Czwarta władza degeneruje

Tyle rzeczy się dzieje równocześnie, że niełatwo uchwycić co jest najważniejsze. Gruzińska misja prezydenta Kaczyńskiego czy ekshumacja premiera Sikorskiego? Rozpoczęcie procesu mafii paliwowej na Śląsku czy giełdowy szwindel z firmą paliwową Lotos?

Ustawy zatrzymane przez prezydenta czy te puszczone wolno? Dzień każdy przynosi wiele tematów do zastanowienia, jeżeli oczywiście jesteśmy zainteresowani światem i krajem, w którym żyjemy. Tak się porobiło w obecnej cywilizacji, że wagę tych tematów określają media, zwłaszcza telewizory. One robią pierwszą selekcję, decydują co ważne, co banalne, jaką informację podkręcić emocjonalnie, jaką potraktować zdawkowo, przeciwko czemu oponować, co popierać. Nie bez powodu więc nazywa się media czwartą władzą.
Każda władza degeneruje, ponieważ daje możliwości, jakich nie posiadają inni ludzie. Czwarta władza degeneruje najbardziej, bo w odróżnieniu od władz: ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej jest najmniej sprawdzalna. Jest też najmniej zależna od społeczeństwa. Dysponując gazetą, radiem, telewizją w gruncie rzeczy można pleść androny, fałszować rzeczywistość, fakty obiektywne zastępować ?faktami prasowymi?. Mamy w Polsce takie gazety, radiostacje, kanały TV, które mają ambicję by kreować rzeczywistość, a nie opisywać ją jedynie. Wykraczają poza koncepcję czwartej władzy. Chcą być władzą każdą. Wpływać na stanowienie prawa, na decyzje administracyjne, wyroki sądowe? i właściwie na wszystko co się rusza. To są ci ludzie i środowiska, które w normalnych procedurach demokracji są bez szans. Nie są w stanie otrzymać legitymacji od wyborców. Mimo to upierają się by rządzić. W gruncie rzeczy negują demokrację. I to nawet niezupełnie z powodów politycznych, lecz bardziej charakterologicznych. Rozbuchane ego i szalejąca megalomania powodują fałszywą ocenę sytuacji swojej i ogólnej.
Najciekawsze z tego punktu widzenia w ostatnim czasie jest zachowanie redaktora pewnej zaborczej gazety. Nie wystarczają mu własne łamy, by argumentować swe racje. Musi korzystać z pomocy sądu by w ten sposób kontynuować polemikę z oponentami. Bardzo to jest zabawna sytuacja, ponieważ redaktor ów ma autentyczne zasługi w walce z totalitaryzmem. W młodości był zwolennikiem demokracji i pluralizmu, domagał się wolności słowa. Teraz najwyraźniej popadł w jakieś psychiczne oszołomstwo i uważa, że jest jedynym posiadaczem patentu na nieomylność. Wszyscy myślący inaczej niż on to nikczemnicy, łajdacy, motłoch?  itp. Powstaje pytanie z jakich  właściwie powodów siedział w peerelowskim więzieniu? Oto jest pytanie?

Jan Pietrzak