Śniadanie na trawie

Zazwyczaj sukces ma wielu ojców, klęska zaś jest sierotą. W wypadku wołomińskich Śniadań Mistrzów jest odwrotnie ? wszyscy zaangażowani w niedzielne kulinarne spotkania zgodnie twierdzą, że to ?jakoś tak samo wyszło?.

Pomysł jest prosty ? oderwać się od komputera czy telewizora i o godz. 11.00 spotkać się w publicznym miejscu na wspólnym śniadaniu. Po co? No właśnie… Jedzenie jest tylko znakomitym pretekstem do rozmów, poznawania nowych ludzi, żartów. Facebookowe dyskusje to nie to samo ? choć to właśnie ten społecznościowy portal przyczynił się do pierwszego spotkania w parku Wodiczki na początku lipca, to atmosfery prawdziwych spotkań i wspólnych posiłków nie zastąpi żadna technologiczna nowinka. Punktualnie na pierwsze spotkanie przybyło zaledwie kilka osób, ale po półgodzinie w parku zrobiło się naprawdę gwarno ? przybywało kocyków, koszyków z wałówką, termosów z kawą i… uśmiechów. Furorę zrobiły domowe muffinki i kawa z cytryną.

Już dwa tygodnie później pod osławionym wołomińskim czołgiem smakowicie pachniała ?składkowa? jajecznica na kurkach. ?Piknik pod sterczącą lufą? zapowiadał się pysznie, jednak skwar rozpędził spoconych uczestników do domów już po godzinie.

Dużo dłużej trwały pogaduszki na trzecim śniadaniu ? po kolejnych dwóch tygodniach przerwy oblężenie przeżywała korona boiska wołomińskiego Huraganu. Był cień, zajęcia z nordic walking i kolejne składkowe danie ? tym razem pasta jajeczna. Po prawie trzech godzinach rozmów czas było rozejść się do domów ? na obiad…

Grzechem byłoby nie wykorzystać takiego skupienia pozytywnie zakręconych ludzi w jednym miejscu do pożytecznego działania. Na poprzednim spotkaniu na terenie Muzeum Nałkowskich tematem przewodnim były naleśniki i… budki lęgowe dla ptaków.

W czasie, gdy jedni smażyli naleśniki i przeżywali rozterki między musem jabłkowym, masą makową a twarogiem, inni pod czujnym okiem prezesa wołomińskiej LOP zawieszali nowe mieszkania dla skrzydlatych mieszkańców muzealnego ogrodu. Ostatnie śniadanie na Białych Błotach stało pod znakiem pasty rybnej i ciasta ze śliwkami ? znów za sprawą uczestników w okolicy pojawiło się kilka budek lęgowych, teren posprzątano, a śmieci wywieziono do pojemników.

Sezon plenerowy nieubłaganie zbliża się ku końcowi, co nie zmniejsza zapału śniadaniowiczów ? nie wiadomo wprawdzie jeszcze, gdzie odbędzie się najbliższe spotkanie, ale wiele wskazuje na to, że uczestnicy zapoznają się z kuchnią… czeczeńską. A może przy okazji poznają nieco tę zupełnie dla nas egzotyczną kulturę? Przez żołądek do… głowy!

Łukasz Rygało