Najstarszy zawód świata

Musze to wyznać – mam wielki szacunek i słabość do ?najstarszego zawodu świata?. Nie każdy może go uprawiać – i z pewnością nie każdy powinien, dla dobra nas wszystkich. Choć wydaje się atrakcyjny i kuszący, to jednak jest to kawał ciężkiej, ale i misternej roboty, w której z roku na rok trzeba się doskonalić, choć czasem wydaje się monotonna aż do znudzenia. Powiedzmy to sobie otwarcie – nauczyciel to powołanie, a nie zawód.

Jeden z moich przyjaciół ?pracuje w drewnie? – to bardziej artysta, niż stolarz. Zanim weźmie do ręki narzędzie – długo, czasem tygodniami całymi zastanawia się i przygląda kawałkowi drewna, żeby zobaczyć, co się w nim kryje. Potem wydobywa to na wierzch – i to jest piękne. Wydaje mi się, że każdy z nas był kiedyś takim właśnie kawałkiem surowego materiału. Pytanie tylko, czy ktoś mu się dobrze przyjrzał, zanim zaczął go kształtować?

Ja chyba miałem nieco szczęścia – trafiłem na kilku dobrych rzemieślników i paru prawdziwych artystów. Efekt ich pracy z winy marnego materiału może zachwycający nie jest, ale niewątpliwie każdy z nich odcisnął swoje piętno. Nie trzeba długo skrobać, żeby doszukać się śladów: począwszy od zaszczepionych jeszcze w podstawówce słabości do włosów upiętych w kok i logicznych łamigłówek (dziękuję, pani Teresko!), przez nałogowe czytanie (Ireno, to nieuleczalne!) aż po specyficzne poczucie humoru ukształtowane przez… fizyka w szkole średniej (wzór na huk… tylko pan, panie Witoldzie, mógł to wymyślić!). Choć z moim historykiem z wołomińskiej ?piątki? dziś pewnie więcej znajdziemy w swoich poglądach różnic niż podobieństw, to wciąż chyba umiemy o tym rozmawiać, a ja darzę go wielkim podziwem za odwagę, którą wykazał się w latach 80. Tomku, pełen szacunek! O wpływie ?belfrów? przekonuję się czasem, spotykając po latach przyjaciół i znajomych, z którymi dzieliłem szkolną ławę – zawsze okazuje się, że mamy jakiś ?wspólny mianownik?, choć minęło czasem i ponad dwadzieścia lat od tego czasu.

Dziś znów z niepokojem oczekuję wywiadówek. Bardziej od komputerowo wyliczonej średniej ocen interesują mnie spotkania z nauczycielami – próbuję ocenić, czy mają czas, żeby przyjrzeć się ?materiałowi?. Czy posługują się delikatnym dłutem, czy też może ciężką siekierą, którą próbują kształtować ?na swój obraz i podobieństwo?.

Różnie z tym bywa…

Łukasz Rygało