Okiem Mariana: Spojrzenie trzydzieste trzecie

? Szkoda gadać, panie Mareczku, szkoda gadać… Wakacje już na finiszu, a ja chciałem rzutem na taśmę kanikuły użyć… Plany miałem, jak nie przymierzając, Polski Komitet Olimpijski! Mieliśmy w zeszłym tygodniu z panem Czesławem pojechać na Zlot Twardzieli, ale sam pan wiesz, jak jest ? Hela mnie nie puściła… A pan Czesio sam się bał.

Nawet gdyby się udało wyrwać, to i tak chyba byśmy autostopem musieli się tarabanić, bo w opeesie jakiś zastój mają i kasa nie spływa na czas. Strajk jakiś włoski tam mają czy coś… Każdy papierek oglądają, kserują, pod wszystkim trzeba trzy razy podpisywać i za zgodność z oryginałem poświadczać. Zgroza! Biurokracja jak w Brukseli, kto ma na to czas? No i na co idą te pańskie podatki? Nieistotne w sumie ? funduszy brak, więc co najwyżej na grzyby mogliśmy się wybrać za miasto. Wiesz pan sam, jak jest: brak kasy ? brak klasy!

Hela w domu została, bo przekonała się w zeszłym roku, że nadleśnictwo drewnickie za gęsto drzewa sadzi i łatwo jej się zaklinować podczas takiego spacerku. Wiadomo, jak jest ? porządny człowiek musi porządnie wyglądać, choć… może ostatnio nieco z tą porządnością przesadza. Nawet gdyby nie ? mamy tylko jedne kalosze i to w dodatku moje, więc naostrzyłem kozik, spakowałem na wszelki wypadek kompas i sucharki z kminkiem i wyruszyłem na podbój kniei.

Wiadomo ? na takiej wycieczce masz pan nadzieję zaznajomić się bliżej z łonem natury. Że cisza będzie, jak w kobyłkowskim MOK-u, tylko ptaszek czasem zakwili. Że styrany łażeniem klapniesz pan gdzieś pod sosną i garściami jagody rwać będziesz. Nic z tego! Jazgoczą, panie, tymi kładami, motorami drą wrzosowiska, śmieci kupy leżą co krok. Dziwnym nie jest tylko, że muchomory w lesie porozdeptywane. Jak komuś grzyb atakuje stopy, to potem stopa atakuje grzyby. Akcja odwetowa, można by powiedzieć…

Nie to, że się zgubiłem ? może się trochę za daleko zapuściłem w las, ale na szczęście zielonkowskie bunkry na poligonie to ja znam od małolata! Od razu złapałem azymut na dom, kozikiem utorowałem sobie drogę w chaszczach i… z deszczu pod rynnę, jak pragnę zakwitnąć! W sam środek bitwy z bolszewikami wpadłem! W pierwszej chwili chciałem naszych wspomóc, ale skumałem, że to rekonstrukcja tylko, więc wycofałem się na dogodną pozycję obserwacyjną na moście ? i to był mój błąd… Ani do domu nie szło się przebić, ani do lasu wrócić: tłok, ścisk, dzieciaki płaczą, baby się modlą… Gdyby nie suchary z domu zabrane, to padłbym tam z głodu, ale na szczęście ktoś w końcu ten korek na moście rozładował, przepychając towarzystwo samochodem.

Dobrze, że nie skończyło się jak na Haysel w osiemdziesiątym piątym…

Marian z Wołomina