Wiara a trudne decyzje

O
służbie zdrowia należy dużo i otwarcie mówić, ale bez emocji,
wyłącznie szczerze.

Janusz Mroczek – ordynator szpitala
w Wołominie w latach 1973 – 1999, od czterech lat na emeryturze

W Polsce około 90% ludności deklaruje,
że są osobami wierzącymi. W czasie każdej mszy świętej ludzie
przekazują sobie znak pokoju. Myślę, że ten znak nie powinien być
tylko zwykłym gestem grzecznościowym, ale również wyrazem
głębokich przemyśleń nad wartością życia i gotowością niesienia
pomocy osobom potrzebującym.

Chciałbym przedstawić, jak w praktyce
wygląda ta gotowość na przykładzie problemu związanego z
transplantacją narządów. W wielu czasopismach oraz programach
telewizyjnych zagadnienie to jest wielokrotnie poruszane. Pokazywani
są ludzie, którzy żyją wiele lat po przeszczepach nerek,
pracują, wykonują czynności w gospodarstwie wiejskim i powracają do
normalnego życia.

To napawa optymizmem i powinno
spowodować wzrost świadomości o znaczeniu przeszczepów.

Chorują ludzie, dla których
przeszczepienie narządu jest jedyną szansą na życie albo poprawienie
jego komfortu. Największa grupa potrzebujących to chorzy z
niewydolnością nerek. Tysiące ludzi w Polsce jest dializowanych od
dwóch do czterech razy w tygodniu w specjalnych ośrodkach. Z
dumą muszę podkreślić, że szpital w Wołominie posiada taki ośrodek,
który jest prowadzony na bardzo wysokim poziomie przez dr med.
Stanisława Niemczyka. Tworzenie takich ośrodków jest bardzo
kosztowne ale konieczne. Jest ich ciągle za mało co powoduje, że
wielu pacjentów trzeba na dializy dowozić, co zwiększa koszty.
Osoby dializowane to na ogół ludzie bardzo cierpliwi, którzy
godnie znoszą cierpienie. Każdy jest potencjalnym biorcą, ale brak
dawców nie daje wszystkim równych szans.
Transplantologia dokonuje ciągłych postępów. Przeszczepy
serca, płuc, wątroby, trzustki a nawet jelit, będą coraz częściej
praktykowane.

Kto może być dawcą? Jeśli problem
dotyczy chorego dziecka, to takie narządy jak nerki, kawałek wątroby,
mogą być pobrane od jednego z rodziców lub innego bliskiego
członka rodziny, o ile oczywiście będzie zgodność tkankowa.

Inaczej przedstawia się sprawa gdy
chorym jest człowiek dorosły. Przeszczepy od członków rodziny
mają tu mniejsze zastosowanie. Głównymi dawcami mogą być tylko
ludzie, którzy umierają w szpitalach po wypadkach.

Tu zaczyna się problem etyczno-moralny
dla lekarzy, oraz rodziny umierającego. Przepisy pozwalają na
pobranie narządów od zmarłego po stwierdzeniu śmierci mózgowej
o ile za życia nie wyraził on sprzeciwu. Mimo to lekarze rozmawiają z
rodzinami i proszą dodatkowo o zgodę. Często spotykają się z odmową.
Zdaję sobie sprawę, że nie zawsze jest ona wyrazem złej woli, tylko
często przeżywaniem wielkiej osobistej tragedii. Decyzja w takim
momencie jest bardzo trudna, tym bardziej, że musi być podjęta
szybko. Należy się jednak zastanowić czy sama myśl, że narządy
pobrane od bliskiego mogą uratować życie kilku osobom, nie mogłaby
być chociaż niewielką pociechą w smutnym momencie.

Wiara katolicka nakazuje walczyć o
życie każdego, wykorzystując zdobycze współczesnej medycyny.
Hierarchowie kościoła coraz częściej zabierają głos w tematach
związanych
z transplantologią. Nie mają zastrzeżeń moralnych co
do pobierania narządów od zmarłych. Uważają, że niemoralne
byłoby nie ratowanie ludzi, jeśli jest taka możliwość.

Zdaję sobie sprawę, że musi minąć dużo
czasu, aby zgoda na pobranie narządów była powszechna. Tak nie
ma nigdzie na świecie. Pamiętajmy jednak, że sami lub ktoś z naszych
bliskich, też możemy potrzebować przeszczepu i wtedy też będziemy
uzależnieni od decyzji innych ludzi.

Dlatego też, w chwili przekazywania
sobie znaku pokoju w czasie mszy świętej, choć przez chwilkę
zastanówmy się nad problemem, który tu przedstawiłem.
Spróbujmy sobie samemu odpowiedzieć na postawione pytanie: –
Jak postąpiłbym, gdyby moja decyzja mogła uratować życie innych
ludzi?

Nasza wiara, która nakazuje
czynić dobro powinna nam pomóc w podjęciu trudnej decyzji.