38. Bergmany z Miami

Marcin Pieńkowski

Wertuję naszą prasę i rzuca mi się w oczy irytująca prawidłowość, w większości czołowych polskich gazet i czasopism (powiedzmy z tej „górnej półki”) najlepsze noty zgarnia kino artystyczne. Jeśli film podpisał Almodovar, Loach, von Trier to musi nad tytułem widnieć porażająco wysoka liczba gwiazdek. Jeśli do kin wchodzi amerykański film akcji to przecież musi to być syf, hańba dla kina, antysztuka, konsumpcyjny bełkot, etc. Nasi kochani krytycy, włącznie z moją skromną osobą, mogą wtedy popisać się swoim błyskotliwym piórem i zjechać film, nie zostawiając na nim suchej nitki. Jestem znudzony współczesnym kinem artystycznym, jest przygnębiające, zimne, wykalkulowane (no może poza Almodovarem, który od dwóch dekad kręci dziesiątki filmów na podobne tematy). Mówi się, że jest to kino dla intelektualistów, zmusza do refleksji, dyskusji, bla, bla, bla… A mnie bardziej interesuje, cóż to stało się z Jamesem Bondem i policjantami z Miami, bo właśnie tacy bohaterowie kształtują naszą kulturę. Czas autorów – Felliniego, Bunuela, Bergmana, Antonioniego, Bertolucciego, Wajdy, Kieślowskiego i wielu innych minął bezpowrotnie. Jak bardzo będzie starać się Almodovar i von Trier, to do rangi mistrza kina nie urosną. Minął czas, gdy kino artystyczne przyciągało równie dużą liczbę wielbicieli, co kino rozrywkowe. Nie ma kin studyjnych, dyskusyjnych klubów filmowych, klasyki kina w telewizji publicznej, za kilka lat Orson Welles będzie znany chyba tylko filmoznawcom i zatwardziałym koneserom. Od kina komercyjnego odcinać się nie można, nie można go zaszufladkować, uznawać za nieważne. Trzeba analizować je równie dokładnie, co Bergmanowskie poziomki… „Miami Vice” oczywiście nie jest filmem wybitnym, aktorzy grają kiepsko, fabuła jest dość tandetna, itd. Jednak Michael Mann zrobił coś całkowicie niekonwencjonalnego, odwrócił się od mitycznych bohaterów z popularnej telewizyjnej serii. Zmienił ich oblicza, pozbawił podstawowych cech zakumplowanych partnerów, pogłębił ich psychologicznie (choć nie do końca przekonująco). Nie ma fajerwerków, zdjęć przesyconych pastelami, nienagannie wykonanych pocztówek z wybrzeża. Jest za to dużo zdjęć z ręki, chropowatych, brudnych, nieprzyjemnych ujęć, niczym z policyjnych kronik. Film jest brzydki, brutalny, zimny, rozedrgany, nierówny. Film policyjny z prawdziwego zdarzenia. Są herosi o sławnych nazwiskach, jednak w niczym nie przypominają wiecznie uśmiechniętych lowelasów, którzy w kilka sekund rozbroją bombę, jednym strzałem zabiją tuzin zbirów. „Miami Vice” jest efektowny tylko jeżeli chodzi o stronę dramaturgiczną, może fabuła jest dość naiwna, jednak akcja prowadzona jest dość płynnie i kilkakrotnie zwiększa ciśnienie widzów. Można narzekać, krytykować, o „Miami Vice” można by było napisać drugą recenzję i zjechać go niemiłosiernie, oczywiście w błyskotliwy sposób. Jednak nie znalazłbym w tym przyjemności i konkretnego celu, ponieważ wiem, że film Michaela Manna wywołał więcej dyskusji wśród moich znajomych niż niejeden cudny obraz Bergmana. Nadchodzi fala demitologizacji ikon podkultury, padli na kolana już chłopaki z Miami, James Bond, Batman, będą następni. Tylko Sylwester Stallone nie patrzy na nowe trendy i wpuszcza do kin szóstą część „Rocky’ego”, chociaż może znowu stanie się po prostu osiłkiem z Filadelfii, który dzięki ciężkiej pracy wraca na szczyt…

