Punkt widzenia

W
jednym z wywiadów szefa SLD K. Janika tuż po fatalnych
wynikach wyborów do Europarlamentu czytamy: „My
zaczynamy w tej chwili długi marsz ku odbudowie społecznego
zaufania.” Tak szef SLD potwierdził dążenie swojej partii do
poprawy jej wizerunku podkreślając, że „teraz trzeba walczyć,
żeby społeczeństwo zmieniło swoją opinię o nas”. Mowa trawa
populizmu, ale czy PO, PiS, LPR, Samoobrona i PSL zamierzają
uczestniczyć w tym długim marszu? Opozycjo obudź się, prześpicie
decydujący moment na przejęcie władzy.

Wybory do Parlamentu Europejskiego mamy
już za sobą. Niska frekwencja (20,87%) pokazuje, że polskie
społeczeństwo ma dosyć polityki. A w przypadku tych wyborów,
polityki zakłamanej zapowiadającej bajkowe życie w luksusie, bardzo
tanie i wolne od bezrobocia. Polacy już raz oszukani dali odpór
programom wyborczym kandydatów niską frekwencją. Po roku od
referendum o naszym wejściu do Unii Europejskiej (frekwencja 58,85%)
jasno wynika, że z obietnic pozostało niewiele.

Zwycięzcą wyborów została
Platforma Obywatelska (24,1%), na drugim miejscu Liga Polskich Rodzin
(15,92%) a na trzecim Prawo i Sprawiedliwość (12,67%). Czwarta była
Samoobrona z 10,78% poparcia.

Słabiutki wynik ogromnie reklamowanej
Socjaldemokracji Polskiej byłego marszałka Sejmu Marka Borowskiego,
tylko 5,33%, radykalnie wpłynął na zmianę stanowiska tego polityka w
kwestii poparcia dla rządu Marka Belki. Powód jest prosty.
SDPL nie miałaby szans w wyborach do obu izb polskiego parlamentu.

By powstał ten rząd – przetrwania
lewicy – musiano przystąpić do tzw. kupowania głosów.
Rozmawiano z grupą posłów nazywaną potocznie „planktonem
parlamentarnym”, z „dietetykami” czyli tymi dla
których ważna jest kasa za zasiadanie w ławach poselskich, no
i oczywiście ze zbuntowaną córą lewicy SDPL Marka Borowskiego,
co w rezultacie dało wynik 236 za i 215 przeciw. Ta decyzja
Socjaldemokracji polskiej daje podstawy sądzić, że już niebawem
spodziewać się możemy kongresu zjednoczeniowego.

Oj panowie decydenci lewicy, wy
naprawdę potraficie trzymać w napięciu swoich sympatyków.
Zapomnieliście tylko o jednym, wyniki mówią same za siebie, że
lewicy w Polsce mamy olbrzymi nadmiar. Jak pisze w swoim felietonie
„Starość musi się wyszumieć” Maciej Rybiński
(Rzeczpospolita z 5 lipca br.) „ (…) podaż lewicy przewyższa
u nas zdecydowanie popyt. Lewicy mamy aż nadto i jedynym ratunkiem
przed deflacją lewicowości jest ograniczenie dostaw na rynek.”

Długotrwałe zabiegi odnośnie powołania
rządu M.Belki w końcu uwieńczone zostały triumfem prezydenta, mamy
wreszcie rząd „kwachowców”. Sejm, który
poparł nominację Belki na premiera w tym wypadku nagrodził go za brak
konsekwencji podczas debat nad ateistyczną konstytucją Unii
Europejskiej w Brukseli. Debata sejmowa w tej sprawie przerodziła się
w kampanię wyborczą i promowanie po raz kolejny partii M.Borowskiego,
na co wyraźnie zezwalał marszałek J.Oleksy przedłużając o wiele minut
przemówienie M.Borowskiego. Takie zachowanie daje podstawy
sądzić, że fikcyjny podział na dwie lewice jest sprytnym manewrem na
przetrwanie tej formacji politycznej wraz z jej rządem. Na nic zdaje
się opinia opozycji, że ten parlament winien się rozwiązać, gdyż nie
stać go na żadną konstruktywną pracę. Interes lewicy, nieważne,
jednym czy kilkoma „kupionymi” głosami, jeszcze kwitnie,
zaś interes państwa zdaje się, że nikogo nie obchodzi. Stare
przysłowie mówi, że „punkt widzenia zależy od miejsca
siedzenia”. Można by je sparafrazować, że tym razem punkt
widzenia zależy od „nie siedzenia” w ławach następnego
Sejmu SDPL M. Borowskiego i SLD K. Janika.

W jednym z wywiadów szefa SLD K.
Janika tuż po fatalnych wynikach wyborów do Europarlamentu
czytamy: „My zaczynamy w tej chwili długi marsz ku odbudowie
społecznego zaufania.” Tak szef SLD potwierdził dążenie swojej
partii do poprawy jej wizerunku podkreślając, że „teraz trzeba
walczyć, żeby społeczeństwo zmieniło swoją opinię o nas”. Mowa
trawa populizmu, ale czy PO, PiS, LPR, Samoobrona i PSL zamierzają
uczestniczyć w tym długim marszu? Opozycjo obudź się, prześpicie
decydujący moment na przejęcie władzy. A tak na marginesie, „długi
marsz” kojarzy mi się z „wielkim skokiem” przywódcy
Mao!

Przewodniczący K. Janik jak mówił
tak zrobił, już po kilku dniach zwołał Konwencję SLD i już na samym
wstępie oznajmił: „SLD przełamało kryzys polityczny w państwie
i uchroniło lewicę od rozpadu.” Dalej z trybuny powiedział:
„SLD musi określić czy jest partią lewicy, czy związkiem
zawodowym polityków?” To widocznie bardzo podobało się
delegatom, którzy udzielili wotum zaufania władzom partii.

Na koniec konwencji dobry humor opadł,
gdyż po sali głośno zaczęto dyskutować o nowej aferze w SLD a to za
przyczyną posła Pęczaka podejrzanego o wyprowadzenie pieniędzy WFOŚ w
Łodzi, które miały zasilać kasę SLD. By ożywić nastroje, na
podium weszła grupa młodzieżówki SLD, na czele z szefem gejów
polskich, i w rytm międzynarodówki puszczonej z przenośnego
magnetofonu podnosząc pięśćci w górę na wzór
walterowskich komunistów, odśpiewali swój hymn. Z
przerażeniem usłyszałem jak sami uczestnicy tego incydentu mówili:
„chcemy przypomnieć tradycję”. Czyżby młodzi chcieli
jechać w świat i szerzyć komunizm na wzór słynnego Waltera? W
tym samym momencie inna grupa młodych z SLD, na zewnątrz sali,
demonstracyjnie kruszyła tzw. beton partyjny wyrażony w postaci płyt
betonowych. Biedni i naiwni młodzi socjaldemokraci, po raz kolejny
nie dostrzegli, że prawdziwy czerwony beton siedział na sali obrad i
z beztroską obserwował ich zabawę zapewne myśląc, że jak to młodzi,
muszą się wyszumieć.

Obserwując relację telewizyjną z tej
konwencji najbardziej podobało mi się zachowanie Józefa
Oleksego, który jako jedyny na sali siedział podczas
„magnetofonowej” międzynarodówki. Marszałek Oleksy
udzielając wywiadu wyjaśnił, że zrobił to świadomie, gdyż wystąpienie
młodzieży uważał za happening, żart. Czyżby tylko on jeden już
zrozumiał, że czerwone flagi SLD czas wyprowadzić?