Nie jestem feministką

Z Ewą Jaźwińską, przewodniczącą Rady Miejskiej w Kobyłce, przedsiębiorcą, kobietą aktywną ? nie tylko o tym jak trafiła do samorządu, rozmawia Ewelina Marszał.

? Pochodzi Pani z Lublina…

? Z Biłgoraja. Urodziłam się w Lublinie, a wychowałam się, dorastałam i mieszkałam w miejscowości Biłgoraj.

? Zatem, jak Pani trafiła do Kobyłki?

? Jak trafiłam? To skomplikowana sytuacja? Chciałam studiować reżyserię dźwięku i pracowałam w Teatrze Rozmaitości jako akustyk. Miałam przyjemność pracować z najwybitniejszymi kompozytorami, Wojtkiem Głuchem, Tadeuszem Woźniakowskim oraz z Tadeuszem Woźniakiem. Najlepsi kompozytorzy, z jakimi pracowałam. Marzyła mi się reżyseria dźwięku, oprócz tego zdawałam na UMCS w Lublinie na weterynarię, a skończyło się na administracji. Ponieważ pracowałam w Teatrze w Warszawie to w Kobyłce zamieszkałam.

? Skąd, więc pomysł z polityką przy takich muzycznych zainteresowaniach

? Pół żartem, pół serio można powiedzieć, że polityka to wielka opera, czyli połączenie słowa, muzyki, plastyki, ruchu, gestu oraz gry aktorskiej. A tak poważnie zawsze byłam typem społecznika, najpierw w samorządzie szkolnym, potem kiedy moja córka poszła do szkoły, byłam przewodniczącą Rady Rodziców i ?polityka przyszła sama. Może nie polityka, ale taka chęć uczestniczenia w życiu mieszkańców, w tym co się dzieje wokół. To przyszło samo.

? A jak czuje się kobieta na takim stanowisku, jako przewodnicząca Rady Miasta?

? I dobrze i źle.

? To znaczy?

? Dobrze, bo lubię to robić. A źle, bo nie jestem gruboskórna, a na takim stanowisku trzeba mieć twardą skórę. Tak jak ktoś powiedział, trzeba mieć skórę hipopotama, żeby znosić obelgi i ataki ludzi, którzy tak zajadle atakują, a z jakich to powodów, możemy się tylko domyślać. Chcę jak najlepiej dla Kobyłki, dla ludzi, aby im się lepiej mieszkało, żyło. A to, że czasami wychodzi tak, jak wychodzi? Wiem, że są skargi na stan ulic w mieście. I zgadzam się z mieszkańcami, bo przecież to Oni mnie wybrali i to ich reprezentuję. Jesteśmy jednak po tak potężnej inwestycji, jaką jest kanalizacja, a budżet nie jest z gumy i tych pieniędzy nie wystarczy na wszystko. Zatem po kolei. W tym roku zaczęliśmy szereg inwestycji drogowych, ale najpierw musimy zabezpieczyć media w ulicach, żeby za chwilę nie kuć asfaltu, więc najpierw wodociągi i przykanaliki ? ogólnie media. Kobyłka jest zwodociągowana w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach. Tych inwestycji faktycznie nie widać. Nie wygląda to medialnie barwnie, bo ludzie tego nie widzą. Kończymy po kolei kanalizację i wodociągi. I przyjdzie pora na nakładki asfaltowe, na chodniki. My widzimy te braki.

Ewa Jaźwińska
Ewa Jaźwińska

? Oprócz przewodniczenia Radzie Miejskiej, jest Pani także właścicielem Agencji Celnej? – oraz Mistrzynią gry w Szachy (śmiech). A do tego jest pani wiceprezesem MKS Wicher?

? Już nie jestem, byłam przez krótki okres. Przyszłam, można wręcz powiedzieć trochę ?przyniesiona w teczce? (śmiech). Taka jest prawda, nie ma się co oszukiwać. Ponieważ w klubie zmieniły się władze, sytuacja zrobiła się wielce niekorzystna dla klubu: skłócone sekcje, całkowity brak pieniędzy, niewypłacone pensje dla trenerów. Burmistrzowi, bardzo zależało, by zająć się ?Wichrem?, to właśnie On zgłosił moją kandydaturę. Uważał mnie za osobę kompetentną, która ogarnie to wszystko, będzie w stanie wspomóc Nowego Prezesa, rozliczyć dotacje, uporządkować ?sprawy papierkowe? ? i udało mi się to. Na Walnym Zebraniu zostałam wybrana jednogłośnie. Wszyscy widzieli potrzebę, że musi wejść osoba, która spojrzy na to z innej perspektywy. Tak naprawdę w momencie, w którym zostałam v-ce prezesem atmosfera wokół Wichru była nie wdając się w szczegóły bardzo nieciekawa. Nawet Radni denerwowali się, że w ogóle są przekazywane jakiekolwiek pieniądze na klub. Gdy mnie wybrano do zarządu, zobaczyłam wspaniałych trenerów i wspaniałych ludzi. Prezesa, który charytatywnie ciężko pracuje na dobre imię tego klubu. Dzieciaki, które są przeszczęśliwe, że mają takich trenerów. A jest to klub z prawie dziewięćdziesięcioletnią tradycją. Udało mi się też zorganizować z prezesem Wichru memoriał imienia Andrzeja Wiśniewskiego, osoby wielce zasłużonej dla Wichru. Mam nadzieję, że będzie to cykliczna impreza. Ponadto założyliśmy drużynę piłki nożnej dziewcząt, która zaczyna odnosić niemałe sukcesy. Gdy doszłam do wniosku, że zrobiłam swoje i że jest wszystko ok, zrezygnowałam. Ponieważ nie przywiązuję się do stanowisk. Byłam pewna, że Klub swoją działalnością już sam się obroni, a na moje miejsce potrzebna jest osoba, która będzie nie od papierków bo te ułożyłam, a osoba od sportu. Dostałam piękne kwiaty na pożegnanie, owacje na stojąco, rozpłakałam się? I wiem, że są tam wspaniali ludzie, których zaangażowanie jest ogromne i którzy wspaniale pełnią swe funkcje.

