14. Smutne ale prawdziwe?

Szymon Plasota

Mówi się, że żyjemy w strasznych czasach upadku wszelkich wartości. Czy jest to prawda? Oczywiście takie pytanie wydaje się absurdalne, zważając na to, że prawda jest wartością. A skoro jej nie ma to też i fałszu, bo ten mimo, że jest brakiem prawdy, to jednak jego istnienie jest zależne od istnienia jego przeciwieństwa, którego nie ma. Możemy w takim wypadku pisać i mówić co chcemy, bez żadnej konsekwencji, bo i tak to wszystko jest równie bez znaczenia. Skoro rzeczywiście jest już tak strasznie to napotykamy problem dotyczący tego jak powinniśmy postępować – innymi słowy – na naszej drodze stają pytania o moralność.

Dla wielu nie jest to problem, bo mimo doniosłości rozważań o moralności, uważa się, że podejmują je głównie ci, których stać na wolny czas i niezmącony, codziennymi trudami i niesprawiedliwościami, umysł. Zdają się w pełni na tzw. autorytety moralne czyli na ludzi, którzy przekazują prawdziwe informacje o tym jak powinno być a gwarantem tego jest zaufanie jakim są darzeni. Jednak jeśli przyjąć pełen relatywizm, to nagle i te autorytety przestają istnieć bo ich słowa tracą znaczenie i okazuje się, że każdy z nas zaczyna żyć w nieznośnej próżni dowolności.

Czy wszystko można zwalić na barki współczesnych czasów? Na pewno duże znaczenie miał rozwój techniki i demokracji. Niebagatelną rolę odegrał też zawód po II Wojnie Światowej, którą uważa się za zmierzch wartości, nie tylko przez skale okrucieństwa ale też przez uważanie faszyzmu za punkt kulminacyjny podłoża moralności – metafizyki, po którym ta powinna zostać zupełnie obalona, jako źródło totalitaryzmu – co w konsekwencji rodzi ten niechciany relatywizm moralny. Jednak całkiem niedawno przyszedł człowiek, który pod szyldem jednej ze światowych religii podjął starania pokazania, że absolutne wartości mogą i powinny służyć człowiekowi – był to Jan Paweł II. Zaufanie wzbudził dzięki temu, że słowa swoje popierał czynem, podnosząc do rangi świętości całe swoje życie. Przez to stał się autorytetem nie tylko dla katolików ale dla większości ludzi. Pojawił się wreszcie ktoś kto wylał nowy fundament pod chwiejną budowlę ludzkości. Niedawno człowiek ten odszedł z naszego świata pozostawiając nam słabnącą pamięć po jego planie wielkiej odnowy. Co więcej, mimo że był Polakiem, mimo że jego kult wciąż trwa, to często przybiera on groteskowe formy. Szczególnie widoczne jest to gdy wykorzystuje się jego słowa i autorytet w grach politycznych, których codziennie jesteśmy świadkami. W czasie takich rozgrywek prawda, jak widzimy np. w związku z wykorzystywaniem materiałów IPN, jest czymś ulotnym, bo każda ze stron jest przekonana o jej posiadaniu i słusznej interpretacji. Tu chodzi jedynie o zwycięstwo, władzę i niszczenie przeciwników. Wartości przestają mieć absolutne znaczenie i stają się narzędziem realizacji celów przesiąkniętych od podstawy po sam wierzchołek zapachem pieniądza i ambicji. Powstaje przez to kolejna odsłona relatywizmu, tym razem o tyle nikczemnego, że popierającego swoje istnienie autorytetem największego jej przeciwnika. Chciało by się stwierdzić „Smutne ale prawdziwe?” ale nieuchronnie zmienia to swoją postać na pytanie – w tym kontekście, kolejne pytanie pozbawione sensu.