Ile wytrzyma sponsor?

Rozmowa z Piotrem Piotrowskim, prezesem
zarządu Zakładów Mięsnych Jadów

W maju wasze wyroby zostały
nagrodzone jako produkty najwyższej jakości w polskim przemyśle
mięsnym. To bardzo ważne wyróżnienie, zwłaszcza wobec
konieczności spełniania norm Unii Europejskiej, w której na
bezpieczeństwo żywności zwraca się szczególną uwagę.


– Cieszę się, że dzięki
entuzjazmowi naszej załogi w ciągu dziesięciu lat z małej firmy na
obrzeżach powiatu wołomińskiego powstał prężnie rozwijający się
zakład, znany dziś nie tylko na Mazowszu, ale we wszystkich
ościennych województwach. Stworzyliśmy miejsca pracy dla 120
osób
z naszego powiatu. Dysponujemy siecią sklepów
patronackich i hurtownią w Ciechanowcu, zaopatrujemy też bezpośrednio
przedszkola, szkoły, hotele, szpitale itp. Rzeczywiście, spełnienie
norm unijnych wymagało od nas wiele wysiłku i nakładów
finansowych, ale z dumą mogę teraz stwierdzić, że na terenie powiatu
wołomińskiego tylko nasze zakłady i Sobsmak
w Wołominie uzyskały
tak zwaną kategorię A, uprawniającą do eksportu na rynki europejskie.
W Jadowie wdrożone są systemy GMP, GHP i HACCP, co oznacza, że
spełniamy najwyższe normy związane z jakością produkcji i
bezpieczeństwem żywności, a mówiąc prościej, że nasze produkty
są smaczne i nie stwarzają ryzyka zatrucia.

– Z jakich wyrobów
jesteście najbardziej dumni?

– Od pięciu lat bierzemy udział w
konkursach na produkty najwyższej jakości, organizowanych pod
patronatem ministra rolnictwa i rozwoju wsi. Każdego roku są dwie
edycje tego konkursu i w każdej nasze wyroby uzyskują wyróżnienia.
Produkujemy tradycyjne polskie wędliny, dobrze znane na rynkach
całego świata. Czytelnikom polecam nagrodzone przez ekspertów
kiełbasy: krakowską, żywiecką i tatrzańską, szynkę wiejską, wędzonkę
chłopską, polędwicę sopocką. W tym roku nagrodzono nasze typowo
polskie produkty: kaszankę i salceson wiejski. Staramy się, aby nasza
oferta mogła być adresowana do każdego klienta, niezależnie od
zasobności portfela i upodobań podniebienia.

– Jesteście też znani jako
sponsor wielu wydarzeń w powiecie.

– Staramy się wspierać imprezy
służące dobrej sprawie. Uważam osobiście za szczególnie ważne
działania organizacji pozarządowych, mające na celu promocję naszych
okolic, edukację, czy po prostu rekreację lub dobrą zabawę. Podejmują
je zazwyczaj grupy zapaleńców, społecznie wykonujących
naprawdę cenną pracę, chociaż wiadomo, że nie dysponują nadmiarem
środków finansowych. W takich akcjach, w miarę naszych
możliwości, uczestniczymy najchętniej.

– Jest pan współtwórcą
strzelnicy sportowej na ulicy Polnej w Wołominie.

– To właśnie jeden z przykładów
takich działań. Kilku entuzjastów postanowiło stworzyć
w
zrujnowanej, opuszczonej kotłowni obiekt sportowy dla młodzieży,
która nie ma w tym mieście zbyt bogatej oferty na spędzanie
wolnego czasu. Mam nadzieję, że wyremontowany przez nas budynek
będzie im dobrze służyć i stanie się jednym z miejsc, do którego
przychodzić będą chętnie, podejmując sportowe zmagania, co zaowocuje
kształtowaniem właściwych postaw.

– Był pan aktywnie zaangażowany w
ostatnią kampanię wyborczą.

– Tak, i byłem zadowolony, że
reprezentowane przez nas ugrupowanie odniosło poważny sukces
wyborczy. Trochę żałuję, że nasi koledzy, którzy weszli do
władz gmin i powiatu – obecnie nie w pełni chyba odczuwają
potrzebę korzystania z naszych rad i ofert współpracy.
Przecież w tej kampanii brało udział kilkaset osób
zaangażowanych społecznie, mając jednocześnie świadomość, że tylko
znikomy procent z nich zasiądzie w fotelach radnych. Szkoda, że
obecnie ci wybrani nie potrafią wykorzystać entuzjazmu tych, którzy
ich wspierali i nie podejmują z nimi współpracy dla dobra
naszej małej ojczyzny. Czasami odnoszę wrażenie, że nie jesteśmy im
aktualnie potrzebni w wypełnianiu samorządowej misji. Oceniam to jako
błąd, bo w Europie prawdziwa samorządność realizowana jest głównie
poprzez koordynację działań małych organizacji, tych właśnie
zapaleńców, którzy najlepiej znają lokalne potrzeby i
starają się im sprostać. Obawiam się ich zniechęcenia i zmniejszonego
zainteresowania podejmowaniem takich działań, nie mówiąc już
o woli włączenia się w kolejną kampanię wyborczą.

– Czy zatem wspieranie tych
wszystkich wydarzeń nie jest dla pana zbyt uciążliwe?

– Mój charakter pozwala mi
znosić wszystko pogodnie. Mam dużo pracy, oprócz Jadowa wraz z
żoną prowadzimy firmę transportowo-budowlaną, zatrudniającą kolejne
12 osób. Precyzyjnie organizuję swój czas i nie bardzo
przejmuję się, jeśli ktoś nie chce korzystać
z propozycji, jakie
mu składam. Lubię uprawiać swój ogród, hobbystycznie
hoduję pszczoły – to bardzo uspokajające zajęcia. Dużo
spaceruję z czteroletnim wnukiem Michałem,
z którym
wspólnie poznajemy tajemnice przyrody. Ostatnio musieliśmy
rozwikłać zagadkę systematycznego ginięcia kur naszej babci.
Wytropiliśmy lisa, a właściwie lisicę, która na naszym terenie
czuła się na tyle dobrze, że założyła tu sobie gniazdo, w którym
powiła młode. Jak postąpić, żeby nie przeciwdziałać prawom przyrody,
a jednocześnie nie martwić babci – to było dla nas naprawdę
poważnym problemem.

– Bardzo dziękuję za rozmowę i
pozostaję z nadzieją, że nie zniechęci się Pan do wspierania działań
społecznych na terenie powiatu. Wasze kiełbaski są zawsze miłym
uzupełnieniem organizowanych tu imprez. Także wtedy, gdy nie jest to
kiełbasa wyborcza.

Rozmawiał
Jacek Krzemiński