Srebra smak, życia smak – czyli rozmowa z artystą

dsc07205-1.JPGBrał udział w wielu konkursach krajowych i wystawach zagranicznych. Od 2005 członek Stowarzyszenia Twórców Form Złotniczych. Twórca mieszka i pracuje w Wołominie. ?Coś srebrnego” jest retrospektywną wystawą z 30-lecia pracy. Urodzony w 1954, absolwent Politechniki Warszawskiej z 1979r. Kontakty z plastyką rozpoczął w 1977r poprzez współpracę z miesięcznikiem ?Foto” i z działem fotograficznym dziennika ?Sztandar Młodych”. W roku 1983 rozpoczął kontakt ze złotnictwem. Tytuł mistrzowski uzyskał w 1989 i w tym samym roku Ministerstwo Kultury i Sztuki wydało bezterminowe zaświadczenie o wykonywaniu zawodu artysty plastyka w zakresie biżuterii artystycznej. O pracy twórcy biżuterii i nie tylko z Woytkiem Rygało rozmawia Wojciech Urbanowski

– Nad czym Pan teraz pracuje?

– W tej chwili to zamówienia do galerii. Nic twórczego. Nad twórczym tematem będę pracował za jakieś 2-3 tygodnie. Będę robił amulet – taki jest temat konkursu w Gdańsku na który przygotuję swoją pracę. Kawałek meteorytu, który zamówiłem przez Internet, obok kawałek samorodka złota, samorodek srebra do którego będzie jeszcze samorodek bursztynu…

– Z tego wynika, że preferuje Pan surowe klejnoty…

– Właśnie w tym jest cały urok, że jest to przypadkowe, stworzone przez naturę, a ja jestem tu selekcjonerem. Z punktu widzenia zarobkowego sprzedaż takiego ?tworu” jest utopią, ale na wystawę jak znalazł.

-Zakończył pan cykl wystaw pod tytułem ?Coś srebrnego”, na której zresztą byłem w wołomińskiej Galerii Korozja i Kolor. Ze zdziwieniem stwierdziłem, że wiele osób na nią przyszło. A jak z frekwencją było na poprzednich?

– Frekwencja rosła z wystawy na wystawę. Zaczęliśmy od Legnicy w galerii ?Pod Przepiórczym Koszem”. Zainspirowała mnie do tej wystawy właścicielka Galerii. Początkowo byłem sceptyczny do tego pomysłu. Pomyślałem sobie ? A co ja takiego miałbym wystawiać?” Ale w końcu zostałem przekonany do tego pomysłu. I skoro już zrobiłem dla niej tę wystawę, to z pomocą mojego syna Łukasza zrobiliśmy katalog. W Warszawie na wystawie było dużo kolegów z branży… W Wołominie liczyłem na obecność przyjaciół, na rodzinę oraz na klientki i nie przeliczyłem się. Styczeń to dobry termin na takie spotkania. Frekwencja była doskonała. Pojawiły się również władze miasta, co też ma dla mnie znaczenie i daje satysfakcję z tego że moja praca jest zauważana.

– Co Panu daje kontakt z tak licznym odbiorcą? Na co dzień tak często się to nie zdarza – prawda?

– Twórca, gdy tworzy do tak zwanej szuflady, praktycznie jakby nie istniał – więc nie istnieje bez odbiorcy. Większość pokazanych na wystawie przedmiotów jest raczej typowo wystawiennicza, nie jest przeznaczona na sprzedaż. Ostatnim pomysłem, całkowicie zresztą komercyjnym, są spinki w kształcie piłki nożnej. Może to chwyci i kibice zamiast babaseballi będą na meczach unosili do góry mankiety…?

– Podczas otwarcia wołomińskiej wystawy dość licznie towarzyszyła Panu rodzina. Czy ktoś z nich odziedziczył zamiłowania skierowane ku sztuce?

– Z tego, co widziałem najbardziej zainteresowany był wnuczek, który ochoczo bawił się eksponatami… Ale mówiąc poważnie – myślę, że najbardziej utalentowany w tym kierunku jest Łukasz, który jest autorem scenografii i większości tematów aranżacyjnych: światła UV, umieszczenia fotografii, tak, by dwie dziedziny sztuki się dopełniały…

– Kilka miesięcy temu, ogłosił Pan też konkurs na łamach ?Życia” zatytułowany ?Moja broszka”. Jak potoczyły się losy laureatów tego konkursu?

– Aneta Saks – to jedna z osób, która odpowiedziała na ten konkurs, ale swoje prace przyniosła już po jego rozstrzygnięciu. Jest to osoba bardzo utalentowana pod względem twórczym – jednak bez warsztatu jubilerskiego.

– Który z Pana dotychczasowych projektów cieszy się największym zainteresowaniem?

– Zainteresowaniem – aczkolwiek nie popartym zakupami – cieszą się pierścionki dla licealistek z gumki do ścierania w którą wtopione są cyrkonie. Te gumki cieszą się powodzeniem, bo są kolorowe, ciekawe. Duże zainteresowanie, takie prawdziwe, wzbudzają przedmioty większe, jak na przykład ?Most”, który nie jest mostem a bransoletką, ptak, do którego stworzenia zainspirowała mnie biografia Leonarda da Vinci czy bursztynowy ołówek, który naprawdę wygląda jak zaczarowany…

– Czy należy rozumieć, że Pan używa każdego materiału, aby zrobić z niego biżuterię?

– Do niedawna używałem jedynie srebra i cyrkonii. Później jednak przekonałem się również do surowego bursztynu, gumy, sylikonu.

