Łukasz Rygało: Słowa na miarę

Nie jestem dziennikarzem, „redaktor” też specjalnie do mnie nie pasuje. Postawię sprawę jasno ? jestem tylko pismakiem z regionalnej gazety i to jest moje miejsce w szeregu, nie ma się co oszukiwać. Choćbym nazwał się „pierwszym piórem powiatu”, to nadal nic to nie zmienia. Melchior Wańkowicz ukuł znakomity termin na „myślenie życzeniowe”, nazywając je „chciejstwem”. Sporo tego „chciejstwa” ostatnio dookoła…

W lokalnym barze występuje „artysta” wykonujący czyjeś tam piosenki. Może troszkę na wyrost? To zapewne sprawny i wrażliwy muzyk, który umili nam czas spędzany z przyjaciółmi, ale aby zasłużyć na miano artysty wypadałoby coś tworzyć, a nie tylko odtwarzać… Ktoś inny zajmuje się „sztuką”: decoupagem i scrapbookingiem. Wiem, podpadam wielkiej rzeszy miłośniczek tego wciągającego hobby, ale… drogie panie, same chyba rozumiecie ? do Muzeum Narodowego z tym nie traficie. Nawet przy nieco większym „wkładzie własnym” najczęściej kończy się na „tfurczości”, takiej przez duże TFU! ? przykładów nie brakuje na murach naszych miast. Inwestycja w kilka puszek farby w sprayu

i zniszczenie świeżo otynkowanej elewacji w centrum to jeszcze nie sztuka, nie każdy grafficiarz jest od razu Banksym. Podobnie z fotografią: zakupienie lustrzanki z najwyższej półki i worka obiektywów nie czyni z nikogo fotografa, a już na pewno nie fotografika ? bo tylko w Polsce funkcjonuje takie rozróżnienie, w którym „fotografik” to artysta-fotograf.

W mediach takie „chciejstwo” to zabieg celowy i świadomy. Od kilku lat mamy słowo?wytrych na postacie rozpoznawalne, ale często niewiele znaczące: celebryci ? czyli osoby słynne z tego, że są znane. Łatwo na nich zarobić, tworzy się ich więc „z niczego” ? serialowego aktora, byłej żony polityka, córki muzyka, którzy uczą nas potem w telewizji śniadaniowej, jak się wychowuje dzieci. Cieszę się, że za czasów Krystyny Loski czy Jana Suzina nie było plotkarskich portali, które wlazłyby im z butami do szafy, lodówki i sypialni ? dzięki temu pamiętam ich jako znakomitych i kulturalnych fachowców, a nie obiekty niepotwierdzonych plotek.

Czasem jeszcze bywamy jakby ostrożniejsi w słowach ? do dziś na przykład funkcjonuje termin „artysta cyrkowy” czy „artysta ludowy”. Czyli że artysta, ale mierzony troszkę inną miarką… To pewnie tak, jak z „politykiem” i „lokalnym politykiem”. W wypadku tych drugich ta miarka to raczej suwmiarka.