Wspomnienie o Przyjacielu

21
lipca minęło dziesięć lat od śmierci dr. Bonifacego Sosnowskiego,
wieloletniego ordynatora Oddziału Ginekologiczno-Położniczego
Szpitala w Wołominie

Bonifacy Sosnowski urodził się w 1925
roku w okolicy Kowna na Litwie w rodzinie polskiej szlachty
zaściankowej. Szkołę podstawową ukończył w rodzinnej miejscowości,
gdzie nauka odbywała się tylko w języku litewskim. Języka polskiego
nauczył się w domu swoich Rodziców. Mimo przeciwieństwa losów
nigdy Oni nie zapomnieli o swoich korzeniach związanych głęboko z
Polską.

Repatriant

Okres okupacji niemieckiej a potem
radzieckiej przeżył na Litwie, niemal cudem unikając wcielenia do
armii czerwonej. W 1945 roku wraz z bratem i jego małżonką przybył
jako repatriant do Polski i zamieszkał w Łodzi. Tam ukończył szkołę
średnią a w 1945 roku Akademię Medyczną. Przez cały czas nauki
pracował zarobkowo w kilku instytucjach na terenie Łodzi.

Po uzyskaniu dyplomu lekarskiego został
skierowany z tak zwanego „nakazu pracy” do Szpitala
Miejskiego w Kutnie. Tam uzyskał pierwszy stopień specjalizacji z
zakresu ginekologii i położnictwa a kilka lat później drugi.
Został ordynatorem oddziału w Morągu, później w Iławie a od 16
marca 1970 roku po wygranym konkursie, objął stanowisko w Szpitalu
Rejonowym w Wołominie, gdzie pracował aż do chwili śmierci. Przyszła
ona nagle i niespodziewanie 21 lipca 1994 roku w czasie wykonywania
codziennej pracy, w okresie wielkich upałów, których
jego sfatygowane serce niestety nie wytrzymało. Przez blisko 25 lat
pracy w Szpitalu w Wołominie dał się poznać nie tylko jako wspaniały
specjalista w dziedzinie ginekologii i położnictwa, ale również
jako nietuzinkowy człowiek. Przez pierwsze pięć lat pracował w starym
szpitalu przy ulicy Armii Ludowej (Legionów) w warunkach,
które dzisiaj byłyby nie do przyjęcia.

Bez względu na warunki

Ciągłe dostawki na korytarzach i salach
chorych, przy braku pełnego zabezpieczenia sanitarnego. To wszystko
nie przeszkadzało aby rocznie rodziło się ponad dwa tysiące dzieci.
Jednocześnie roztaczał opiekę nad Izbami Porodowymi, które w
tym okresie były czynne na terenie powiatu wołomińskiego. Był
człowiekiem niesłychanie zdyscyplinowanym. Pierwszy przychodził do
pracy a ostatni wychodził. Codziennie przez tyle lat przyjeżdżał
wieczorami do szpitala i kontrolował pracę oddziału. Był na każde
wezwanie swoich asystentów. Wydawał się człowiekiem
niezmordowanym. Przejście w 1975 roku do nowego szpitala przy ulicy
Gdyńskiej, który wtedy wydawał się rajem dla lekarzy i
pacjentów, pozwoliło na uruchomienie osobnego oddziału
ginekologicznego i położniczego. Zwiększyła się ilość łóżek,
sal operacyjnych a przez to zwiększył się zakres obowiązków.
Starał się gromadzić coraz to nowy sprzęt medyczny ułatwiający pracę,
zwiększający bezpieczeństwo rodzących i pozwalający na rozszerzenie
wachlarza wykonywanych zabiegów operacyjnych. Był jednym z
niewielu w tym okresie ginekologów, którzy uważali, że
ciąża to wielkie dobrodziejstwo a przerywanie jej to tylko zło
konieczne . Był zawsze zdania, że tzw. „wskazania społeczne”
do usunięcia ciąży są w naszym kraju nadużywane. Wielokrotnie kobiety
po rozmowie z nim decydowały się na utrzymanie ciąży. Miał wyjątkowy
dar przekonywania pacjentek w tej kwestii. Na pewno dziś, po latach,
wiele kobiet jest mu za to wdzięczna. Myślę, że jego poglądy na
przerywanie ciąży były związane z głęboką wiarą, którą wyniósł
z rodzinnego domu.

Wychował wielu specjalistów
pierwszego i drugiego stopnia, którzy w miarę upływu czasu i
zdobywaniu doświadczenia mogli Go chociaż częściowo odciążyć w tej
ciężkiej i odpowiedzialnej pracy.

