Fakty i mity o KDT

O lekkomyślnym postępowaniu urzędników w stosunku do kupców, niedotrzymaniu umowy przez samorząd Warszawy i utracie pracy przez co najmniej 2000 osób rozmawiamy z Dariuszem Połciem, prezesem Zarządu KDT w Warszawie.

– Głośno było przed Świętami Bożego Narodzenia i Nowym Rokiem na temat dobiegającej końca umowy dzierżawy pomiędzy kupcami z KDT (Kupieckie Domy Towarowe) a władzami Warszawy. Nowej umowy, jak rozumiem nie ma, a KDT w dalszym ciągu jak działał tak działa. Czy zmieniło się coś w Waszej sytuacji prawnej?
– Sytuacja jest taka, że jak widać, na dzień dzisiejszy jesteśmy, pracujemy, prawie wszystkie punkty handlowe są czynne i myślimy, że taki stan utrzyma się w dalszym ciągu. Warto pamiętać, o czym nikt głośno nie mówi, że działający KDT przynosi miastu rocznie 5 milionów złotych czystego dochodu. Czy, w sytuacji kryzysu, Pani Prezydent ma jakiś wariant zastępczy skoro chce likwidować tak duży zakład pracy jakim jesteśmy. Chciałbym przypomnieć, że to miasto nie dopełniło zobowiązań zawartych w umowie z 1999 roku, która nadal obowiązuje.


– Może część winy za zaistniałą sytuację ponosicie Państwo sami? Może nie pomyśleliście o przedłużeniu terminu dobiegającej końca umowy?
– Cała ta sytuacja często jest niewłaściwie przekazywana przez media. Warto obalić te mity i pamiętać, że była umowa, iż przygotujemy się do budowy Domu Towarowego. I my się do tej budowy przygotowaliśmy. Wykonaliśmy Studium Wykonalności, przygotowaliśmy Biznes Plan, kosztorysy. Za wszystko sami płaciliśmy, często kosztem wielu wyrzeczeń. Mamy również przygotowany bardzo specjalistyczny projekt techniczny. Całą dokumentację, która czeka od 2 lat na realizację. Dwa lata temu mieliśmy wszystkie niezbędne uzgodnienia, dziś trzeba je uzgadniać od początku, gdyż miasto nie wydzierżawiło nam terenu, zaś realizacja projektu w innym miejscu byłaby, z uwagi na jego unikatową konstrukcję, wysoce nieefektywna, o ile w ogóle możliwa.
– Proszę powiedzieć, jakie skutki będą jeśli KDT przestaną istnieć tu, gdzie się w tej chwili znajdują?
– Pracę straci co najmniej 2000 osób. Jest tu blisko 700 punktów handlowych i usługowych. Średnio na jednym stoisku pracują trzy osoby. Praca trwa tu 7 dni w tygodniu na dwie zmiany. Do tego trzeba doliczyć osoby współpracujące ? czyli producentów i wychodzi bardzo długi łańcuch ludzi, którzy utrzymują się dzięki temu miejscu.
– Kiedy spotkaliście się Państwo po raz ostatni z władzami Warszawy?
– Generalnie to zabiegamy o spotkanie nieustannie. Przez cały rok nikt nie chciał się z nami spotkać w końcu było krótkie spotkanie z radnymi Warszawy w październiku. Spotkania z Panią Prezydent nie było. Dowiedzieliśmy się od Asystentki, że Pani Prezydent nie chce się z nami spotkać. Wysłaliśmy wiele pism, które pozostają bez odpowiedzi.
– Mieliście Państwo przyzwolenie na wykonanie dokumentacji?
– Jak najbardziej. W 2005 roku podpisaliśmy z miastem list intencyjny. W roku 2006 Rada Warszawy podjęła uchwałę o 30 letniej dzierżawie terenu.
– Jak by Pan określił stan obecny?
– W tej chwili sytuacja jest patowa, co nikomu nie służy. Ta inwestycja jest potrzebna mieszkańcom, kupcom a nawet także spółce. Nie stać nikogo by w tej chwili 2000 ludzi znalazło się na bruku. Na pewno rozwiązaniem nie jest skazanie tych ludzi na bezrobocie. Nie rozumiem dlaczego miasto nie chce osiągnąć wspólnie z nami sukcesu. Jestem przekonany, że radni Warszawy podejmą się mediacji w naszym imieniu. Myślę, że środowisko Rady Warszawy nie pozwoli nam zginąć. Liczymy też na naszych Klientów. Chcemy podnieść standard naszych usług poprzez budowę Domu Towarowego, nie chcemy przy tym podnosić cen. Klienci chętnie chodzą po galeriach, ale chcą kupować tanio i modnie. Czekamy na spotkanie z Panią Prezydent, czekamy na reakcję ze strony radnych, czekamy na sesję 15 stycznia.
– Wspomniał Pan o mitach, półprawdach i nierzetelności mediów. Co nie jest więc prawdą w medialnych przekazach?
– Nie jest prawdą, że my chcemy tę halę zachować w obecnej formie. Prawdą jest, że chcemy wybudować nowy obiekt. Nie jest prawdą, że chcemy ten teren za darmo ? Chcemy go dzierżawić. Prawdą jest, że chcemy wybudować obiekt za własne pieniądze i choć go wybudujemy z własnych środków to będziemy go od miasta dzierżawić przez 30 lat i po tym okresie miasto będzie z nim mogło zrobić co zechce. Nie jest prawdą, że nie mamy pieniędzy na budowę. Mamy zgromadzone 50 milionów złotych, czyli ponad 30% inwestycji. Pozostałe pieniądze chcieliśmy pozyskać zaciągając kredyt. Władze Warszawy nam to jednak skutecznie uniemożliwiły poprzez zapisy w umowie. W tej sytuacji banki nie chcą zawrzeć z nami umowy kredytowej. Wreszcie, choć to moim zdaniem nie jest najważniejsze, nie jest prawdą, że większość naszych udziałowców nie posiada warszawskiego meldunku. Sprawdziłem to i tylko 3% naszych udziałowców nie jest zameldowanych w samej Warszawie lub w granicach wielkiej Warszawy, ale większość naszych udziałowców jest zameldowana w centrum.

Rozmawiała
Teresa Urbanowska