Powstanie Warszawskie

Jolanta Michalik

Pewien człowiek wchodzi do rzeki, żeby się zmierzyć ze zbrodniarzem. Zbrodniarz ten od lat bije, morduje i upokarza jego rodzinę. Człowiek należy do grupy, której przywódcy zapewniają go, że będą działać ramię w ramię, wybiera więc moment, gdy na przeciwległym brzegu rzeki pojawiają się „przyjaciele przyjaciół”. Oczekuje od nich pomocy, ale wszystko idzie nie tak, jak powinno. Zbrodniarz podejmuje walkę, a „przyjaciele przyjaciół” trzymają się z daleka. Człowiek miota się rozpaczliwie, lecz nie rezygnuje. Zbrodniarz zaciska ręce na gardle człowieka i wpycha go pod wodę. Człowiek tonie. „Kogo należy winić? A kogo pochwalić?” – pyta autor tej przypowieści, brytyjski historyk Norman Davies, w swej najnowszej książce „Powstanie ‘44”.

„Koalicje – pisze Davies – rzadko tworzy się dla wspólnych korzyści wszystkich członków”. Polacy bez własnej winy dostali się w pułapkę tak bardzo jednostronnego sojuszu z Zachodem. Wbrew opinii pewnej części jego uczestników, Powstanie Warszawskie było starannie zaplanowaną, racjonalnie uzasadnioną operacją wojskową. 31 lipca 1944 r. po zapadnięciu decyzji o wybuchu Powstania gen. Tadeusz „Bór” – Komorowski poszedł zobaczyć się z żoną, która była w ciąży. Powiedział jej wówczas, że prawdopodobnie za tydzień będzie w sowieckim więzieniu. Absolutnie nikt nie był w stanie przewidzieć, że Stalin wstrzyma ofensywę na Zachód. Brytyjczycy nie mieli w Warszawie ani jednego oficera łącznikowego czy oficera wywiadu, choć umieścili ich dziesiątki w Jugosławii, Albanii i Grecji. Wywiad amerykański przekazał błędną informację o upadku Starego Miasta, którą otoczenie Roosevelta wykorzystało do udzielenia odmownej odpowiedzi na apel Churchilla wzywający do wspólnych działań. Alianckie samoloty stawały się celem ostrzału sowieckich myśliwców i artylerii. 3 października Krajowa Rada Ministrów i Rada Jedności Narodowej w swym ostatnim apelu „Do Narodu Polskiego” z goryczą informowały o braku skutecznej pomocy z zagranicy. Zachodni politycy uważali, że Polska powinna się znaleźć „w sowieckiej strefie wpływów”. W komunistycznej nowomowie autorów Powstania Warszawskiego nazwano zbrodniczymi „romantykami”; „realistami” byli ci, którzy „wyrażali chęć współpracy z ZSRS”.
Dużo czasu upłynie, zanim spokojnie przedyskutujemy tę książkę. Brytyjski popularyzator polskiej historii, któremu trudno uwolnić się od opinii polonofila, pokazał, że istniała ogromna doza prawdopodobieństwa, iż cel Powstania ’44 zostanie osiągnięty. Tragedia była skutkiem ogólnego załamania w łonie Wielkiego Sojuszu.

 

 

Norman Davies,
„Powstanie ‘44”,
Wydawnictwo Znak, Kraków 2004,
958 s.,
cena 88 zł.