Kolejna porażka Dolcanu Ząbki

Sensacją zakończył się mecz 21 kolejki I ligi piłki nożnej pomiędzy Dolcan Ząbki a Motorem Lublin. Grający na własnym boisku Dolcan przegrał z Motorem 0-1. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że drużyna gości w rundzie wiosennej chce tylko jednego… uniknąć spadku.

W sobotnie popołudnie 800 osobowa grupa kibiców Dolcanu liczyła na pierwsze w rundzie wiosennej zwycięstwo na stadionie przy ul. Słowackiego. Zadanie na pozór wydawało się bardzo proste. Drużyna gości przyjechała do Ząbek tylko z 10 punktowym dorobkiem, zajmując niechlubne przedostatnie miejsce w tabeli. Na domiar złego drużyna Motoru przystępowała do meczu bez trenera Bogusława Baniaka, który za niestosowne zachowanie po meczu z Sandecją Nowy Sącz został odesłany na trybuny.

Punktualnie o 14 sędzia główny Grzegorz Stęchły odgwizdał rozpoczęcie meczu. Na początku spotkania to Dolcan starał się grać agresywniej, atakując przeciwnika już na jego połowie. To zespół z Ząbek dyktował tempo gry, narażając się na kontrataki cofniętego do defensywy przeciwnika. I tak w 5 min. meczu zawodnik Motoru Wojciech Białek płaskim strzałem z 17m. sprawdził czujność interweniującego na raty Rafała Misztala. Kolejne minuty nie przynoszą zmiany obrazu gry. Dolcan stara się atakować, jednak niedokładność i brak pomysłu na grę uniemożliwia im stworzenie choćby jednej klarownej sytuacji podbramkowej. Wszelkie próby ataków ząbkowskiego zespołu były przerywane brutalnymi faulami na które dopiero w 10 min. zareagował sędzia główny dając żółtą kartkę Grzegorzowi Wojdydze. Po kontrze gości w 29 min. w narożniku boiska faulowany zostaje zawodnik Motoru. Do piłki po raz kolejny podchodzi najaktywniejszy w tym meczu zawodnik Lublińskiego zespołu – Wojciech Białek. Po technicznym dośrodkowaniu piłka przelatuje nad źle ustawionym bramkarzem Dolcanu i powoli opadając wpada do bramki tuż przy lewym słupku. Po tym kiksie Rafałowi Misztalowi nie wypadało zrobić nic innego jak tylko zakryć twarz dłońmi. Po strzelonej bramce to zawodnicy z Lublina zaczęli kontrolować grę. Piłkarzom Dolcanu w obliczu składnie i skutecznie grającego przeciwnika zaczęły puszczać nerwy. W 30 min. Karol Kosturbała wdaje się w przepychankę z zawodnikiem przeciwnej drużyny. Po doliczonej minucie dodatkowego czasu gry Grzegorz Stęchły, ku uciesze kibiców zgromadzonych na stadionie odgwizdał koniec pierwszej połowy. Zwiastunem lepszej gry Dolcanu w drugiej połowie miało być wejście na boisko Benjamina Imeha, Krystiana Pieczary i Huberta Robaszka. O ile gra pierwszego z nich nie zasługuje na jakikolwiek komentarz, o tyle dwóch pozostałych zawodników wniosło do gry zespołu więcej świeżości i szybkości na boisku. W drugiej części meczu Dolcan atakował na bramkę rywala większą liczbą zawodników, podobnie jak w pierwszej połowie raz po raz narażając się na niebezpieczne kontry rywala. Po jednej z akcji podopiecznych Radosława Mroczkowskiego piłkę w środku boiska przejęli Lublinianie i po serii szybkich celnych podań oko w oko z Rafałem Misztalem znalazł się Wojciech Białek, który w tej sytuacji strzelił wprost w bramkarza Dolcanu. W 78 min. meczu wydawało się, że Dolcan zdoła strzelić wyrównującą bramkę, gdy po dobrym podaniu z głębi pola Krystian Pieczara stanął oko w oko z bramkarzem, sędzia liniowy podniósł chorągiewkę wskazując spaloną pozycję piłkarza. W 85 min. strzał Sebastiana Ziajki zza pola karnego z największym trudem wybronił bramkarz Motoru. W doliczonym czasie gry, nerwy po raz kolejny puściły piłkarzom obu drużyn, co zakończyło się przepychanką grupy zawodników na środku boiska i dwiema żółtymi kartkami dla prowodyrów zamieszania. Po trzech minutach doliczonego czasu gry, sędzia główny odgwizdał koniec spotkania, w którym Dolcan po raz drugi z rzędu przegrał przed własną publicznością.

Cały mecz zapewnił 800 osobowej publiczności dużą dozę kopaniny, niedokładności i walki w środku pola. Najciekawsze sytuacje miały miejsce po stałych fragmentach gry. Nieskuteczność piłkarzy w drugim meczu rundy wiosennej była równie ogromna jak ilość błota na boisku i wokół niego. Miejmy nadzieję, że w następnym meczu z Widzewem Łódź błota będzie mniej, a skuteczność piłkarzy z Ząbek okaże się znacznie lepsza.

Adam Gronau