Sztuka Anny Szumańskiej

Od 12 lutego w Galerii Przy Fabryczce w Wołominie, przy ul. Orwida 22 można oglądać prace Anny Szumańskiej. Artystka jest wołominianką, absolwentką Wydziału Sztuk Pięknych UMK w Toruniu. Zdobyła dyplom w pracowni wklęsłodruku oraz pracowni projektowania graficznego. O sztuce, pracach młodej artystki i licznych wystawach rozmawiam z Anną Szumańską.

– Jak wspomina Pani studia? Czy właśnie na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika ukształtowała Pani swój obecny styl artystyczny?

– Studia wspominam mieszanie, aczkolwiek spotkałam tam kilka osób, które są dla mnie bardzo ważne. Studia to przede wszystkim sympatyczny czas swobody zarówno twórczej jak i osobistej. Były momenty cięższe, ale z perspektywy czasu, już teraz patrzę na ten okres pozytywnie. Pod pewnymi względami jestem fatalistką i wychodzę z założenia, że to co się stało, miało się stać. Natomiast jeżeli chodzi o styl artystyczny to ciężko jest mi stwierdzić kiedy się sklarował, wydaje mi się, że ciągle się zmieniam, a wraz ze mną, moją osobowością, zmieniają się tworzone przeze mnie prace. Wydaje mi się, że najważniejszy moment w mojej twórczości to moment kiedy zaczęłam myśleć plastycznie, a taką świadomość złapałam około drugiej klasy Liceum Plastycznego w Warszawie. Później nastąpił tylko rozwój zarówno świadomości, jak i techniki.

– Ma Pani swojego ulubionego artystę?

– Ulubieni artyści również zmieniają się z biegiem czasu, jest wiele nazwisk, które cenię. Z klasyków na pewno wymieniłabym Paula Gaugina, zaraz potem też Egona Schiele, z polskich artystów niezmiennie działa na mnie Leon Tarasewicz, który rozbraja swoją formą i kolorem.

– Swoje prace wykonuje Pani w technice linorytu, serigrafii, graficznej technice metalowej i oleju. Czy któraś z tych technik jest Pani najbliższa?

– Głównie tworzę w technice wklęsłodruku (techniki metalowe). Jeżeli chodzi o grafikę, z serigrafia nie mam do czynienia poza miesięczną przygodą na studiach gdzie poznałam zasady tej techniki, został jeszcze linoryt, który był dla mnie dodatkiem na studiach z faktu, iż docelowo wybrałam inną pracownię, natomiast sama technika i jej efekty bardzo mi odpowiadają i mam zamiar trochę z nią jeszcze poeksperymentować. Malarstwo olejne to już inna bajka, jest to bezpośredni sposób wyrażania uczuć, bez przygotowań i procesów, którymi posługuję się w grafice. Malowanie niesamowicie wciąga, a przede wszystkim daje ogromną dawkę satysfakcji, o ile oczywiście dana sesja się uda.

– A co z grafiką komputerową? Traktuje ją Pani jako sztukę czy wymóg dzisiejszych czasów?

– Grafika komputerowa? Raczej, póki co, unikam tej techniki, jeżeli tworzę grafikę artystyczną tworzę ją tradycyjnymi metodami, kiedy tworzę coś przy pomocy komputera, tworzę grafikę użytkową, a nie komputerową, komputer jest tylko narzędziem, którego w dzisiejszych czasach nie można ignorować. Wydruki cyfrowe pojawiające się na wystawach zarówno grafiki jak i rysunku, i które stają się co raz bardziej popularne traktuję jako zło konieczne, którego wolałabym uniknąć. Zdaję sobie jednak sprawę, że stworzenie tradycyjnej pracowni graficznej na własny użytek jest znacznie trudniejsze niż przygotowanie odpowiedniego pliku do druku.

– W wielu Pani pracach jest sporo czerni. Czy w ten sposób ujawnia się Pani z mroczną stroną duszy?

– Hmm to pytanie mnie rozbawiło. Powinnam teraz napisać, że jestem satanistką albo emo, ale niestety będzie bez żadnych sensacji, bo nic z tych rzeczy mnie nie dotyczy. W malarstwie czerni nie uznaję i moje płótna są mocno nasycone kolorem, ale grafika to co innego. Tutaj czerń jest podstawowym kolorem, wraz z bielą kartki tworzy najlepsze kontrasty, jest mi niezbędna do równowagi kompozycji i czytelnego rysunku.

– Brała Pani udział w wielu wystawach. Czy któraś szczególnie utkwiła w Pani pamięci?

– Niedawno, przygotowując się do bieżącej wystawy zwróciłam uwagę na to, iż nazbierało się już sporo wystaw, w których brałam udział. Czy któraś utkwiła specjalnie w mojej pamięci? Ze wszystkim wiąże się jakaś historia, w przypadku jednej przeinaczyli tytuł pracy, na innej powiesili pracę do góry nogami. Najcenniejsze są jednak te wystawy, przy których dochodzi do konfrontacji z odbiorcami.

– Jakie prace możemy zobaczyć na Pani wystawie w Galerii przy Fabryczce?

– W Galerii przy Fabryczce, jak sam plakat głosi, będzie można zobaczyć zarówno moje prace graficzne jak i malarskie. Dwa główne cykle grafik to mój dyplom „Królowie życia” (10 grafik) oraz „Współczesne typy polskie” (12 grafik), natomiast z malarstwa to cykl płócien przedstawiających ludzi w knajpach. W sumie są to konkretne bary, nie są to jednak hiperrealistyczne wizerunki, a raczej moje wspomnienia-odczucia na temat nich. Drugi cykl malarski to zielona seria z rowerami, poświęcona grupie moich znajomych, okresu wakacji i wspomnianemu cudownemu środku lokomocji. Oprócz tego pojawiło się też sporo martwych natur, ale nie należy spodziewać się tradycyjnych kwiatków w wazonie, w malarstwie skupiam się na formie i kolorze, nie na rzeczywistości, moje martwe natury to przede wszystkim barwne i mocne kompozycje.

Rozmawiała Sylwia Kowalska