33. Dwa światy

Lech Urbanowski

W piątek 24 listopada 2006 roku obudziłem się w dobrze mi znanej Polsce. Wstałem, wyjrzałem przez okno – niebo zachmurzone, zerknąłem na termometr – 10 C dalej zrobiłem to, co, co ranek i ruszyłem w świat robić to, co, co piątek. Po drodze mijałem pola, domy, ludzi. Coś zjadłem, coś tam robiłem, z tym porozmawiałem z tamtym. Potem piwo z paroma kolegami. Długa rozmowa o wszystkim tym co i zawsze. Po tak uczciwie spędzonym dniu wróciłem do domu. Odetchnąłem po przekroczeniu progu – uffff dziś niebo też nie zwaliło mi się na głowę dzień jak co piątek. Wziąłem coś do picia, usiadłem w fotelu włączyłem telewizor, kanał tvn 24 i …… ogarnął mnie mrok. Znak stacji przepasany czarną wstążką, głos prezenterki pełen powagi i smutku (dobrze że to prezenterka a nie aktorka bo na chleb by nie zarobiła), eksperci opowiadają o kopalni, górnictwie, specjalista od wszystkiego a szczególnie ds Śląska opowiada to co zawsze, Prezydent RP ogłasza żałobę narodową, rodziny górników płaczą w świetle fleszy i lamp. Przełączam na inne kanały a tam tvp1, tvp2, przepasane czarnym kirem, na dole ekranu pasek informacyjny ratownicy to ratownicy tamto, i co chwila ten głos prezentera lub prezenterki: powaga i smutek. Otwieram gazetę podobny ton, portale internetowe zmieniły barwy z pstrokatych na szaro czarne. Przez następny dzień to samo , tylko „specjalistów” przybyło, bo politycy nie chcąc by o nich zapomniano podchwycili kilka słówek z żargonu przemysłu wydobywczego. Ale coś tu nie grało ta długo doskonalona machina żałobnicza: telewizja, prasa, politycy nie podziałała na mnie, nie poruszyła nikogo ze znanych mi ludzi. Czemu? Bo żałoba jest stanem którego nie da się zadekretować, tej struny nie poruszy lawina obrazów i potok informacji (trochę słów ze słownika grafomana aby oddać charakter i klimat tych newsów). Jest ona sprawą bardzo osobistą, czasem osobistą dla milionów ludzi (w historii były takie przypadki). Nie wystarczy powtarzać: „Cała Polska łączy się w żalu”, by wszyscy łączyli się w żalu. (do wywołania u mnie uczucia mdłości brakowało tylko tekstu w stylu „dziś wszyscy jesteśmy Ślązakami). Klik wyłączyłem telewizor. Na dwa dni znalazłem się w innym świecie, ale wróciłem. Nadszedł poniedziałek 27 listopada 2006 roku obudziłem się w dobrze mi znanej Polsce…