? A jak pani łączyła te funkcje, jako przewodniczącej, właścicielki Agencji Celnej i wiceprezesa klubu sportowego?

? Bardzo trudno? na pewno kilka osób z Rady nie chciało bym była wiceprezesem, być może uważały, że będąc w Radzie będę w sposób szczególnie pobłażliwy patrzyła na Wicher, że będę optowała za dodatkowymi pieniędzmi. Tak nie było.

? A to, że jest Pani kobietą, jakoś wpływało na pani pozycję w klubie?

? Kobiety łagodzą obyczaje. Pamiętam, kiedy jeszcze nie będąc w zarządzie, miałam okazję uczestniczyć w spotkaniu Zarządu. Byłam przerażona epitetami, jakie tam usłyszałam. Odkąd zostałam v-ce Prezesem być może panowie patrzyli na mnie i myśleli: ?Kurczę, co ta kobieta zrobi?? Okazało się, że obdarzyli mnie szacunkiem, zaufaniem, za które jestem im wdzięczna ogromnie. I zaczęły się normalne rozmowy, bez kłótni, bez awantur. Jest problem ? trzeba go rozwiązać. A jak to wszystko godzę? Był taki moment kiedy córka dorosła, skończyła studia, na fajnym kierunku Turkologia na Uniwersytecie Warszawskim. Obecnie jest tłumaczem. Kiedy wyjechała z domu, a jest to moje jedyne dziecko, pojawił się chyba taki syndrom pustego gniazda i wszędzie mnie było pełno. Praca społeczna, praca zawodowa, starałam się ten czas, który wypełniałam, jeżdżąc z córką, gotując dla niej wypełnić inaczej. Chyba się udało.

? Czy trudno było założyć Pani Agencję Celną?

? To były bardzo trudne czasy. Można by powiedzieć, że skorzystałam z sytuacji. To był 2004 rok, kiedy wchodziliśmy do Unii Europejskiej. Większość Agencji Celnych, nie była całkowicie przygotowana do tego. Weszły nowe przepisy, nowy system informatyczny, całkowicie skomputeryzowany. Poczułam się w tym wszystkim, jak ryba w wodzie. To ode mnie się wszyscy uczyli, to ja byłam tą pierwszą osobą, która wprowadzała te wszystkie nowości i pomyślałam sobie: ?Dlaczego mam pracować dla kogoś, skoro Oni czerpią z mojej wiedzy?? I stąd pomysł na Agencję Celną.

? Jest pani zatem wyjątkowo pomysłowa i zaradna.

? No tak, może dlatego, że wychowywałam się wśród samych braci, wojskowych, takich z mocnymi charakterami. Nie miałam siostry, więc efekt był taki, że musiałam sobie z tymi chłopaczyskami radzić (śmiech). Pamiętam taki dowcip, tak szczerze to do tej pory wypomina mi mój starszy brat. Jak zwykle wymyślaliśmy różne zabawy. Wiedząc, że i tak przegram bo jestem dużo młodsza i mniejsza krzyknęłam ?Kto pierwszy złapie sznurek? Więc mój brat, oczywiście dłuższe ręce, złapał za ten sznurek, i wtedy dokończyłam: ?Ten jest głupszy!? (śmiech). Zawsze potrafiłam, coś wykombinować, rozbawić.

? A jak by pani zaangażowała kobiety w Kobyłce, do takiej działalności społecznej, do polityki?