Stresowa specjalność

Położnictwo to bardzo stresowa
specjalność. Czasami minuty decydują o życiu dziecka w łonie matki.
Niestety nie wszystko można dokładnie przewidzieć. Wieloletnie
doświadczenie położnicze dr. Sosnowskiego pozwoliło mu uniknąć
kłopotów zawodowych o których dziś tak często słyszymy
w środkach masowego przekazu.

Miałem przyjemność przez 21 lat jako
ordynator Oddziału Chirurgicznego współpracować z dr.
Bonifacym Sosnowskim. Mimo istnienia różnicy wieku
potrafiliśmy tę współpracę szybko nawiązać. Pomagaliśmy sobie
nawzajem podczas wielu operacji, gdy wymagały tego schorzenia będące
na pograniczu naszych specjalności. Nasza zawodowa współpraca
przeniosła się również na kontakty prywatne.

Pogodny i wesoły

Mógł poświecić się bez reszty
pracy zawodowej tylko dlatego, że posiadał wspaniałą małżonkę, która
odciążyła Go całkowicie w obowiązkach domowych. Wychowywała dwoje
wspaniałych dzieci, a potem wnuki. Potrafił to należycie docenić.
Bonifacy w życiu prywatnym był człowiekiem pogodnym, wesołym
umiejącym się dostosować do każdej sytuacji życiowej. Był duszą
każdego towarzystwa. Wspaniałym organizatorem wszelkich spotkań.
Przez wiele lat wspólnie wyjeżdżaliśmy w zimie do domu
zakładowego w Rytrze. Dzięki Jego inwencji twórczej pobyt tam
stawał się przyjemnością. Gdy Go zabrakło wśród nas
przestaliśmy tam jeździć. Psychicznie nie mogliśmy znieść miejsca w
którym tak często był z nami Boniek.

Był człowiekiem, którego
przekonania polityczne nie zmieniły nawet czterdzieści lat komunizmu.
Jego wzorcem człowieka i wodza był Józef Piłsudski. Posiadał w
domu wiele pamiątek związanych z tym wielkim Polakiem. Mimo wielu
obowiązków zawodowych znajdował czas na czytanie literatury
klasycznej i współczesnej. Posiadał bibliotekę godną
pozazdroszczenia.

Był wielkim zwolennikiem teatru i
opery. Odszedł od nas w okresie kiedy szykował się do przejścia na
zasłużoną emeryturę. Nie było mu to jednak pisane. Odchodząc od nas
pozostawił po sobie piękne wspomnienia, ale jednocześnie wielką
pustkę.

Prawdziwi koledzy i przyjaciele nigdy
nie zapomną tego wspaniałego lekarza i człowieka.

Kilka
faktów z życia Doktora

1. Chrześcijańskie Stowarzyszenie
Młodzieży Męskiej (YMCA) – należał w ostatnich klasach szkoły
średniej i pierwszych latach studenckich do chwili rozwiązania
stowarzyszenia przez władze.

2. Represje i uwięzienie (1953 –
1956). Został aresztowany 24 grudnia 1953 roku za to, że w
pierwszej połowie czerwca 1953 roku na terenie internatu szpitala
im. dr Wolfa w Łodzi „rozpowszechniał fałszywe wiadomości o
stosunkach gospodarczych i politycznych w Polsce i w Związku
Radzieckim mogące wyrządzić istotną szkodę interesom Państwa
Polskiego”. Mówiąc bardziej zrozumiale. Opowiadał
dowcipy polityczne, a któryś ze słuchaczy doniósł o
tym do UB. Po dwumiesięcznym ciężkim śledztwie 26 lutego 1954
roku z artykułu 22 Dekretu z 13 czerwca 1946 roku tzw. małego
kodeksu karnego został skazany na półtora roku więzienia.
Po obronieniu dyplomu lekarskiego, od listopada 1954 roku do
marca 1956 odbywał karę w bytomskim więzieniu. Już po śmierci
Doktora, 25 stycznia 1996 roku Sąd Wojewódzki w Łodzi na
podstawie ustawy o uznaniu za nieważne orzeczeń wydanych wobec
osób represjonowanych za działalność na rzecz
niepodległego bytu Państwa Polskiego stwierdził nieważność wyroku
z 1954 roku.

3. NSZZ „Solidarność”
(1980 – 1994). W pierwszym, najtrudniejszym okresie istnienia
związku „S” pełnił funkcję skarbnika komisji
zakładowej w wołomińskim szpitalu. Oczekiwał zmian w kraju,
wierzył, że ten ruch społeczny tego dokona.

