Animowany Chaplin

Jesteśmy świeżo po oskarowej nocy. Chociaż zazwyczaj nie przykładam dużej wagi do wyborów Akademii, to tym razem trzymałem kciuki za mojego ulubieńca ? robocika WALL.E. Nie zawiodłem się ? produkcja Pixaru zgarnęła statuetkę za najlepszy film animowany, zresztą bardzo zasłużenie.

?WALL.E? to dość zjadliwa satyra na społeczeństwa konsumpcyjne. Świat został przysypany śmieciami, więc ludzkość wyniosła się w kosmos, by tam z dala od bajzlu, który zostawiła, cieszyć się życiem. Ależ jakie to życie? Każdy widzi tylko czubek własnego nosa, nie dostrzegając drugiego człowieka. Tłuściochy gapią się w telewizor i to jest ich ulubione zajęcie. I tak wegetują, nie znając nawet uczucia miłości. Zakochują się za to roboty… Tytułowy WALL.E jest specjalistą od utylizacji śmieci (Wysypiskowy Automat Likwidująco – Lewarujący E-Klasa) ? co prawda jest już przestarzałym modelem, ale wciąż skutecznym. Zamienia tony śmieci na poręczne kwadraty ? jest ich tyle, że z samych odpadków można byłoby wybudować drugi Manhattan. Pewnego dnia samotny WALL.E spotyka na swej drodze Ewę, damski odpowiednik robota, która jest z kolei poszukiwaczką flory. Jeśli znajdzie roślinkę, to znaczy, że ludzie mogą wracać ze swoich kosmicznych podróży i dalej żyć na Ziemi. WALL.E zakochuje się w Ewie z wzajemnością, jednak musi odbyć długą i niebezpieczną podróż, by zdobyć jej robocie serce.
Mamy więc w filmie przesłanie ekologiczne ? może miejscami mało subtelne, ale w końcu film jest przeznaczony przede wszystkim dla naszych milusińskich, więc nie ma co się bawić w aluzje. Mamy także świetnych bohaterów. WALL.E wizualnie jest skrzyżowaniem E.T. z robotem z filmu ?Krótkie spięcie?. Jeśli chodzi o zachowanie, to dla mnie WALL.E ma coś z Charliego Chaplina i jego postaci wiecznie zakochane trampa ? troszkę niezdara, aczkolwiek potrafi być bardzo romantyczny i błyskotliwy, jest bardzo odważny, chociaż musi walczyć z silniejszymi od siebie, i oczywiście to samotnik o złotym (acz mechanicznym) sercu. Zresztą tu podobieństwa się nie kończą ? pierwsza połowa filmu jest praktycznie niema. I ta część jest mistrzowska ? przywołuje cudowne chwile amerykańskiej burleski. Humor polega na umiejętnym animowaniu ruchu, rekwizytów i akcentowaniu śmiesznostek głównego bohatera. Nie mamy więc do czynienia z kolejnym filmem animowanym, który śmieszy przede wszystkim słowem ? anegdotkami, ripostami i aluzjami. ?WALL.E? to zupełnie drugi biegun, choć w drugiej połowie filmu nie zabraknie dramaturgii i efektownej przygody. Fantastyczne gagi, mnóstwo znakomitej zabawy dla całej rodziny ? dołączcie do fan-clubu.


Marcin Pieńkowski