Teresa Urbanowska: Cywilna odwaga kto dziś jeszcze o niej pamięta?

Teresa Urbanowska

Jak myślicie, czy ktoś dziś pamięta czym jest Cywilna Odwaga (pisownia celowa) ? czy nadal jest ona w cenie? Ja myślę, że dziś zbyt rzadko o niej mówimy i piszemy, choć jest to ważne.
A ten dzisiejszy tekst postanowiłam poświęcić osobie, która w minionym tygodniu właśnie taką Cywilną Odwagą wyróżniła się z grupy wołomińskich radnych.
Radny Andrzej Żelezik, bo o nim mowa, jako jedyny z całej 23 osobowej wołomińskiej Rady Miejskiej, miał cywilną odwagę powiedzieć podczas posiedzenia tego gremium, że ma inne zdanie. Zaprotestował przeciwko obniżeniu wynagrodzenia wołomińskiej burmistrz i argumentacji do przygotowanego przez grupę radnych projektu uchwały uzasadniając swoje stanowisko.
Jego wniosek o odłożenie tematu i przeanalizowanie projektu uchwały, tak jak czynione jest to z każdą uchwałą, którą rada się zajmuje, nie spotkał się z akceptacją większości. Radni postanowili, że zajmą się uchwałą ?na goraco?.
Początkowo słuchając wypowiedzi radnego Żelezika nie myślałam o wadze jego wystąpienia. Pan Radny dość często prezentuje swoją opinię na różne tematy. Czasem mamy podobne zdanie na jakiś temat ale równie często zdarza nam się mieć zdanie odrębne.
Jednak słuchając i oglądając transmisji środowej sesji Rady Miejskiej w Wołominie z każdą minutą nabierałam podziwu dla Pana Andrzeja za to, że jako jedyny potrafił, będąc wewnątrz grupy kolegów, głośno powiedzieć, że się nie zgadza z tym, czego jest świadkiem, pomimo poparcia dla uchwały przez jego kolegów klubowych. Zamanifestował to, w znamienny dla siebie, spokojny sposób. Kto funkcjonuje w grupie wie, że nie jest to wcale dla każdego takiego łatwe i oczywiste ? szczególnie w dzisiejszych czasach, gdy przyjęło się anonimowe wyrażanie opinii.
Czy jest to cywilna odwaga? Sami oceńcie.
Przy tej okazji przypomniała mi się pewna historia. W pierwszej połowie lat 90. po Wołominie biegały hordy bezpańskich psów. Mieszkał tu mały chłopiec, który kochał zwierzęta. Szczególnie upodobał sobie właśnie bezdomne psy te duże i te małe. W tym okresie ?miasto? toczyło walkę z psimi watahami. Uważano, że są one wyjątkowo niebezpieczne ? tak mówiono i pisano. Miasto (czyt. urząd) zatrudniało nawet firmy, które miały za zadanie wyłapanie tych bezdomnych psiaków.
Ma mały bohater tej historyjki nie stronił od ich towarzystwa. Jego matka zawsze z obawą patrzyła na biegnące przez miasto stado psów, wiedziała, że w samym środku takiej watahy często można było ujrzeć jasną głowę jej dziecka, dla którego zwierzęta nie stanowiły żadnego zagrożenia. Zastanawiała się wielokrotnie skąd w malcu tyle odwagi?
Dlaczego o tym wspominam w tym kontekście? Sama do końca nie wiem.

Zapraszamy do przeczytania tekstów powiązanych z tym tematem: „ Andrzej Żelezik, radny RM w Wołominie: Wniosek złożony na sesji 7 marca 2018 ” oraz „Burmistrz Wołomina w promocji

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.