Bez woźnicy

Krzysztof
Oksiuta

Kilka dni temu przez centrum Radzymina
jechała furmanka. Był upał, samo południe, 30 stopni, koń ciągnął wóz
drogą „Golgoty”. Nic nie byłoby w tym dziwnego, bo
Radzymin to nie Warszawa i widok furmanki jest tu jeszcze
codziennością. Sęk w tym, że furmankę ciągnął koń bez woźnicy. Minął
cmentarz i tuż przy wylocie na obwodnicę, zjechał na pobocze przy
sklepie, przed którym zazwyczaj stoją panowie schładzający się
piwem. Spojrzeli na wóz i jakby nigdy nic odwrócili
głowy. Jechałem samochodem, na widok tej furmanki przetarłem oczy z
niedowierzaniem. Gdy się zatrzymała, zapytałem stojących obok niej
mężczyzn co się stało? Odpowiedzieli – „nic”. Ponowiłem
pytanie – jak to nic? Odpowiedzieli – „pijany
woźnica leży w furmance”. „Pijany” – to była
ich wersja, ja jednak bałem się czy nie zasłabł, nie dostał udaru
słonecznego. Zadzwoniłem na policję wierząc, że jeśli mu coś się
stało wezwie pogotowie. Sam jednak musiałem jechać dalej.
Dowiedziałem się później, że gdy policja przyjechała, furmanki
już nie było. Pijanego furmana też. Widocznie koledzy pomogli.

Piszę o tej historii, bowiem skłania
ona do głębszej refleksji nad znieczulicą społeczną i brakiem
zainteresowania wśród ludzi nawet tym, co dzieje się na ich
oczach. Furmanka przejechała przecież całe miasto, widziało ją
zapewne wielu przechodniów, a jednak nikt nie zareagował. Gdy
nie reagujemy nawet w tak rzeczywistych sprawach, nie ma co się
dziwić, że Polska wygląda jak wygląda. O ile potrafię zrozumieć
niechęć ludzi do polityki, którą ostatnio pokazali tak
nielicznie biorąc udział w wyborach do parlamentu europejskiego, tak
trudno mi się pogodzić z tym, że los jednego człowieka, drugiemu
człowiekowi obojętny jest.

Nie tłumaczy tego sytuacja gospodarcza
Polski, nie tłumaczy tego bezrobocie i brak wiary w lepszą
przyszłość. Bo przecież w historii naszej bywały chwile o wiele
gorsze, gdy nie mieliśmy niepodległego państwa, gdy bolszewicy
atakowali Warszawę, gdy Gomułka kazał wszystkim mieć takie same
żołądki i mieszkania, gdy Jaruzelski straszył nas w ciemnych
okularach. A mimo to, w tamtych czasach potrafiliśmy zachowywać się
jak ludzie, pomagać jedni drugim, być wrażliwymi na każdą krzywdę,
która działa się obok nas.

Tym tekstem i tą historią chce pobudzić
wszystkich do samo zastanowienia się. Zapytajmy siebie sami czy brak
reakcji na zło, na coś co może być złem, czyni nas lepszymi czy też
zamieniamy się w tych, którzy złem są.