3 przemyślenia nt. „38. Bergmany z Miami

  1. straciłeś w moich oczach jak porównałeś poziomki Bergmana z komercją mówiąc, że też trzeba się nad tymi kiczowatymi wypocinami zastanawiać, kasowe maszynki do robienia są tylko do jednego aby robić kase, nic nie wnoszą do kina tylko są beznadziejne i dobre na jeden wieczór. Filmy wrtościowe to zupełnie inna bajka. Po co komercji poświęcać czas i bzdurnym filmom typu Maiami Vice. Troche strzałów, pościgów i dobro zawsze wygrywa, odgrzewany kotlet i tyle. To może trzeba Mandarynie poświęcić czas, no tak warto nie zajmujmy się Dżemem, Niemenem tylo zastanówmy się co Disco-polo wnosi w życie. Po co się zastanawiać i rozpatrywać bezwartościowe bzdury? nie ma oszczedzać tych filmów i bronić nie wiadomo czego. Porównaj „Nieodwracalne”, „Buntwnika bez powodu” „Popiół i Diament” z np. „Gulczas a jak myślisz” lub „maiami Vice”. Krytyce będą jechać po debilizmach i doceniać coś wartościowego.

  2. ogórku, lecz nie chodzi o to, by doszukiwać się w miami vice drugiego dna, doceniac te filmy, które przecież kiepskie są… nie oszukujmy się. warto by zastanowić się dlaczego następuje demitologizacja takich bohtaerów. słuchaj , takimi rzeczami zajmuja się ludzie w pracach magisterskich i doktoranckich… już pięć milionów razy czytałem ,że amerykańska sieczka to kicha i tyle, no dobra, niech będzie, moim celem nie jest nobilitacja tych filmów, tylko zastanowienie się nad zjawiskami które kształtują naszą kulturę popularną. nie porównuję bergmana, mistrza w którego filmach zanurzam się od lat z miami vice. to całkiem inne kino, ale oba są integralnym punktem naszej kultury i od tego się nie można odwrócić. bardzo bym chciał, żeby do kin wchodziło tylko kino artystyczne, ale nie będziemy odkrywcami jeśli stwierdzimy że tak się nigdy nie stanie. pasjonuję się teraz kinem niemym, zajadam się klasyką filmową lat 30 i 40. mam w małym palcu antonioniego,bergmana i fellniego, których obejrzałem praktycznie wszystkie filmy. napisano o tym tony ksiązek, o kulturze popularnej się milczy jakby nie istniała, mam nadzieję, że właśnie ten teskt wywoła dyskusję. nie ograniczajmy się… nie psioczmy tylko, zastanówmy się dlaczego tak jest a nie inaczej.

  3. ok uspokoiłeś mnie, wiesz kultura masowa i bohaterowie typu supermen powstają i zyskują sławe z tys, przyczyn. Dlaczego mimo iż amerykańskie kino to w 90% to komercja, odgrzewane filmy, kolejne beznadziejne części jakiś banałów, milionowe i bezwartościowe produkcje ale jednak kino amerykańskie ma swoją otoczke. Sława, najwieksze na świecie plany filmowe, największe gwiazdy, milionowe kampanie reklamowe to powoduje iż kino amerykańskie wypromowane jest jak dobry proszek do prania. Ale zdarzają się dobre i to nawet wyśmienite filmy w USA. Dlaczego super herosi tracą na wartości? Bo wchodzą nowi, robią się już nudni i zmienia się świat. Filmy jak miami Vice są cześcią masowej kultury itd. Kultura popuralna jest i niewiadomo skąd ludzie jej się podają. To zagadnienie bardziej z psychologi itd. nie będe się rozpisywał na temat zjawisk pop-kulturowych, chciałem tylko usłyszeć twoje wytłumaczeni bo ten art, zrobił na mnie dziwne wrażenie. tak na marginesie kocham czarno-białe filmy, filmy lat-30,40,50,600- tych starocie o których ludzie zapominają, filmy artystyczne, filmy o czymś… pozdrawiam iż życze sukcesów.

Możliwość komentowania jest wyłączona.