O spokój kapitana Władysława Raginisa

Z Dariuszem Szymanowskim, mieszkańcem Wołomina i prezesem Stowarzyszenia ?Wizna 1939? o bohaterze obrony Wizny, zwanej polskimi Termopilami, kapitanie Władysławie Raginisie, rozmawia Janina Stasiszyn.

? Wydarzeniem Historycznym Roku 2011 wybrano ?Uroczysty pochówek kpt. Władysława Raginisa i por. Stanisława Brykalskiego, oficerów Wojska Polskiego dowódców obrony odcinka Wizna w 1939 roku?. Co doprowadziło do uczczenia bohaterów walki o Wiznę z września 1939 r.?

? Moja rodzina pochodzi z Wizny. Zakładając w 2008 r. Stowarzyszenie ?Wizna 1939?, miałem zamysł poznania historii tej miejscowości. Jednym z wątków, jakie się wówczas wyłoniły, była bitwa pod Wizną. Jako dziecko wielokrotnie słyszałem nazwisko kapitana Raginisa, nigdy jednak nie interesowałem się głębiej jego historią. Po założeniu stowarzyszenia poznałem szerzej tę historię ? wspaniałą jednocześnie i dramatyczną. Z jednej strony poznałem bohatera, człowieka odważnego, który zdecydował się honorowo oddać życie za ojczyznę, złożył wraz ze swoim zastępcą honorową przysięgę i tej przysięgi dotrzymał. Z drugiej zaś strony, gdy się dowiedziałem, co się stało po jego śmierci, przejść obok tego obojętnie nie mogłem. Decyzja o ekshumacji i uroczystości pogrzebowej zapadła w 2010 r., gdy realizowaliśmy projekt ?Nie tylko polskie Termopile ? Wizna 1939-1945?. Jeździliśmy po Polsce, by rozmawiać z ludźmi, którzy pamiętają tamte wydarzenia. Z relacji ludzi, którzy przeżyli wojnę i mieszkali w tamtym rejonie, wynikało, że kapitan Raginis został pochowany przy szosie prowadzącej do Białegostoku. Tymczasem w miejscu tym, na płycie nagrobkowej, było napisane, że tu leżą ?żołnierze kapitana Raginisa?, porucznik Brykalski i nieznany żołnierz ze schronu. Brakowało kapitana Raginisa i to mnie zaintrygowało.

? Co w takim razie wydarzyło się po śmierci bohatera Wizny?

? Teorii było wiele. Według niektórych opinii kapitan wcale nie zginął, a uciekł ze schronu, inne mówiły, że zabili go jego żołnierze… można mówić różne rzeczy, jeżeli nie można ich udowodnić. Postanowiłem tę sprawę wyjaśnić. Z naszych ustaleń wynika, że oficer, tak jak przysięgał, rozerwał się granatem w bunkrze. Porucznik Brykalski zginął dzień wcześniej od odłamka broni artyleryjskiej. 10 września Niemcy, otoczywszy schron, postawili ultimatum: albo kapitan podda schron, albo oni rozstrzelają jeńców, których wzięli do niewoli, a schron wysadzą w powietrze. Kapitan prawdopodobnie liczył na to, że przyjdzie pomoc z Osowca, poprosił o czas do namysłu. I to są ustalone fakty ? przeżyli bowiem żołnierze, którzy o tym opowiedzieli. W ostateczności schron poddano. Kapitan zwolnił swoich żołnierzy ze służby, pożegnał się z nimi i kazał im wychodzić. Gdy już wszyscy wyszli ? w schronie wybuchł granat. Tak opowiadał później żołnierz, który wychodził jako ostatni. Przez dwa kolejne dni kapitan i porucznik leżeli w tym schronie. Niemcy podpalili ciało kapitana. Później Polacy wyjednali zgodę u Niemców, by pochować oficerów obok schronu. Po trzech tygodniach tereny te zajęli Rosjanie. Nie podobało im się, że obok strategicznego miejsca ludzie układali kwiaty. Przenieśli więc ciała poległych najdalej od schronu ? i zakopali u podnóża góry, koło szosy, gdzie leżały do 2011 r. Mieszkańcy postawili w tym miejscu krzyż. Ale dla mnie najistotniejsze było to, że kapitan nie miał pogrzebu ? oni zostali tam przez czerwonoarmistów po prostu wrzuceni do rowu.

? Wspomniał Pan, że 12 lat temu przesunięto pomnik oznaczający miejsce pochówku…

? Zasypano mogiłę metrową warstwą ziemi, a obok postawiono granitowy pomnik… tam, gdzie była mogiła, zrobiono chodnik. Robiąc sobie zdjęcia przed pomnikiem, deptaliśmy po naszych żołnierzach ? to oburzające. Wówczas, gdy dostaliśmy zgodę na ekshumację, nie byliśmy tego świadomi. Rozbierając nagrobek, byliśmy przekonani, że to jest to miejsce. Wykopaliśmy dół na dwa metry i nic. I konsternacja. Nie wiedzieliśmy, co robić, więc wszyscy się rozjechali do domów.

? Historia ta ma jednak ciąg dalszy. Co się wydarzyło?

? Miałem zdjęcie z 1962 r., które przedstawiało tę pierwszą mogiłę. Próbowałem, patrząc na nie, ustawić się w miejscu osoby, która je zrobiła. Uznałem, że kopaliśmy w złym miejscu. Jeszcze tego samego dnia ponowiliśmy ekshumację, kopiąc w miejscu, gdzie znajdował się chodnik. To była dobra decyzja ? dokopaliśmy się do dawnego fundamentu mogiły, a potem wytoczył się piękny wrześniowy hełm… To było uczucie, którego nie zapomnę… Stojący obok mnie weteran zaczął płakać… Tym razem było to właściwe miejsce. Znaleźliśmy kilkanaście kostek, pętlę drucianą, łyżkę od granatu, odłamki od granatu, guziki od munduru i medalik. Nie było wątpliwości, że odnaleźliśmy szczątki kapitana Raginisa, ale i tak zleciliśmy porównawcze badania DNA, których wynik był pozytywny.

? W Wiźnie odbyła się uroczystość pochowania z honorami polskich oficerów. Pana uhonorowano w Wołominie…

? Uroczystość wręczenia nagród za Wydarzenie Historyczne Roku 2011 odbyła się w Wołominie z naszej inicjatywy, ponieważ współpraca ze społecznością Wizny ułożyła się nie najlepiej. Na pogrzebie oficerów nie było ani wójta Wizny, ani kwiatów od niego czy od marszałka województwa… Docenili nas natomiast internauci, zwykli ludzie, zwykli Polacy.