? W Kobyłce jest problem, może dlatego, że jesteśmy miasteczkiem pod Warszawą. Jak jadę za granicę, miasta tętnią życiem, pomimo, że też znajdują się obok metropolii. Chociażby w Stanach czy w Europie, odchodzi się od tego, że tylko najważniejsza jest praca. Wszyscy angażują się w życie miasteczka, w którym mieszkają. Zaczynają powracać ideały typu: rodzina, przyjaciele, znajomi. I nam tego w Kobyłce brakuje. Jaki pomysł? Myślę, że dużo kobiet boi się zaangażować, bo nasza polityka nie jest fair. Nie potrafimy oddzielić, tak pospolicie zwanego ?partyjniactwa? od zwykłej polityki. I skutek jest taki, że jest się nieustannie krytykowanym. Krytyka owszem, ale konstruktywna. Myślę, że kobiety boją się, bo są wrażliwsze. Naprawdę mogą dużo zrobić w samorządzie. Tylko istnieje obawa, że zostaną skrytykowane i zniechęcone do działania, zanim pokażą na co je stać. Dlatego, nie należę do żadnej partii, uważam, że na szczeblu lokalnym partii nie powinno być. Na pewno wielu polityków się ze mną nie zgodzi, bo przecież, skądś muszą wyjść dobrzy politycy. Dobrze, niech wychodzą, ale niech się to odbywa dalej. Na przykład w Kobyłce nie ma stricte partii, owszem, komuś jest bliższa prawica, czy lewica. Ale partia hamuje, proszę zwrócić uwagę – my głosujemy podnosząc ręce, dlatego, że każdy analizuje projekt uchwały, a nie przynależność partyjną. My nie kłócimy się o poglądy, a o Miasto, nie głosujemy na nie, bo nie, bo burmistrz nie należy do tej czy innej partii.

? Jest pani już 3 lata na stanowisku przewodniczącej, czy podobają się pani zmiany, czy też chciałaby pani coś zmienić?

? Oczywiście, że chciałabym więcej. Kształt polityki w Kobyłce podoba mi się, może nie podobać mi się stan dróg, ale wiem, że to nie jest efekt złego rządzenia, tylko jest to efekt sukcesywnego spłacania długu, który zaciągnęliśmy na kanalizację.

? Jak Pani widzi przyszłość Kobyłki?

? Za chwilę będziemy mieli inwestycję kolei. Zmieni to oblicze Kobyłki niesamowicie. Za chwilę będziemy mieli S8. Proszę mi wierzyć, dojazd do Warszawy, a sama dojeżdżam, jest koszmarem. Na razie z powodu decyzji samorządowców z Zielonki, ta inwestycja jest wstrzymana. Na jak długo nie wiadomo. Chciałabym by ta droga 634 doszła do skutku. Ale jak to będzie nie wiem, nie jestem jeszcze takim politykiem, na takim szczeblu by na to pytanie odpowiedzieć.

? Czy uważa Pani, że kobiety lepiej sprawdzają się jako politycy?

? Kobiety łagodzą obyczaje, ale też są bardzo wymagające. Może opowiem taką anegdotę. Grałam w klubie Szachowym w Biłgoraju. Wyjeżdżając na zawody, niejednokrotnie grając z mężczyznami widziałam ze strony mężczyzny złe oszacowanie umiejętności przeciwnika kobiety, na zasadzie: ?Co ona może? Co ona ma w głowie? To będzie łatwa partia szachów do wygrania?. Po skończonej grze zawsze słyszałam ze strony przeciwnika słowa: ?Nie doceniłem Pani, dlatego przegrałem?. I podejście mężczyzn jest czasami właśnie takie krzywdzące. Zaznaczam, że nie wszystkich mężczyzn, broń Boże nie jestem feministką (śmiech). Czasami tak sobie myślę, że sprawdzałam się i dobrze czułam się w roli kobiety gotującej, poświęcającej się wychowywaniu dziecka, i tak samo dobrze czuję się w roli samorządowca. Wychodzę z założenia, że wszystko co się robi powinno się robić jak najlepiej, czy jest to gotowanie, sprzątanie czy też zarządzanie ludźmi. Myślę, że mężczyźni traktują kobiety, tak troszeczkę z przymrużeniem oka. A to kobiety są bardzo odpowiedzialne, prostolinijne. To, co myślą, to mówią.

? Czy uważa pani, że kobietom jest trudno zacząć w biznesie?

? Nie, bo kobiety są teraz bardzo wykształcone, mają bardzo dużą wiedzę i umiejętności. I jeszcze intuicję, a to jest w biznesie, taka rzecz, która wbrew pozorom jest bardzo ważna. Są zorganizowane. Bo to kobieta musi zrobić zakupy, wyprawić dziecko do szkoły, uprać, posprzątać, ugotować, wyprowadzić psa, nakarmić kota. A mężczyzna, rano wstanie, neseserek do ręki, telefon do drugiej i idzie do pracy, i wraca z pracy. Wiem, że wyjdę na straszną feministkę, ale nią nie jestem, stwierdzam fakty. Bardzo dobrze czułabym się, gdyby dzisiejsze czasy pozwoliły kobietom na to by nie musiały pracować. Zaangażowałabym się wtedy pewnie społecznie, charytatywnie i pewnie gotowałabym zupki. Ale czasy mamy, jakie mamy i nie możemy na to sobie pozwolić by nie pracować.

? Dziękuję bardzo za rozmowę.