4. Towarzystwo Pamięci Józefa
Piłsudskiego – Związek Piłsudczyków RP (1989 – 1994).
Przewodniczył Głównej Komisji Rewizyjnej Związku. Czcił
Marszałka, obaj przecież urodzili się na Litwie. Był z tego faktu
dumny.

5. Rada Miejska Wołomina (1990 –
1994). Został radnym z rekomendacji Komitetu Obywatelskiego
„Solidarność”. W swojej ulotce wyborczej napisał:
„(…) składanie deklaracji o dokonaniu znaczących zmian
byłoby przedwczesnym powtórzeniem różnych obietnic
bez uprzedniego rozeznania możliwości ich realizacji. Takich
deklaracji w przeszłości można było usłyszeć i przeczytać wiele,
a które nie doczekały się realizacji. Potrzeby miasta i
gminy są znane – nieznane natomiast są środki niezbędne do
sensownego funkcjonowania organizmu jakim jest miasto i gmina.”
Był wybitną osobowością w Radzie pierwszej kadencji. Wciąż żyje w
naszej pamięci.

Edward M. Urbanowski

2 przemyślenia nt. „Wspomnienie o Przyjacielu

  1. ..Codziennie przez tyle lat przyjeżdżał wieczorami do szpitala i kontrolował pracę oddziału. Był na każde wezwanie swoich asystentów. ……. Na pewno dziś, po latach, wiele kobiet jest mu za to wdzięczna ……W WOLNĄ SOBOTĘ PO POŁUDNIU NIESPODZIEWANIE PRZYJECHAŁ PAN ORDYNATOR –MOJA MAMA W TYM CZASIE RODZIŁA —NASTĄPIŁY NIE OCZEKIWANE KOMPLIKACJE ZAGROŻONE BYŁO ZYCIE DZIECKA I MATKI– DZIĘKI ZDECYDOWANEJ POSTAWIE PANA ORDYNATORA ŻYJEMY OBIE JA I MOJA MAMA …W NASZEJ PAMIĘCI POZOSTANIE NA ZAWSZE …

  2. Szanowna Córko i Matko, nie jesteście jedyne. Moje wspomnienie Doktora jest również bardzo ciepłe choć zgoła inne. Na mojej drodze pojawił się, jak już moje dziecko było na świecie, miało kilkanaście dni i mieliśmy następnego dnia wychodzić do domu (dziecko urodziło sie cesarskim cięciem miało 2 tygodnie, gdy się urodziło Dodktor Sosnowski w tym czasie był na urlopie i nie było go w Wołominie). Wieczorem okazało sie jednak, że syn zostaje w szpitalu a ja idę do domu sama. Co to oznacza dla matki? – to potrafi zrozumieć chyba tylko inna matka, która przeżyła coś podobnego. Gdy dowiedziałam się, że moje dziecko jest chore (rok 1980 – nie było tak jak teraz wizyt najbliższych na oddziałach, nie działały tak ja obecnie telefony, o komórkach nikt nie słyszał), zaczęłam bezwiednie szybkim krokiem marsz po szpitalnym korytarzu. W pewnym moemencie obok mnie pojawił się mężczyzna w drewniakach, białym fartuchu i ze słuchawkami. – Co tak biegamy? – zapytał. – Biegamy i już – odpowiedziałam zdenrwowana, próbując na próżno uwolnić się z mocnego uścisku. – To pobiegamy razem – usłyszałma w odpowiedzi. Nieznany mi wcześniej człoweik zapytał co się stało. Zmierzył puls. Odprowadził do sali w któej leżałam. Poczekał aż się położę,zmierzył ciśnienie, a po chwili przyniósł tabletki i wodę. Potem znikł na dobre pół godziny. Gdy się pojawił ponownie, poinformował mnie, że spędził ten czas z moim synkiem i że nie mam się o co martwić bo dziecko jest duże i silne i że będzie zdrowe. A ja mam wracać do domu i nabierać siły przed jego powrotem. Siedział przy mnie do chwili aż usnęłam. Nastepnego dnia dowiedziałam się, że to był Doktor Bonifacy Sosnowski. Taki był dla niejednej pacjentki. Niejedną podobną opowieść usłyszałam po jego śmierci. Choć niejdnokrotnie był srogi i wymagający dla personelu – dla pacjentki był zawsze ciepły i pogodny. Do każdej wychodził z sercem na dłoni. Po wielu latach nasze drogi się ponownie skrzyżowały. Dziś mogę już tylko wspominać „mojego Przyjaciela” Bonifacego Sosnowskieho. Na zawsze pozostał w mojej pamięci Człowiekiem przez duże „C”. Trudno uwierzyć, że już tyle lat minęło………..

Możliwość komentowania jest wyłączona.