Kiedyś zagramy w jednej drużynie…

Kibiców siatkówki cieszą znakomite wyniki kadetów MUKS Huragan. Z trenerem siatkarskich nadziei Wołomina, Maciejem Alancewiczem, rozmawia Łukasz Rygało.

? Pojawiłeś się w wołomińskiej siatkówce nieoczekiwanie, kibice mogą cię nie znać. Jak wyglądała twoja dotychczasowa kariera?

? Zaczynałem od juniorów w AZS Olsztyn z którymi zdobyłem medal Mistrzostw Polski. Później trzecia liga, druga liga, pierwsza, znów druga, ekstraklasa, gra za granicami Polski, powrót do rozgrywek ligowych w kraju. Nie byłem siatkarską gwiazdą, ale nigdzie nie byłem też zawodnikiem rezerwowym. Poprzedni sezon kończyłem z kontuzją. Wiedziałem, że nie będę już więcej jeździł po kraju, żeby grać w siatkówkę. Myślałem raczej o zagranicznym klubie i stażu trenerskim, ale… ani o mnie nikt szczególnie nie zabiegał, ani ja się tym poważnie sam nie zająłem. Pojawiłem się tutaj – w Kobyłce i Wołominie.

? Z kadetami Huraganu pracujesz od końca poprzedniego roku szkolnego. Jak układa się współpraca?

? Początkowo było naprawdę ciężko, nie chcieli pracować. Rozumiem, że byli nieco zdezorientowani zmianami personalnymi, potrzebowali trochę czasu na oswojenie się z nową sytuacją. Początkowo graliśmy więc… w piłkę nożną. Uznałem, że najpierw trzeba zbudować zespół i dobre relacje, a potem dopiero pracować nad techniką siatkarską. Sytuacji nie ułatwiało połączenie sił z Kobyłką ? letni obóz zapowiadał się ciężko… Przecież całkiem niedawno młodszy kobyłkowski rocznik wygrał z wołominiakami, jeszcze przed chwilą byli rywalami! Ograniczyłem dostęp do komputerów i internetu, skupiliśmy się na systematycznej pracy i trenowaniu, wyznaczonych godzinach relaksu i odpoczynku. Trening, jedzenie, spanie, trening, jedzenie, spanie…

? Szybko pojawiły się efekty?

? Probierzem był mecz sparingowy z Treflem. Zagrali rewelacyjnie, choć przegrali 3:1. Sety przegrywali w końcówkach, ale było widać efekty pracy na obozie przygotowawczym, kiedy nauczyli się ważnej rzeczy w siatkówce ? szacunku do siebie nawzajem. Chyba zrozumieli, że zespół musi współpracować, że nie da się na boisku postawić sześciu gwiazd ? i one wygrają każdy mecz. Pierwsze poważne spotkanie z Metrem Warszawa dało im wiarę we własne siły. Mimo tego, że treningi w roku szkolnym wyglądały nieco słabiej ? wiadomo, doszła szkoła, nauka i dziewczyny ? to wyszli na boisko tak nabuzowani pozytywną energią, że wygraliby chyba z każdym. Obawiałem się tego meczu bardzo ? nie znałem przeciwników, pierwszy rok pracuję w siatkówce młodzieżowej. Wyszliśmy zupełnie w ciemno, na szczęście chłopaki od początku pokazali wielki charakter.

? Największe emocje wśród kibiców wzbudziło spotkanie z Czarnymi Radom…

? Mecz z Radomiem był bardzo ważny ? oni dotychczas w rozgrywkach nie przegrali nawet jednego seta, my straciliśmy dwa, ale obydwa zespoły miały na koncie komplet zwycięstw. Przegraliśmy pierwszy set, ale reszta była nasza!

? Na czym się teraz skupiasz w pracy trenerskiej?

? Przed nami jeszcze masa pracy ? na tym etapie wyeliminowanie technicznych błędów to miliony żmudnych i nudnych ćwiczeń. Sprawy nie ułatwia również to, że przestawiłem kilku chłopaków na ich pozycjach ? odnaleźli się szybko w nowych rolach, ale to dopiero początek drogi. Cieszy mnie niezmiernie, że chcą pracować. Treningów jest dużo, ale przychodzą chętnie i ciężko pracują.

? Pojawiłeś się także na boisku w składzie seniorskim. Jak się odnajdujesz w drużynie?

? Do grania w seniorskim składzie podchodzę niestety amatorsko. Przyznaję to ze skruchą… Nie jest to teraz mój priorytet, choć dotychczas tak było. Skupiłem się na pracy trenerskiej, nie jestem w stanie poświęcić się treningom. Mam nadzieję, że mimo to nie przeszkadzam kolegom na boisku… Chłopaki za rok będą juniorami… Mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze na boisku, w jednej drużynie seniorskiej.