Moja przygoda z łukami

Złota medalistka Mistrzostw Świata z 2008 roku w starcie drużynowym, srebrna medalistka Mistrzostw Europy z 2008 roku indywidualnie, zdobywczyni Pucharu Świata, nominowana do tytułu sportowca roku. Justyna Mospinek opowiada

o swojej przygodzie z łucznictwem.

– Na początek pytanie, które zapewne niejednokrotnie już Pani słyszała. Od czego zaczęła się Pani przygoda z łucznictwem, dlaczego upodobała sobie Pani akurat tę dyscyplinę sportu?

– Kiedy chodziłam do szkoły podstawowej, w naszej szkole ruszył otwarty nabór do klubu UKS ?Piątka? Zgierz. Chciałam po prostu zobaczyć jak to wygląda, byłam ciekawa tego sportu. Lubię dyscypliny, w których wszystko zależy ode mnie samej, gdzie ewentualna porażka będzie jedynie moją winą, a sukces wyłącznie moją zasługą. Trzeba przyznać, że łucznictwo nie było szczytem moich marzeń, ale wychodziło mi to. Rozwijałam się w tym sporcie dosyć szybko, sprawiało mi to przyjemność, więc postanowiłam to ciągnąć dalej.

– Jaką chwilę w swojej karierze będzie wspominała Pani najlepiej, jaki moment był tym najszczęśliwszym?

– Z pewnością wygrana w Pucharze Świata w 2008 roku. Najpierw dostałam się do czołowej czwórki, co już samo w sobie było dla mnie naprawdę czymś wspaniałym. Następnie pokonałam dwie Koreanki, które zaliczają się do ścisłej czołówki światowej. Wspaniałym momentem był również pobyt na igrzyskach, atmosfera tam panująca była niesamowita. Co prawda igrzyska są też tym przykrym momentem w mojej karierze. Nie udało nam się tam nic wywalczyć. Zarówno w starcie drużynowym jak i indywidualnym. To był chyba najbardziej przykry moment w moich startach. Jednak tych pięknych momentów jest zdecydowanie więcej. Często zdarzają się takie chwile, kiedy staję na podium, czuje się wtedy wspaniale.

– Jakie są Pani plany na najbliższy sezon startowy? Czy już myśli Pani o starcie na Igrzyskach w Londynie?

– Jeśli chodzi o igrzyska w Londynie to takiej decyzji jeszcze nie podjęłam. Nie zastanawiałam się jeszcze nad tym, nie mogę powiedzieć, że na 100 procent pojadę tam bądź nie pojadę. Na takie deklaracje jest chyba jeszcze za wcześnie. Jeśli chodzi o plany na obecny sezon, to na pewno Mistrzostwa Europy. Zarówno te na kortach otwartych, jak i te w hali. Czy coś jeszcze, to się okaże.

– Co pani myśli o takiej imprezie jak 24-godzinny Maraton Łuczniczy w Radzyminie, który po raz kolejny zagości w naszym powiecie?

– Jest to świetne miejsce, gdzie można sprawdzić swoje umiejętności. Impreza trwa całą dobę, więc można naprawdę sprawdzić na co cię stać. Poza tym panuje tam świetna atmosfera. Startowałam już na tych zawodach trzy razy. W zeszłym roku nie mogliśmy wystartować, bo wypadł nam inny turniej. Największym plusem tej imprezy jest organizacja. Każdy zna swoją kolej, wie gdzie ma być, organizatorzy dbają o wszystko. Warto tam się zjawić.

– Łucznicy z Radzymina prowadzeni przez Roberta Marcinkiewicza osiągają coraz poważniejsze sukcesy, spotkała się Pani z nimi na jakichś zawodach? Co Pani myśli o nowym klubie?

Znam chłopców, są bardzo ambitni. Pojawiają się na zawodach i konkurują z czołówką krajową. Mimo faktu, że są dosyć młodym klubem, wychodzi im to naprawdę dobrze. Ich trener Robert Marcinkiewicz sam również startuje w zawodach, oczywiście seniorskich. Myślę, że jego podopieczni nie muszą się wstydzić startów swojego trenera. Jeśli chodzi o dziewczęta, to są jeszcze młode. Nie idzie im tak jak męskiej grupie, ale mają przed sobą sporo czasu. Życzę całemu klubowi jak najlepiej.

Rozmawiał Rafał Skonieczny