– Sprzedaje Pan również w swojej pracowni biżuterię komercyjną…

– Staram się sprzedawać. Praca powinna bawić, dawać radość i satysfakcję, jeśli zajmujemy się nią całe życie. Wielu bogatych ludzi siedzi cały czas w pracy tylko dlatego, że lubią pieniądze, choć swojej pracy niecierpią. A ja mam to szczęście, że robię to, co mi sprawia przyjemność.

– Ma Pan jakichś stałych odbiorców, fanów Pańskiej twórczości?

– Większość stałych bywalców mojej pracowni, to ludzie, dla których wykonuję rzeczy na zamówienie. To, co widać tu w pracowni, są to przedmioty, które zamawiają w dużej mierze galerie. Chociaż na czas wystawy ?pożyczyłem” wielki naszyjnik z cyrkonii od klientki.

– Jednak wykonywanie biżuterii to drogie hobby. Skąd brał Pan pieniądze na początku? Miał Pan jakiś ?mecenat”?

– Nie, nie było żadnego mecenatu. Pierwszy wyrób ze srebra w 77. a po nim długo, długo nic. Dopiero znajomi w 83 znaleźli mi miejsce pracy w zakładzie metaloplastycznym. Tam zdałem egzaminy: czeladniczy i mistrzowski, a później zdałem sobie sprawę, że to co robię mnie nie interesuje – znaczy jubilerstwo samo w sobie. Doszedłem do wniosku, że mnie interesuje tworzenie. A swoją drogą – mało kto wie, że srebro ma właściwości lecznicze i jako jeden z niewielu metali rozpuszcza się w wodzie. Nawet jest pijane i sprzedawane w aptece jako lek. Oczywiście jest to bardzo słaby roztwór.

– Praca tego typu wymaga chyba jednak spokoju i skupienia…

– Cenię sobie ten spokój. Nie mam szefa, który by mnie kontrolował, a jedynym kryterium jest sam rynek, oraz moje potrzeby. Jak robię dobrze swoją robotę, to jestem spełniony.

– Zawsze pracował Pan w takim trybie, samotności?

– Nie, nie zawsze. Miałem doświadczenie pracy w zespole ludzkim, za pensję. W pewnym momencie stwierdziłem, że mam coś ciekawszego do zrobienia niż powielanie cudzych wzorców i myślenie o niebieskich migdałach nad deską kreślarską.

– W naszym społeczeństwie funkcjonuje przekonanie, że jednak trzeba pracować…

– Oczywiście, że trzeba pracować. I w tej mojej pracy też istnieje pewien przymus, jednak jest to inny rodzaj przymusu. Tu mam pełną wolność w porównaniu z pracą w której istnieje hierarchia. Ze swoim współpracownikiem Jackiem Nowackim działamy od lat. Niestety nie mógł być na wystawie, więc chcę mu za pośrednictwem ?Życia” podziękować za tę wieloletnią współpracę. Dodam, że wiele przedmiotów pokazanych na wystawie jest wykonanych przez niego. Nawet Leonardo nie wszystkie rzeczy robił własnoręcznie. Czeladnicy pomagali mu, przenosili jego kalki. Rublow malował na ikonach tylko twarze i ręce. Twórca różni się od wykonawcy pomysłem.

– Przyznam, że ciekawiła mnie możliwość zobaczenia Pana pracowni. Sam, z kolegami, zamierzam zając się płatnerstwem, więc ma to trochę wspólnego z tym co Pan tu robi…

– Możliwe, że sam bym się tym zajął. Zresztą na początku, mniej więcej w wieku 15 lat, zajmowałem się fotografią i metaloplastyką w miedzi. Później było rzeźbienie w drewnie, malowanie ikon. Po tym wszystkim – w 81. roku stan wojenny mi wszystko zagarnął…

– Przestał Pan tworzyć?

– Inaczej się wtedy żyło… Redagowałem w Budorze pismo związkowe – nazywało się ?Pimpek”. Było to pismo związkowo-satyryczne. Wyszły cztery kolejne numery. Współpracowałem tam z ludźmi którzy również, tak jak i ja, pracowali za darmo. W tamtych czasach zawód złotnika dał mi szansę, by tworzyć coś, zarabiać i móc się wypowiadać plastycznie. Moment, kiedy zrobi się coś nowego to niesamowite podniecenie, człowiek zapomina o Bożym świecie i jest jak w amoku.

-Życzę jak najwięcej takich chwil i dziękuję za rozmowę

Zobacz też:

https://www.zyciepw.pl/wolomin-bizuteria-w-powiatowej-galerii-korozja-i-kolor/#more-4166

https://www.zyciepw.pl/cos-srebrnego-ladnego-nowego/

3 przemyślenia nt. „Srebra smak, życia smak – czyli rozmowa z artystą

  1. Swoich prac nie przyniosłam po roztrzygnięciu konkursu :)bo nie mogłaabym wówczas zdobyć nagrody.
    Dziekuję i pozdrawiam wszystkich.

  2. Pewnikiem ta: „- Kilka miesięcy temu, ogłosił Pan też konkurs na łamach ?Życia? zatytułowany ?Moja broszka?. Jak potoczyły się losy laureatów tego konkursu?

    – Aneta Saks – to jedna z osób, która odpowiedziała na ten konkurs, ale swoje prace przyniosła już po jego rozstrzygnięciu. Jest to osoba bardzo utalentowana pod względem twórczym – jednak bez warsztatu jubilerskiego.

Możliwość komentowania jest wyłączona.