Zdaniem MAMY (1)

Lata złote nogi już się
szykują do drogi

MAMO! Czytaj dalej!
Mogę już schować pagaje?

Płyniemy małą żaglówką
po jeziorze Nidzkim, w strefie ciszy, dookoła lasy, chmury, mnóstwo
tlenu, od którego ciągle ziewam. Czytam fragmenty „Kroniki
olsztyńskiej” Gałczyńskiego, szybko czytam, bo Synek się
niecierpliwi, a brzeg blisko.

Jutro popłyniemy
daleko, jeszcze dalej niż te obłoki, pokłonimy się nowym brzegom,
odkryjemy nowe zatoki…

MAMO! Dlaczego Pranie?
To od pralni? Co tu prali?

Przed
nami malutki pomost uczepiony urwiska, nad nim maszt z powiewającym
hasłem: 2003 Rok Gałczyńskiego. Podchodzimy na żaglach. Synku,
Pranie to nazwa leśniczówki. Na pewno tu prali, ale prywatnie,
to znaczy nie dla innych, własne rzeczy prali i suszyli na sznurku.
Zimą na strychu.

Co za lato… W środku
muzeum pełno ludzi! Synku, nie wolno siadać przy tym biurku, to
biurko poety, tylko do oglądania. Sam przeczytasz?

Moja poezja to są
proste dziwy,

To kraj, gdzie w lecie

stary kot usnął pod
lufcikiem krzywym

na parapecie.

MAMO! Oni nie żyją już,
prawda? A ta dziewczynka, Kira?

Żyje oczywiście.

Kira, moja mała
córeczka.

Kira, moja smagła
córeczka.

Jest teraz starszą
panią. To ona wybrała wiersze do tomiku, który czytaliśmy na
Mazurach. To były wiersze o niej, dla niej i dla innych dzieci.

MAMO! Dlaczego ludzi
tyle? Gdzie usiądziemy? Będzie „strasna zaba”?

Nasze wołomińskie
muzeum pęka w szwach. Próbujemy z Synkiem znaleźć jakiś
spokojny kącik, żeby posłuchać pani Kiry Gałczyńskiej. Synek woli na
podłodze, ja pod ścianą.

Pewna pani na
Marsałkowskiej

kupowała synkę z
groskiem

w towazystwie swego
męza, ponurego draba;

wychodzł ze sklepu,
pani w sloch,

w ksyk i lament: –
Męzu, och, och!

popats, popats, jak
strasna zaba!

Wiersz dla sepleniących
to fajerwerki śmiechu! Synek nie sepleni, na szczęście, za to się
usmarkał i wytarł rękawem, a teraz próbuje rękaw wytrzeć w
ścianę szacownego muzeum. Musimy wyjść, nie wzięliśmy chusteczek.

MAMO! Przeczytasz mi na
dobranoc jeszcze? O kwiatkach głupich? O nogarium? O wróbelku
i kapeluszach, no wiesz, o dorożkach bym chciał!

Dobrze, ale najpierw
mój ulubiony:

Gdy trzcina zaczyna
płowieć,

a żołądź większy w
dąbrowie,

znak, że lata złote
nogi

już się szykują do
drogi.

Jak najdalej przed
siebie popłyniemy za rok. Jesień.

Jedno przemyślenie nt. „Zdaniem MAMY (1)

Możliwość komentowania jest wyłączona.