06. Taniec to moje życie

Taniec jest dla niego sposobem na życie. Wraz z Anią Głogowską roztańczył całą okolicę. O sportowych i pedagogicznych sukcesach z Marcinem Wrzesińskim rozmawia Marcin Pieńkowski.

– Pochodzisz z Piaseczna. Skąd wziąłeś się w Kobyłce?
– Zdaje się, że to był 1993 rok. Dyrektor kobyłkowskiego MOK, Andrzej Zbyszyński, poszukiwał nauczyciela tańca. Zadzwonił do Polskiego Towarzystwa Tanecznego i tym sposobem natknął się na mnie. Zacząłem od prowadzenia niewielkiej grupy.
– Jakie były początki Twojej przygodyz tańcem?
– Zacząłem tak jak wszyscy, na kursie tańca. Tyle, że wtedy wyglądało to trochę inaczej. Dzieci prawie w ogóle nie tańczyły. W moim rodzinnym Piasecznie odbywały się ogromne kursy, chętni przyjeżdżali nawet
z Warszawy. Zajęcia odbywały się
w wynajętej hali fabrycznej zakładów kineskopowych. Naraz na parkiet wchodziło nawet 100 osób. Później grupy się zmniejszyły. Zacząłem naukę tańca bardzo późno – jako szesnastolatek. Wcześniej przez 8 lat szkoły podstawowej trenowałem piłkę nożną. I grałem nawet nieźle.
– Co skłoniło Cię do tego, by spróbować swych sił na parkiecie?
– Nie ukrywam, że poszedłem na kurs tańca, bo były tam fajne dziewczyny. Oczywiście powolutku zaczęło to przeradzać się w coś poważniejszego, w pewnego rodzaju sport, a do tego byłem bardzo dobrze przygotowany. Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Wystartowałem w kilku turniejach, niektóre nawet wygrałem. Tak to się zaczęło.
– Kiedy poczułeś, że taniec może być pracą, sposobem na życie?
– Myślę, że momentem przełomowym był początek współpracy z Małgosią Jankowską, która najpierw była moją trenerką, a później partnerką na parkiecie. Z Piaseczna przeniosłem się do Pałacu Młodzieży, tam zacząłem uczyć, w tym czasie rozpocząłem również pracę w Kobyłce. Szybko stałem się nie tylko tancerzem, lecz również nauczycielem. Poza tym cały czas sam też się uczyłem. Jeździłem na lekcje do Olsztyna, który był wtedy taką mekką tańca. Kto chciał się liczyć w świecie tanecznym, musiał tam się kształcić.
– Skąd zamiłowanie do pracy z dziećmi?
– Nie dorastałem w zamożnej rodzinie, szybko musiałem zacząć pracować, więc dzieciństwo bardzo szybko mi minęło. I przez to czuję się trochę dzieckiem, może dlatego tak łatwo się z nimi dogaduję… No
i lubię się czasami powygłupiać.
– Wraz z Anią Głogowską, twoją partnerką, roztańczyliście całą okolicę. Wasze studio tańca przyciąga coraz więcej tancerzy…
– Strasznie to się wszystko rozrosło. Ciężko mi zliczyć wszystkich uczniów. Na samych zajęciach wychowania fizycznego mamy około 1500 dzieci, ale oczywiście to jest tylko takie „przedszkole tańca”, wprawka do prawdziwego tańczenia. Mamy kilka sekcji,
w których tańczy 150 dzieciaków. Prowadzimy zajęcia w Ośrodkach Kultury w Kobyłce i Ząbkach oraz w wołomińskim Cechu. Nasi wychowankowie: Kasia Kozłowska i Bartek Domański przechodzą do finałów, a nawet wygrywają ogólnopolskie turnieje tańca towarzyskiego. Poza tym możemy pochwalić się finalistami mistrzostw w „Show” oraz „Dance”. Uczymy również dorosłych.
– Jjakie są przyczyny Waszego sukcesu?
– Główną przyczyną jest upór
i determinacja. Wyznaczamy sobie cel i staramy się wszystkimi siłami go osiągnąć.
– Tańczysz z Anią Głogowską 8 lat. Co jest Waszym największym sukcesem sportowym?
– Chyba niedawno zdobyte czwarte miejsce na Mistrzostwach Świata
w „Show”. Mieliśmy też wiele innych sukcesów w karierze amatorskiej i zawodowej, medale Mistrzostw Polski czy miejsca w finale Mistrzostw Europy we Francji.
– Co najbardziej cenisz w swojej partnerce?
– To, że jest profesjonalistką. To ona nauczyła mnie pracy z dziećmi. Co prawda pracowałem z młodzieżą, ale nie miałem styczności z 6-latkami… Początki były jak błądzenie w ciemnościach. Ale jakoś poszło.
– „Taniec z gwiazdami” z udziałem Ani. Co zmienił w Waszym życiu j?
– Ania osiągnęła niesamowity rozgłos medialny.
W ciągu dwóch tygodni na naszą stronę internetową wchodzi 10 tysięcy osób. Zainteresowanie wiąże się oczywiście z większą liczbą kursantów, jesteśmy
w tym momencie najpotężniejszą szkołą tańca
w okolicy. Mamy mnóstwo sekcji, robimy największe turnieje. Udział Ani w programie wpłynął również na to, że mniej trenowaliśmy. Teraz będziemy musieli pracować dwa razy ciężej.
– Jaka jest recepta na sportowy sukces w tańcu towarzyskim?
– Oczywiście należy dużo trenować, i to nie tylko taniec towarzyski. Aby uzyskać elastyczność ciała trzeba ćwiczyć również taniec nowoczesny. Poza tym, pracować, pracować i jeszcze raz pracować. Na turnieju trzeba mieć uczucie, że jest się najlepszym. Nieważne czy będziesz pierwszy czy piąty. Bez tego uczucia nie osiągnie się sukcesu. Poza tym trzeba być niezwykle upartym.
– Czym jest dla Ciebie taniec?
– Wszystkim.
– Dziękuję za rozmowę.

2 przemyślenia nt. „06. Taniec to moje życie

  1. Bardzo mi sie podoba jak tanczy Ania jest poprostu świetna tez chciałabym tańczyć ale nie wiem czy sie do tego nadaje.Pozdrawiam :)Ewa

  2. Bardzo mi sie podoba jak tanczy Ania jest poprostu świetna tez chciałabym tańczyć ale nie wiem czy sie do tego nadaje.Pozdrawiam :)Ewa

Możliwość komentowania jest wyłączona.