Pracuję z nimi od sześciu lat – od razu rzucili mnie na głęboką wodę: orkiestra, balet, chór… Miałam chyba 21 lat i zostałam solistką w zespole, w którym pracuje ponad setka ludzi. Dużo się tam nauczyłam i wciąż uczę się nowych rzeczy.

– Jak udaje ci się pogodzić tę pracę z inną – jesteś chórzystką w zespole Maryli Rodowicz?

– To cała historia… O castingu do jej zespołu dowiedziałam się chyba dzień wcześniej, zadzwonili do mnie z Szansy na sukces. Nie zależało mi na tej pracy, miałam przecież zajęcie – ale pojechałam, chciałam się sprawdzić. Casting był bardzo trudny, taki muzyczne dyktando – nikt tam mnie nie odpytywał ze znajomości przebojów Maryli. To zupełnie inna praca niż z Zespołem Reprezentacyjnym, więc zbieram teraz masę różnorodnych doświadczeń.

– Nie ciągnie cię do solowej kariery?

– Oczywiście że tak! Wiem, że śpiewam dobrze, jednak wciąż też mam świadomość, że masa ludzi robi to lepiej ode mnie i nie mogą się przebić na polskim rynku muzycznym. W ciągu ostatniego roku chyba dojrzałam do tego, żeby spróbować…

– Niedługo wracasz do MDK w Wołominie – oczywiście nie jako uczestnik, ale wykładowca.

– Chcę stworzyć dziecięcą grupę wokalną – podobną do tej, w której sama zaczynałam. Oczywiście nie będą to zajęcia jak w szkole muzycznej, raczej radosne, spontaniczne śpiewanie. Oczywiście nie unikniemy podstaw zapisu nutowego, ale chcę uczestnikom zaoferować dobrą, muzyczną zabawę. Oferta skierowana jest do młodszych dzieci ze szkoły podstawowej, do siedmio, ośmiolatków. Mam nadzieję, że będziemy występować, wspomagać inne sekcje MDK w ich działaniach. Prawdę mówiąc nie wiem, w która stronę to pójdzie i jak się rozwinie – to zależy od uczestników.

Rozmawiał Łukasz Rygało