Malarstwo jest mi najbliższe

W zielonkowskim Ośrodku Kultury można było podziwiać prace Tatiany Pytkowskiej. Z artystką rozmawia Sylwia Kowalska.

– Posiada Pani dyplom Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, z pracowni malarstwa oraz tkaniny. Która z tych dziedzin sztuki jest Pani bliższa i zabiera Pani więcej czasu?
– Malarstwo jest mi najbliższe. Jemu poświęcam najwięcej czasu. Akademię skończyłam ponad ćwierć wieku temu, w innej ?epoce” – mniej radosnej, bardziej szarej. Wtedy nie tak łatwo było zdobyć materiały na tkaniny. Ponadto technika tkania wymaga dużej cierpliwości i żmudnej pracy. Jak się okazało na dłuższą metę czas nie jest z gumy. Malarstwo pozwala mi o wiele łatwiej wyrażać emocje.
– Skąd wzięły się w Pani malarstwie skrajności – od realizmu do abstrakcjonizmu geometrycznego?

– Tu będę trochę surowa. O wiele prościej jest od razu rozpocząć od abstrakcji. Tu nic się nie da porównać z materialnym światem, a niedoskonałości własnego warsztatu można łatwo ukryć. Moim zdaniem należy przejść, może i nudną, ale bardzo potrzebną drogę obserwacji natury, nauczenia się zasad perspektywy, konstrukcji przedmiotów i budowy ciała ludzkiego.
Należy uzmysłowić sobie problem światła i cienia, kontrastu, koloru, waloru itd. Myślę, że po tylu latach malowania, mój warsztat i doświadczenie wreszcie w pełni pozwalają mi na eksperymentowanie z wyobraźnią. Geometria umożliwia mi uporządkować zewnętrzny chaos. Kolorem i odrealnionym światłem kreuję wyimaginowane obiekty (artefakty), które nie są przypisane żadnym rzeczywistym przedmiotom czy zjawiskom.
 

– Od 2000 roku jest Pani członkiem Grupy Twórców WYMIAR. W jakich okolicznościach narodził się pomysł społecznego prowadzenia Galerii Sztuki Współczesnej AKTYN w Warszawie?

– Galeria AKTYN od dwunastu lat prowadzona jest przez Grupę Twórców WYMIAR składającą się z członków Oddziału Warszawskiego Związku Polskich Artystów Plastyków. Ja dołączyłam do niej troszkę później. Galeria mieści się w nowoczesnym biurowcu Aktyn Business Centre przy ul. Chmielnej 132/134 w Warszawie. Powstała na mocy porozumienia władz biurowca z plastykami. Jest ona miejscem prezentacji dzieł sztuki artystów z Grupy Twórców Wymiar oraz zaproszonych przez nią artystów krajowych i zagranicznych. Działalność grupy nie ogranicza się tylko do wystaw. Organizujemy także kiermasze, prezentacje oraz aukcje charytatywne.
 

– 8 lutego zakończyła się Pani wystawa w Ośrodku Kultury w Zielonce. Jak wspomina Pani ów wernisaż?

– Wernisaż odbył się w bardzo miłej atmosferze. Poprzedzony był sympatycznym koncertem uczniów szkoły muzycznej. Z rozmów z gośćmi odniosłam wrażenie, że wystawa przypadła oglądającym do gustu. Nie mnie ją oceniać. Na łamach pisma pozwolę sobie jeszcze raz serdecznie podziękować kierownictwu OKiS w Zielonce za zorganizowanie mojej wystawy malarstwa.
 

– Na swoim koncie ma Pani wiele wystaw indywidualnych. Proszę pomyśleć o kilku z nich: Warszawa 2000 lub 1993, USA – Westport w 1989 roku oraz ostania – zielonkowska. Która z tych ekspozycji jest dla Pani najważniejsza?

– Każda nowa wystawa jest dla mnie dużym przeżyciem. Cieszę się, gdy widzowie chcą dzielić się ze mną swoimi uwagami. Są one najbardziej inspirujące. Przygotowanie wystawy indywidualnej zawsze wiąże się z większym wysiłkiem. Trzeba dokonać wyboru prac. Przecież nie wszystkie da się pokazać. Mogą nie współgrać z koncepcją pokazu.
Wesport to była moja mała prezentacja malarstwa zza ?kurtyny” w normalnym rynkowym otoczeniem. Nawet był wywiad i cała strona w okręgowej gazecie. Było sympatycznie i na serio. Bycie tam artystą to poważna sprawa. Odpowiadając na Pani pytanie – chyba zawsze najważniejszą wystawą jest ta, która właśnie się odbywa.

– Obecnie prowadzi Pani zajęcia malarstwa dla młodzieży i dorosłych w Zielonce. Wielu artystów nie chce nauczać na warsztatach plastycznych. Dlaczego podjęła się Pani takiego zajęcia?

– Taka jest kolej rzeczy. Gdy ?wypełnimy” się doświadczeniem i wiedzą nadchodzi czas by je przekazać innym. Zaproponowano mi prowadzenie zajęć, są chętni – nie widzę przeciwwskazań.

Rozmawiała Sylwia Kowalska